Trzeci studyjny album trwa niewiele ponad 40 minut, a nagrywaliście go prawie cztery lata. To zaplanowana strategia?

Nie, skąd. Po prostu tyle potrzebowaliśmy na walkę z tym materiałem. Choć wiem, że w przypadku tworzenia czegoś nowego czas nie zawsze działa na korzyść, to nam dobrze zrobił.

W Europie postrzegani jesteście jako numetalowy boys band. Jak czujecie się z wizerunkiem grupy dla młodzieży wchodzącej w wiek dojrzewania?

Reklama

Nam zależy, co o zespole mają do powiedzenia fani, a nie muzyczni recenzenci. Jeśli i ty jedynie w taki sposób postrzegasz to, co robimy, to trudno. Zaczynając komponowanie utworów, nie mamy w głowie idealnego modelu konsumenta, pod którego mamy zrobić odpowiednio brzmiące kawałki. Skupiamy się na robieniu dobrej muzyki, która spodoba się przede wszystkim nam. A jeśli trafia też do kilkunastoletnich skate’ów, to co? Źle?

To świetnie, tylko że charakterystyczny dla Linkin Park styl, mieszanka rapu, rocka i elektroniki, stał się jednocześnie ostrzem, którym podcinacie gałąź, na jakiej siedzicie. Wasze albumy są niemal identyczne.

Rzeczywiście pomysły z pierwszej studyjnej płyty "Hybrid Theory" znalazły kontynuację na kolejnym albumie "Meteora". To były tak naprawdę dwa rozdziały tej samej historii. Ale to wszystko. Nie zgodzę się, że "Minutes To Midnight" to kolejny odgrzewany kotlet.

Jednym z waszych największych komercyjnych sukcesów była współpraca z Jayem-Z. Za utwór "Numb/Encore" dostaliście nawet Grammy. Nie kusiło was, by jeszcze raz nagrać duet z którymś z raperów?

Reklama

To, co wydarzyło się z Jayem, przeszło nasze oczekiwania, tym bardziej że wszyscy traktowaliśmy całe zdarzenie tylko jako zabawę. Oczywiście mieliśmy pokusę, by zrobić coś podobnego na nowej płycie, zwłaszcza że wielu znanych hiphopowców zgodziłoby się na duet z nami. Teraz jednak nie miałoby to już takiej mocy, byłoby odcinaniem kuponów od tamtego sukcesu. Na "Minutes..." generalnie jest mniej rapu i skreczów. Po prostu nie warto kolejny raz wchodzić do tej samej rzeki.

Antywojenny monolog w utworze "Hands Held Hight" czy inspirowany huraganem "Katrina" kawałek "The Little Things Give You Away" świadczą, że daleko wam do zgody na to, co robi prezydent Bush. Polityka to dobry temat piosenek?

To nasze pierwsze teksty, w których otwarcie komentujemy to, co dzieje się dookoła nas. Żyjemy w takich czasach i w takim kraju, że trudno o tym nie myśleć i nie mieć własnego zdania na te tematy. Jednak nie są to piosenki wymierzone w konkretnych ludzi. To raczej głos niezgody na zastaną rzeczywistość.

Kiedy zespół nie pomysłu na muzykę, na pomoc zazwyczaj wzywany jest słynny producent. W waszym przypadku to naprawdę gruba ryba. Nie obawialiście się, że legenda Ricka Rubina zmiażdży was w studiu?

My po prostu chcieliśmy nagrać jak najlepszy album, a Rick to najlepszy producent na świecie. Pomyśleliśmy, że jego doświadczenie i intuicja może nam pomóc, więc czemu z nich nie skorzystać? Inna sprawa, że gdybyśmy nie znaleźli wspólnego języka, nic by z tego nie wyszło. Na szczęście nasze wizje były niemal identyczne.

To wasz pierwszy koncert w Polsce. Wystąpicie jednak przed Pearl Jam. To zaszczyt czy policzek dla najpopularniejszego obecnie rockowego zespołu świata?

Reklama

Żartujesz? Cały zespół jest tym podniecony. Wychowaliśmy się na ich muzyce. Nieważne, że czasy ich świetności dawno minęły, a o grunge’u niewielu dziś już pamięta. Słucham ich starych płyt i kilka broni się do dziś. Nigdy nie byłem w Polsce, nie mam z waszym krajem żadnych skojarzeń i nie wiem, czego się spodziewać. Ale świetnie, że do was wpadamy. Zawsze w nowych miejscach przyjmowano nas dobrze. Mam nadzieję, że i w Polsce tak będzie. Mogę tylko obiecać, że ci, którzy przyjdą, nie pożałują.

Ostatnie pytanie: Linkin Park popiera Britney czy Paris?

(długa cisza) Myślę, że każdy z nas zdecydowałby się na kulkę w łeb.