Kalifornijskiej formacji Korn zawdzięczamy nie tylko popularyzację gatunku zwanego nu metalem, łączącego ciężkie brzmienie z hiphopowymi rytmami i partiami wokalnymi. Amerykanie mogą się również pochwalić najlepszymi płytami w tym gatunku i sukcesami komercyjnymi, których zazdrości im niejedna gwiazda pop. Debiutancki album zespołu wydany w 1994 roku znalazł na świecie ponad pięć milionów nabywców! Był to czas, kiedy wszyscy, od Metalliki po O.N.A., chcieli brzmieć jak Korn.

Reklama

Ale muzyka i specyficzne brzmienie to nie jedyne części skadowe sukcesu Korna. Być może nawet nie najważniejsze. Twórcy "Follow The Leader" (sprzedaż: dziewięć milionów) wykazali się bowiem nadzwyczajnymi zdolnościami na polu marketingu. Jako jedni z pierwszych do kontaktów z fanami wykorzystywali takie wynalazki jak fora internetowe, telefony komórkowe, telewizyjne reality shows czy - to zupełne novum, które okazało się strzałem w dziesiątkę - debaty z fanami, organizowane w sklepach płytowych. Założyli też własną wytwórnię i powołali do życia letni festiwal objazdowy Family Values Tour, który w czasach swojej największej świetności był sporą konkurencją dla kultowego Ozzfestu.

Niedawno Korn przechodził kryzys wieku średniego, który wiązał się głównie z odejściem Heada, gitarzysty grupy. Najpierw powstała nijaka płyta "See You On The Other Side", potem jeszcze gorszy recital bez prądu, nagrany w serii "MTV Unplugged". Również koncerty pozostawiały ostatnio wiele do życzenia, zespołowi brakowało nie tyle drugiego gitarzysty (bo partie Heada wykonywał ukryty za kotarą muzyk sesyjny), co zaangażowania. Zbyt długie przerwy pomiędzy utworami, brak kontaktu z publicznością i mechaniczne odtworzenie największych hitów - oto jak zaprezentował się Korn w Katowicach przed dwoma laty. Słabą formę grupy przypieczętowała choroba wokalisty, Jonathana Davisa, który latem 2006 roku musiał zrezygnować kilku ważnych koncertów.

A może kryzys w zespole był dużo głębszy, niż wynikało z doniesień prasowych, o czym może świadczyć fakt, że w grudniu ubiegłego roku za współpracę podziękował kolegom długoletni perkusista David Silveria. Ale nie ma tego złego - jego miejsce zajmuje obecnie Joey Jordison ze Slipknot, jeden z najlepszych bębniarzy metalowych młodego pokolenia.

Reklama

Czy po tym wszystkim warto dać Kornowi jeszcze jedną szansę? Tak, bo zespół wie, że musi się zrehabilitować. Musi zdawać sobie sprawę z tego, że trwająca właśnie pielgrzymka po letnich europejskich festiwalach oraz powstający ósmy studyjny album, przesądzą o ich miejscu na rockowej scenie. Czy byli tylko kometą, która świeciła jasno, ale krótko i przeminęła wraz z modą na nu metal, czy też może należą do nielicznych gigantów rocka, którzy nie kłaniają się wiatrom historii i nie dryfują z falami muzycznych trendów, bo mają oparcie w zawsze wiernej i zawsze licznej rzeszy fanów? Już 6 lipca, w katowickim Spodku, przekonamy się, dokąd zmierza dziś Korn - z powrotem na szczyt, czy do muzycznego lamusa.




Korn

6 lipca, Katowice, Spodek