múm zagrają 30 sierpnia na katowickim festiwalu Tauron Nowa Muzyka (28-20 VIII, kopalnia Katowice) - start koncertu Islandczyków w niedzielę o godzinie 22. na Live Stage

Reklama



Tytuł waszej nowej płyty „Sing Along to Songs You Don’t Know” to ukłon w stronę fanów, którzy próbują śpiewać na koncertach wasze piosenki po islandzku
Örvar Þóreyjarson Smárason: (śmiech) Nie, nie wysyłamy naszym fanom żadnych zakodowanych informacji w tytułach płyt. To zdanie odnosi się do mojego osobistego doświadczenia. Kilka miesięcy temu znalazłem się w grupie ludzi, którzy świetnie się razem bawili i śpiewali różne piosenki. A ja jakoś nie mogłem się w tym wszystkim odnaleźć. I zacząłem się zastanawiać nad tym, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy rzeczywiście byli bardziej niezależni, nie starali się ciągle dopasowywać do innych.

To prawda, że wasze piosenki są też komentarzem do kryzysu ekonomicznego, który dotknął niedawno Islandię?
Wiesz, album powstawał właśnie w tym gorącym okresie, więc trudno było nam pozostać obojętnymi. Jesteśmy częścią tego narodu, więc też braliśmy udział w protestach. Wyszliśmy na ulicę, krzyczeliśmy i hałasowaliśmy – to było niesamowite doświadczenie. Wbrew pozorom dla nas muzyka nie jest ucieczką przed rzeczywistością, ale wyrazem pewnego idealnego obrazu świata. Chcemy powiedzieć ludziom, że jeśli żylibyśmy w bardziej otwartym społeczeństwie, to moglibyśmy dostrzec dla siebie więcej możliwości działania niż te, które daje nam rząd czy narzucają realia ekonomiczne.

A czy was jakoś ta trudna sytuacją uderzyła po kieszeni?
Nie, bo jesteśmy artystami i ciągle narzekamy na brak pieniędzy. Nas kryzys ekonomiczny nie dotyczy, bo my ciągle na niego cierpimy (śmiech).

Pytam o to, ponieważ słyszałem, że na nagrania wyjechaliście do Estonii...
Tak, ale bardziej chodziło nam o przygodę niż o oszczędności. Zostaliśmy zaproszeni tam na festiwal, który odbywał się w pięknej okolicy, pośród jezior. Znajomy powiedział nam, że niedaleko znajduje się piękny dom, chyba z XIV wieku, i koniecznie powinniśmy go zobaczyć. Na miejscu okazało się, że rzeczywiście jest wspaniały i chcieliśmy spędzić w nim kilka dni. Organizatorzy festiwalu wynajęli go dla nas za darmo na tydzień, pomogli zorganizować sprzęt nagraniowy, a nawet lokalny chór. Klimat tamtych sesji słychać m.in. w „The Last Shapes of Never” – to najsmutniejszy utwór na płycie.

Na tej płycie chyba w ogóle panuje smutny klimat?
Nasze piosenki zawsze odzwierciedlają uczucia, a akurat tych ponurych i depresyjnych nazbierało się w ostatnim czasie dużo. Z takiego poczucia smutku i tęsknoty za przeszłością zrodziło się na przykład „Prophecies & Reversed Memories”, a „The Smell of Today Is Sweet Like Breastmilk in the Wind” oddaje naszą wizję końca świata. Ale też pojawia się bardzo pozytywne „Sing Along”, chyba najbardziej popowa piosenka w naszym dorobku. czy kołysanka „Ladies of the New Century” z nadzieją na lepsze jutro.

Jak odnosisz „Sing Along to Songs You Don’t Know” do waszego całego dorobku – to kolejny krok do przodu czy powrót do korzeni?
Nasza muzyka nigdy nie rozwijała się linearnie – raczej podążała tam i z powrotem, do góry i w dół – zataczała krąg. Pod względem nastroju wydaje mi się, że ten album przypomina „Summer Make Good”, który był bez wątpienia naszą najsmutniejszą płytą. Natomiast pod względem prostoty i energii czuliśmy się jak w czasach debiutu „Yesterday Was Dramatic – Today Is OK".

To zbieg okoliczności, że tym albumem wracacie po dekadzie do waszego pierwszego wydawcy Morr Music, czy raczej skończyła się koniunktura na muzykę islandzką oraz folkotronicę i musieliście odejść z Fat Cat?
Patrząc po koncertach, to nie możemy narzekać na zainteresowanie publiczności. Z każdą kolejną trasą nie tylko widzimy wierne grono fanów, ale cały czas przybywa nowych ludzi, którzy szukają ciekawej i zaskakującej muzyki. Dlatego uważam, że nie byliśmy nigdy wytworem żadnej tymczasowej mody. Co najwyżej te zmiany koniunktury boleśnie odczuł nasz wydawca Fat Cat, który znów stał się małą niezależną wytwórnią i wydaje głównie rocka. A w Morr Music zawsze mamy drzwi otwarte, bo jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Czy trasa, w ramach której odwiedzicie również Polskę, ma charakter podsumowujący waszą dotychczasową karierę czy na razie o tym jeszcze nie myślicie?
Hm, w ogóle jeszcze nie zastanawialiśmy się nad świętowaniem naszego jubileuszu. Ruszamy na razie w półroczną trasę po Europie i Stanach – będziemy grali głównie nowe piosenki, bo są proste i idealnie nadają się do wykonywania na żywo. A w przyszłym roku pomyślimy, co dalej robić…