Dzieje liczącej dziś 165 lat - jednej z najstarszych na świecie - orkiestr to kawał muzycznej historii. Na jej sławę pracowały nie tyle spore amerykańskie pieniądze, co pokolenia kompozytorów, a przede wszystkim cała plejada dyrygentów, którym udało się zyskać sympatię tego niezwykłego zespołu. Bo nowojorczycy - świadomi swych walorów - z impertynencją i pewnością siebie latami odstraszali kolejnych kapelmistrzów, zyskując miano "cmentarzyska dyrygentów". No, ale taki zespół mogli, i do dziś mogą, prowadzić tylko najwięksi.

Niepowtarzalne, soczyste i pełne brzmienie Nowojorscy Filharmonicy zawdzięczają nie tylko fortunie przybyłego ze Szkocji Andrew Carnegie, który zainwestował we wspaniały gmach - Carnegie Hall w Nowym Jorku, ale urodzonemu w Poznaniu Leopoldowi Damroshowi, który prowadził wpierw orkiestrę we Wrocławiu, a potem dyrygował zespołami w Nowym Jorku. Po śmierci Leopolda batutę przejął jego syn Walter, dzięki któremu orkiestra związała się z Carnegie Hall i Lincoln Center (dziś rezyduje w Avery Fisher Hall).

Wielkiemu otwarciu Carnegie Hall 5 maja 1891 roku towarzyszył pięciodniowy festiwal, a nowojorczyków prowadził Damrosch na zmianę z samym Piotrem Czajkowskim. Wkrótce potem zawitał do Nowego Jorku Antoni Dworzak, którego prawykonanie IX Symfonii "Z Nowego Świata" rozpoczyna w historii orkiestry długą listę światowych prawykonań, w tym m.in. II Koncertu fortepianowego Czajkowskiego, III Koncertu fortepianowego Rachmaninowa czy Koncertu fortepianowego F-Dur Gershwina, aż po utwory najnowsze, pisane specjalnie dla tego zespołu przez kompozytorów z całego świata.

Sporo czasu minęło od pierwszej w Polsce wizyty słynnych Nowojorskich Filharmoników z ich 40-letnim wówczas szefem - Leonardem Bernsteinem - i surowej krytyki nieodżałowanego Jerzego Waldorffa. W sierpniu 1959 r. ani nowojorczycy, ani tym bardziej ich gorącej krwi dyrygent prowadzący orkiestrę w szatańskich podskokach, przytupach, a nawet na klęczkach, nie zdobyli serca krytyka starej Europy, który dopiero po dziesięciu latach przyznał, jak bardzo się mylił. Stwierdził: "Ameryka jest młoda, więc brak jej tradycji, ale nie brak ambicji".

Zanim jednak nowojorska orkiestra dała swój pierwszy występ w Polsce, za jej dyrygenckim pulpitem stanęła prawdziwa historia - Gustaw Mahler, Willem Mengelberg, legendarny dyktator Arturo Toscanini, sir John Barbirolli, przybysz z Warszawy Artur Rodziński, przyjaciel Mahlera - Bruno Walter, dyrygent żelaznej ręki Leopold Stokowski, wreszcie kolejna sława batuty Dimitri Mitropoulos. Zanim Waldorff zmienił zdanie, z nowojorczykami zdążyli wystąpić Czajkowski, Dworzak, Saint-Saēns, Skriabin, Strauss, Rachmaninow, Strawiński, Hoffmann, Gershwin, Horowitz, Rubinstein czy Stern. Każdy z dyrygentów, kompozytorów czy solistów odcisnął na orkiestrze niepowtarzalne piętno. Każdy zachwycał pasją do muzyki, której sam był zagorzałym wielbicielem. W ciągu zaledwie stulecia przekazali nowojorczykom, a za ich pośrednictwem Amerykanom, wielowiekową europejską muzyczną tradycję, od dzieł Bacha aż po Wagnera i Strawińskiego.

Orkiestra obrosła w piórka i zyskała miano "mafii muzyków", w której każda decyzja zależała od zgody wszystkich członków zespołu. Do momentu, gdy w 1958 roku pojawił się przed nią, zupełnie zresztą przypadkiem, Leonard Bernstein. Pierwszy w pełni amerykański dyrygent - urodzony i kształcony w Stanach - już po dwóch godzinach od debiutu był sławą. Kompozytor, dyrygent, ulubieniec mediów i telewizji w dobie olbrzymiej konkurencji (Ameryka miała już wtedy kilkadziesiąt dobrych orkiestr) wyprowadził nowojorczyków z finansowych kłopotów na pozycję najdoskonalszej orkiestry nie tylko Nowego Kontynentu. Upowszechnianie muzyki z pomocą współczesnych środków przekazu sprawiło, że sukces gonił sukces. Koncerty dla rozgłośni CBS zyskały młodą publiczność, a regularne nagrania dla renomowanych wytwórni zalały świat. Następcy Bernsteina - Georg Szell, Pierre Boulez, Zubin Mehta, Kurt Masur, a od 2002 roku Lorin Maazel doskonale zrozumieli intencje Bernsteina. Orkiestra występowała i występuje nie tylko z najlepszymi muzykami klasycznymi, ale też z rockersami i raperami. Do dziś nagrała ponad 2 tysiące albumów!

W Warszawie muzycy dadzą pierwszy z serii 14 europejskich koncertów, które zagrają też na Węgrzech, w Austrii, Niemczech, Francji i Luksemburgu. Po raz pierwszy orkiestra wystąpi w Polsce z Lorinem Maazelem - guru światowej sztuki dyrygenckiej. Starczy powiedzieć, że zanim pięć lat temu został szefem artystycznym Nowojorczyków, dyrygował już nimi, gdy miał... dziewięć lat! Zagrają "Rapsodię hiszpańską" Ravela i suitę z baletu "Ognisty ptak" Strawińskiego, a także I Koncert fortepianowy Brahmsa. W partii solowej wystąpi wybitny pianista Emanuel Ax. Niestety, dla wybrańców. Bilety na to wydarzenie rozeszły się jeszcze w ubiegłym roku w grudniu!













Reklama