"Inwazja dźwięku. Muzyka i sztuki wizualne"
Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa
do 2 sierpnia
p
Mury warszawskiej Zachęty goszczą ostatnio interdyscyplinarne koncepty. Jeszcze kilka tygodni temu w galerii można było obejrzeć gigantyczną wystawę zestawiającą dorobek Grotowskiego z klasyczną sztuką performance, a na niej prace światowych tuzów eksperymentu z ciałem takich jak Vito Acconci i wiedeńskich akcjonistów. Teraz pojawia się kolejna wystawa crossoverowa, uszyta z dwóch osobnych tematycznych kawałków, połączonych według zasady: wsadź dwie rzeczy do jednego pudełka, mocno potrząśnij i zobacz, czy może coś z tego wyjdzie.
Pokaz „Inwazja dźwięku. Muzyka i sztuki wizualne” pomyślany został jako wydarzenie towarzyszące tegorocznej edycji Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego. Jego organizatorzy chętnie sięgają do kapitału symbolicznego młodej polskiej sztuki – plakat imprezy zaprojektował Bartek Materka, artysta wykonał też świetne rysunki do festiwalowego magazynu. Jednocześnie szefowie imprezy konsekwentnie wypatrują twórców ze stajni Rastra – w przyszłym roku o plakaty dla Festiwalu Beethovenowskiego ma zadbać Marcin Maciejowski. Najwyraźniej apetyty sięgają dalej, bo pokaz w Zachęcie to naprawdę mocne uderzenie. W ramach „Inwazji dźwięku...” pokazano prace pierwszego garnituru polskich i światowych artystów, sama tylko lista uczestników może zelektryzować. W Zachęcie znalazły się prace: Anriego Sali, Mariny Abramović, Katarzyny Kozyry, Wilhelma Sasnala, Roberta Kuśmirowskiego (który specjalnie dla galerii zmajstrował rzecz niesamowitą – analogowe, przykurzone studio muzyczne, pełne takich atrakcji jak stare syntezatory i magnetofony szpulowe). O dziwo, w Zachęcie znalazło się też malarstwo nowożytne i nowoczesne: obrazy Jacka Malczewskiego, Jacka Sempolińskiego, Tadeusza Makowskiego. Jak wygląda próba połączenia tych dwóch różnych historycznych porządków? Kuratorzy dość konsekwentnie zestawili współczesne prace ze starymi płótnami. I tak wideo Mirosława Bałki „Sunday Kills More...” znalazło się naprzeciwko pracy „Muzyka” Jacka Malczewskiego, obraz „Hiena” Wilhelma Sasnala przedstawiający przetworzony zarys zestawu grającego znalazł się obok filmu „Making Americans”, a obraz grajków Tadeusza Makowskiego wylądował w jednym, czerwonawym pomieszczeniu z pracami wideo Katarzyny Kozyry. Wbrew zamierzeniom Makowski i Malczewski wywołani do odpowiedzi przed Kozyrą i Bałką nie mówią nic, albo bardzo niewiele. Taka forma prezentacji to pewnie trochę komercyjny, popularyzatorski wymóg wystawy, która do galerii ściągnąć ma wielu, ale i zdecydowanie słaby jej punkt. W Zachęcie nie brakuje jednak prac świetnych, doskonale powiązanych z tematem wystawy. To przede wszystkim te, do których dźwięk (albo cisza) przypisany jest wewnętrznie, występuje w skali 1:1, nie jest odwołaniem, ale składnikiem dzieła – prace wideo.
Pokaz otwiera wielka, skomplikowana instalacja czterokanałowa – „Kwartet video” Charlesa Markleya. Zmiksowane zostały ze sobą dźwięki i obrazy – zapisy koncertów, ale też po prostu filmy muzyczne. Na ekranie pojawiają się postaci Shirley MacLaine i Jamesa Stewarta grających na pianinie; obrazy palców poruszających się po klawiaturze, smyczków w ruchu, obraz miga i pojawia się kolejno na różnych ekranach. Wymieszanie zapisów filmowych idzie w parze z miksem muzycznym – słyszymy skomplikowaną, ale spójną kompozycję z muzyki z kilkunastu filmów i koncertów. Obraz i dźwięk są tutaj ściśle powiązane i determinują się nawzajem. W innych z pokazanych prac wideo ten związek nie jest już tak ścisły, ale za to niemniej ciekawy.
W sali tuż obok pokazano jedną z najbardziej znanych prac Artura Żmijewskiego – „Nasz śpiewnik”. Żmijewski kieruje kamerę na pensjonariuszy jednego z izraelskich domów opieki i prosi o odśpiewanie polskich pieśni. Dźwięki i słowa przywoływane z zakamarków pamięci mają mało wspólnego z pierwotną, oryginalną wersją. Warstwa muzyczna jest nośnikiem emocji i indywidualnego doświadczenia, ale też odsyła do kanonu, tradycji, kodu kulturowego. Podobnie dźwięków używa inny artysta wideo – Albańczyk Anri Sala. W jego filmie „Air Cushion Ride” drżąca kamera okrąża zaparkowane wielkie ciężarówki, słynne amerykańskie monstertrucki. Zapętlonemu filmowi towarzyszy klasyczna westernowa muzyka. Dźwięki – tym razem to nie odtworzone przez kogoś dźwięki, ale typ idealny muzyki danego gatunku.
Osobnym rozdziałem „Inwazji dźwięku...” są prace wideo oparte na operowych patentach. To przede wszystkim głośne prace Katarzyny Kozyry z cyklu „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością” – artystka wchodzi w nich w rolę operowej śpiewaczki. Muzyka i śpiew służą podkreśleniu efektu sztuczności, są elementem scenograficznym, uzasadniają budowanie barokowej narracji i scenerii. Ólafur Ólafsson pokazuje pracę wykorzystującą operową konwencję do trochę innych celów, bo też pracuje na innym, niby-dokumentalnym materiale. Jego wideo to opowieść o ukraińskiej emigracji we Włoszech. Oglądamy obrazy opiekunek przy pracy, a ich losy i wypowiedzi wyśpiewują profesjonalni operowi muzycy. Muzyka klasyczna – to patent często wykorzystywany i w kinie popularnym – ma podnieść dramaturgię i uwznioślić temat.
Pokazane w Zachęcie prace wideo przywołują głośną wystawę sprzed kilku lat – ekspozycję „Music/Video” w Bronx Museum w Nowym Jorku. Pokazano na niej 17 prac wideo o silnym muzycznym kontekście. Na wystawie znalazły się zarówno filmy klasyków nowych mediów z lat 60-tych – Nam June Paika i Juda Yalkuta – jak i artystów, którzy wychowali się na MTV (Pipilotti Rist wykorzystującej utwory Johna Lennona i Susan Smith-Pinelo przetwarzającej jeden z numerów Michaela Jacksona). Tamta wystawa była hitem, ta ma tylko jego potencjał.