Jednak tym, co tak naprawdę wyróżnia Marsalisa spośród innych wirtuozów trąbki i od lat utrzymuje jego status megagwiazdy, jest nie tylko niezrównana technika i niepowtarzalne brzmienie, ale również nieocenione zasługi w promocji jazzu współczesnego niezależnie od jego rodowodu czy przynależności państwowej, prezentowanie tego co najnowsze i najbardziej kreatywne we współczesnym jazzie.

Autorskie płyty Marsalisa sprzedały się w astronomicznym nakładzie ponad ośmiu milionów egzemplarzy. Jednak trębacz zaskarbił sobie sympatię nie tylko słuchaczy, ale również branży. Legendarny kontrabasista z zespołów Milesa Davisa Ron Carter nazwał go "autentycznym muzykiem jazzowym", wybitny krytyk Leonard Feather - "wspaniałym solistą, symbolem nowej dekady jazzu", a redakcja magazynu "People" dopatrzyła się najjaśniejszej perspektywy dla jazzu nadchodzących lat. Pochwał nie szczędził mu także sam Miles Davis. "Młodzi trębacze kopiują najczęściej Clifforda Browna, Fatsa Navarro albo Dizzy’ego Gillespiego" - mówił w jednym z wywiadów. "Wynton jest inny - on gra samego siebie".

Marsalis był mniej łaskawy dla swojego mentora i w latach 80. ostro skrytykował poczynania artystyczne Davisa i podał w wątpliwość jego warsztatowe umiejętności. Krytycy nieraz zwracali uwagę, że gwiazdą jazzu uczynił Wyntona bardziej konflikt z Milesem niż osiągnięcia na polu muzycznym. To oczywiście złośliwości, bo w ciągu 30 lat działalności Marsalis osiągnął rzadki stopień technicznego mistrzostwa w grze na trąbce i niespotykaną wiedzę na temat muzyki, nie tylko zresztą jazzowej. Od lat przecież regularnie i z sukcesami pojawia się w towarzystwie tak zacnych orkiestr jak choćby London Philharmonic Orchestra, gra muzykę klasyczną: od Bacha, przez Mozarta, po Bernsteina.

Na tym nie kończą się zasługi Wyntona Marsalisa, którego można uznać za jednego z najważniejszych architektów większego jeszcze sukcesu - uznania, że jazz, muzyka czarnoskórych Amerykanów, to największy i najbardziej niezwykły wkład USA w rozwój XX-wiecznej kultury.

Koncert Marsalisa z Lincoln Center Jazz Orchestra, zespołem od lat postrzeganym jako najważniejsza kulturotwórcza instytucja na jazzowej mapie USA, zainauguruje XVI edycję największego polskiego festiwalu jazzowego, który w tym roku przebiega pod hasłem reaktywacji po siedmioletniej nieobecności legendarnego klubu Akwarium. Program imprezy jest imponujący. Niemal codziennie bezpłatny koncert, a w gronie wykonawców większość najważniejszych zespołów polskiego młodego jazzu - od Mikołaja Trzaski i Adama Pierończyka, przez trio Oleś/Jorgensmann/Oleś, po rozpoczynających karierę The Contemporary Noise Quintet. Tradycyjnie będą weekendy tematyczne prezentujące jazz ze Szwajcarii czy Słowacji oraz goście specjalni pokroju: saksofonisty i klarnecisty Petera Brotzmanna (legenda muzyki free improvised da koncert z Mikołajem Trzaską), zaproszonego przez zespół 100nka wirtuoza trąbki Herba Robertsona czy Gary’ego Thomasa, który wystąpi z grupą perkusisty Jacka Kochana.

Koncerty przed warszawskimi Złotymi Tarasami (gdzie reaktywowano Akwarium) trwają już od 28 czerwca i gromadzą pokaźną publiczność. Ta jednak czeka na największą atrakcję Warsaw Summer Jazz Days - megagwiazdy z USA. W tym roku w tej roli - prócz Marsalisa - wystąpią także m.in.: Natalie Cole (16 lipca), prowadzona przez Billa Laswella legendarna grupa Material oraz trio Medeski, Martin & Wood wzbogacone gitarą i talentem Johna Scofielda (oba 11 lipca). Festiwal zamknie 18 lipca koncert kolejnej megagwiazdy - najwybitniejszego przedstawiciela free jazzu Ornette’a Colemana.









Reklama