Dzieciństwo: Pierwsze trzy lata życia spędziłam na warszawskiej Pradze. Dzielnicę ledwo pamiętam. Do dziś za to mam w głowie dwa zdarzenia z tamtego okresu – moment, w którym dostałam od babci wymarzony wózek dla lalek, oraz zabawę w pociąg (który robiłam z krzeseł). Mama siedziała wtedy przy stole i rozmawiała z babcią. Nagle wstała, by podać jej kawałek ciasta, a ja z podłogi dostrzegłam kolejne puste krzesło, wiec natychmiast zabrałam je do mojego pociągu. Mama wylądowała na podłodze i złamała kość ogonową... O moim dzieciństwie krążą w rodzinie różne legendy, np. któregoś razu podobno poszłam z babcią do kościoła. Ksiądz zadzwonił, wszyscy uklękli i zaczęli śpiewać. Ponieważ nie znałam słów tamtej pieśni, to zaczęłam śpiewać „Wsiąść do pociągu” Maryli Rodowicz. Mama twierdzi, że śpiewałam też sobie do snu i zasypiałam w połowie słowa, np. „Maju, Maju, co zo...”

Reklama

Początki: wychowałam się w rodzinie aktorskiej. Wuj jest aktorem (Marian Kociniak), przyrodnia siostra (Katarzyna Kozak) także, z zawodu także ojciec. Od najmłodszych lat więc byłam zabierana do teatru. Kiedy skończyłam sześć lat, postanowiłam, że pójdę w ich ślady. Po maturze zdawałam do warszawskiej Akademii Teatralnej, ale się nie dostałam. I nagle okazało się, że nie mam planu B, nie mam pomysłu na siebie. Po roku błądzenia trafiłam do szkoły muzycznej drugiego stopnia na Bednarskiej. W tym czasie zadzwonił do mnie Piotrek Koźbielski, dziś perkusista Łąki Łan, który wtedy ze swoim zespołem miał pojechać na tygodniowe warsztaty do Danii. Niestety ich wokalistka nie mogła jechać. Długo nie myśląc, zaproponowałam: „To może ja?”.

Książki: Ostatnio sięgnęłam po „Zmierzch” Stephenie Meyer i nie mogę się oderwać. Napisana jest bardzo prostym językiem, ale konstrukcja fabuły jest naprawdę wciągająca. Jedną z moich ulubionych książek jest „Pachnidło” Suskinda – żadna książka wcześniej ani później nie poruszyła aż tak moich zmysłów (zwłaszcza powonienia). Jeśli ktoś ma wątpliwości, jak postępować w życiu, polecam „Źródło” Ayn Rand. Bardzo podobały mi się „Szkarłatny płatek i biały” Michela Fabera oraz „Mag” Johna Fowlesa. Teraz czeka na mnie „Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafóna.

Film: wychowałam się na „Czterech pancernych” i „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” – ostatnio dołączyłam do mojej kolekcji DVD pokolorowaną wersję tego filmu. W ogóle się nie zestarzał, dalej umieram przy nim ze śmiechu. Kiedy byłam nastolatką duże wrażenie zrobił na mnie „Trainspotting” i Ewan McGregor. Teraz śledzę na Discovery program McGregora, w którym (wraz z przyjacielem Charliem Boormanem) na motocyklu objeżdża świat. Uwielbiam braci Coenów przede wszystkim za poczucie humoru. Jednym z moich ulubionych obrazów jest „Ojciec chrzestny” Coppoli, a na okrągło mogę oglądać „Między słowami” Sofii Coppoli – dla mnie to jest film idealny, nie ma w nim ani jednej niepotrzebnej sceny. Do kina prawie przestałam chodzić. Nie tylko dlatego, że wszyscy wokół coś przegryzają, chrupią, szeleszczą. Najbardziej wkurza mnie, kiedy ktoś podczas filmu bezczelnie odbiera komórkę. Dlatego kupiłam rzutnik i mam kino w domu.

Reklama

Seriale: jestem specjalistką, chociaż zainteresowałam się nimi całkiem niedawno. Kocham „Ostry dyżur”, „Zagubionych”, „Gotowe na wszystko”, „Dextera”, „Skazanego na śmierć”, „Trawkę”, „Seks w wielkim mieście”. Nie znoszę czekać cały tydzień na następny odcinek, dlatego zaraziłam się kupowaniem boksów. Potrafię obejrzeć osiem odcinków naraz. Mam wszystkie 10 sezonów „Przyjaciół”. Ostatnia płyta zawiera making off, dzięki któremu zrozumiałam, dlaczego ten serial podbił świat. Nad scenariuszem pracowało 26 osób. Część sezonów była nagrywana w obecności publiczności, którą wcześniej „rozgrzewano” jak przed koncertem U2. I jeśli jakiś gag był dla publiczności niezrozumiały lub nieśmieszny, scenarzyści przerabiali tekst na bieżąco. W efekcie dialogi są doprowadzone do perfekcji.

Muzyka: kiedyś moim guru był Mike Patton – perfekcyjny pod każdym względem. Charyzmatyczny na scenie, świetny wokalista, a do tego jeszcze przystojny. W tym roku na Opene’rze czekałam z niepokojem na występ Faith No More. Bałam się, że nie zrobi na mnie już takiego wrażenia jak kiedyś. Patton jednak nadal jest w doskonałej formie, to wciąż ten sam demon, zwierzę na scenie, które śpiewa bez ani jednej krzywej nuty. Na ich koncercie odżyła we mnie od wielu lat uśpiona dusza rockowa. Przeżyłam też fascynację zespołem Portishead i Beth Gibbons. Od października prowadzę w „Trójce” autorską audycję „Bez etykiety”, by móc proponować słuchaczom to, czego sama lubię słuchać. Czasem są to utwory, których nie sposób sklasyfikować. Zresztą klasyfikacja w ogóle mnie nie interesuje. W muzyce poszukuję wiarygodności – tylko to na mnie działa.

Plany: ostatnio nagrałam piosenkę promującą film „Miłość na wybiegu”. To było interesujące doświadczenie. Wcześniej nie miałam okazji pracować przy produkcji na tak dużą skalę. Moja pierwsza płyta „Tak zwyczajny dzień” była bardzo spokojna, oszczędna, akustyczna. Dziś jestem na zupełnie innym etapie, mam chyba dużo więcej energii. Szukam złotego środka, by połączyć tę energię z delikatnym wokalem. Na razie zbieram materiał na nową płytę, która mam nadzieję ukaże się w przyszłym roku.