Prawdę powiedziawszy: niewielkie. Może muzyka jest na "Pasodoble" bardziej zogniskowana wokół melodii? Może samym muzykom trudniej się ją gra ze względu na brak perkusyjnego szeptu, za którym można się jakoś schować. Możliwe, że konwencja duetu nakazuje większą dbałość o rytmikę, harmonię, timing i detale. Możliwe. Zmiany jednak pod względem ogólnego wyrazu są raczej kosmetyczne.

Fakt ten zapewne ucieszy tych wszystkich, którzy pokochali muzykę tria. Zasmuci tych, którzy liczyli na odsłonięcie nowej twarzy gwiazdy polskiej pianistyki. Tymczasem "Pasodoble" to pierwsza - nazwijmy ją jazzową - płyta z udziałem Leszka Możdżera wydana na całym świecie. Zawiera muzykę zagraną świetnie, jeszcze lepiej nagraną, pełną wirtuozerii i miłych melodii. I choć kokietuje ona tajemniczością, to równocześnie nie porywa i nie pobudza wyobraźni. Nie wprawia w dobry nastrój, ale też nie irytuje zbyt mocno. Przyznam szczerze, że nie za bardzo potrafię nawet skupić na niej uwagę. Ulatuje mi ona z pamięci, ilekroć chcę coś o niej powiedzieć. Nie wyobrażam sobie więc, że mogłaby zaistnieć w mojej kolekcji jako płyta szczególnie ważna. "Pasodoble" jest bowiem świetnym przykładem muzycznego zawodowstwa, efektem rzetelnie wykonanej pracy na zamówienie, precyzyjnie ograniczonej do średniej statystycznej ludzkich upodobań związanych z muzyką jazzową. Z jednej strony to dużo, z drugiej bardzo niewiele.



Lars Danielson/Leszek Możdżer, "Pasodoble" (ACT)





Reklama