Nowa płyta Jeffa Tweedy’ego i spółki "Sky Blue Sky" choć odbiega od wizjonerskich i śmiałych dzieł z przeszłości, wypełniona została dwunastoma delikatnymi i naprawdę uroczymi kompozycjami obok których trudno przejść obojętnie. Większość z nich została nasycona eterycznym klimatem w duchu młodego Neila Younga.
Dla fanów zespołu przyzwyczajonych, iż do tej pory to ich ulubieńcy wytyczali kierunki rozwoju alternatywnej muzyki (wystarczy przypomnieć genialną płytę "Yankee Hotel Foxtrot" albo eksperymentalną "A Ghost Is Born"), nowe dzieło może okazać się rozczarowaniem. Aktem kapitulacji niestrudzonych do tej pory poszukiwaczy wizjonerskich dźwięków.
Problem jednak polega na tym, iż tym razem muzykom Wilco, w momencie gdy weszli żwawym krokiem do chicagowskiego studia The Loft, przyświecały całkiem inne cele. Tweedy postanowił zwrócić się ku kameralnym, prostym piosenkom wyrastającym z amerykańskiej kultury. Tradycja amerykańskich bardów przeplata się tu z naleciałościami country i bluesa. Momentami efekty bywają znakomite. Czy ktoś pamięta równie piękne kompozycje zespołu jak "Either Way", "Impossible Germany" czy "Leave Me (Like You Find Me)"? Wzbogacone partiami skrzypiec, akustyczno-elektrycznymi gitarowymi dialogami, zaśpiewane czysto, zagrane perfekcyjnie, stanowią prawdziwą ozdobę płyty. "Sky Blue Sky" zawiera niestety także utwory mniej udane, pozbawione lekkości, w których monotonia narzuconego konceptu góruje nad entuzjazmem i pomysłowością.
Wilco A.D. 2007 obrało nowy kierunek muzycznej wędrówki, której celem na chwilę obecną jest raczej piosenka niż kompozycja, odwzorowana muzyczna forma niż emocjonalny eksperyment. Jednak mimo iż to najbardziej "wygładzone" i przewidywalne dzieło zespołu, z każdym kolejnym przesłuchaniem muzyka na nim zawarta dojrzewa, odsłania kolejne smakowite wątki. Zaś poszczególne dźwięki emanują spokojem i pogodną melancholią.
Ze sprzecznych oczekiwań (fanów) i zamierzeń (muzyków), zrodziło się nieoczywiste dzieło, które być może nie zadawala każdego wielbiciela Wilco, lecz jednocześnie zgodnie ze strategią zespołu wytrąca go skutecznie z wszelkich oczekiwań i przyzwyczajeń. Niejako przy okazji udowadniając, jak wiele pomieścić można w kameralnej, subtelnej, choć niełatwej w odbiorze piosence.
Spotkanie z albumem "Sky Blue Sky", jeśli starczy nam tylko cierpliwości, by oswoić się ze wszystkimi jego zakamarkami, może stać się przygodą obcowania z wyciszonym, nie narzucającym się pięknem. Długotrwały efekt niezwykłości gwarantowany.
Kto pokochał alternatywne Wilco za brzmieniowe eksperymenty i śmiałe pomysły, ten z pewnością podejdzie do najnowszej produkcji pionierów alt-country z dystansem. Niesłusznie!
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama