Świecącą złotem okładkę płyty zaprojektował Riccardo Tisci – dyrektor kreatywny domu mody Givenchy. W teledysku do singla "Otis" wyreżyserowanym przez Spike’a Jonzego raperzy rozwalają maybacha wartego kilkaset tysięcy dolarów. Jay-Z i Kanye sięgają po nagrania legend: Curtisa Mayfielda, Otisa Reddinga i Niny Simone. Korzystają z usług królowej rhythm and bluesa Beyoncé. Wsparcia w studiu udzielili im też m. in.: The Neptunes, Swizz Beatz, Q-Tip i RZA. To tylko kilka z luksusów, którymi opływa "Watch the Throne". Dokładając do tego nadmuchane jak zeppelin Hindenburg ego Kanye Westa, dostajemy płytę tyle gwiazdorską, co nierówną. Jay-Z nazwał "Watch the Throne" powrotem do klasycznego hip-hopu ze złotej ery lat 90. Niestety, to powrót nie zawsze udany. Podczas, gdy bas czaruje w numerze "Niggas in Paris" albo znakomitym "No Church in the Wild" z rytmicznymi klawiszami, kaleczy go banalnymi rymami Frank Ocean. Klimatyczny jest oldschoolowy "Otis" z samplem "Try a Little Tenderness", ale już przepełnione autotune’em "New Day" chce się wyłączyć po kilku sekundach. Stary hip-hop przypomina kawałek "That’s My Bitch", podobny do dokonań Arrested Development.
Jay-Z i West momentami próbują opowiadać o problemach społeczności afroamerykańskiej, ale nie licząc kilku stwierdzeń w stylu "Power to the People", zupełnie im się to nie udaje. Skutecznie za to rymują o luksusie w ich życiu: zakupach w paryskich butikach, najdroższym szampanie, łatwych dziewczynach.
Album ustanowił nowy rekord sprzedaży cyfrowej w USA, znalazł się też na czele wszystkich sklepów iTunesa. Królowie współczesnego hip-hopu na pewno zarobią na nim na kolejne maybachy. My mamy z tego jednak dużo mniej. – Gdy patrzy się na zmiany w muzyce popularnej, widać, jak hip-hop zastąpił rock’n’rolla wśród młodzieży – powiedział w jednym z wywiadów Jay-Z. Są momenty, że tego żałujemy.
JAY-Z & KANYE WEST | Watch the Throne | Universal Music
Reklama