Kobiety dla kobiet (choć nie tylko) na Dzień Kobiet i cały rok [ZDJĘCIA]
1 Rozmyty, uwierający klimat przewija się przez cały krążek wokalistki i modelki, która karierę zaczynała w jazzującej 8½ Souvenirs i ma za sobą koncerty u boku Williego Nelsona czy Briana Setzera. Z Lynchem zna się od kilku lat – jej utwór "Polish Poem" znalazł się na ścieżce dźwiękowej do jego "Inland Empire". Rozmarzony wokal i rozmyte dźwięki na "This Train" mogą się kojarzyć z dokonaniami Cocteau Twins czy Portishead, ale najbardziej słychać tu piętno właśnie Lyncha. Lepiej nie puszczać sobie tego albumu po ciemku. Już 20 marca we wrocławskiej Synagodze pod Białym Bocianem Chrysta Bell zaprezentuje się na żywo
Media
2 Cztery lata temu, będąc już po debiucie "Do You Want the Truth or Something Beautiful?", Brytyjka Paloma Faith mówiła: – Współczesna sztuka wydaje mi się nieszczera i plastikowa. Spójrz na przykład na modę – dziewczyny dzisiaj wyglądają tak androgenicznie, w krótkich włosach, w męskich ubraniach. Tymczasem ikony stylu z lat 50. dumnie podkreślały strojami swoją kobiecość. Ja też jestem miłośniczką kabaretu, prowokacyjnych kreacji. W tej zamierzchłej przeszłości jest coś mitycznego
Sony Music
3 I faktycznie od samego początku kariery nie tylko wygląda dość prowokująco, to jeszcze śpiewa w starym stylu. Stylizuje się na gwiazdy z lat 50. w stylu Betty Page i uprawia retro pop. Nie inaczej jest na jej najnowszym krążku "A Perfect Contradiction". Wspierają ją tu chociażby Pharrell Williams oraz Raphael Saadiq i to na pewno im w dużej mierze zawdzięcza bujający, soulowo-funkujący klimat. Krążek wokalistki i aktorki (zagrała u Terry'ego Gilliama w "Parnassusie") to na pewno najbardziej energetyczny materiał w tym zestawieniu
Sony Music
4 – Melancholia jest ciągle obecna w moim życiu, ale już nie wysysa z niego energii – deklaruje Amerykanka Joan Wasser, która jako Joan As Police Woman wypuściła właśnie swój czwarty krążek "The Classic". Kiedy najpierw pokazała światu tytułowy singiel, wielu nie kryło zdziwienia. Utrzymany w konwencji popu sprzed kilkudziesięciu lat, napisany wyłącznie na głosy kawałek potwierdził jej przytoczone na początku słowa
Media
5 Joan Wasser uwodzi łagodnym temperamentem, ale już nie na taką skalę jak chociażby w wydanym sześć lat temu albumie "To Survive" czy "The Deep Field" z 2011 roku. Wasser nie zaczęła jednak nagle grać garażowego rocka. Wciąż silnie nawiązuje do retro soulu, czasami brudząc go gitarami albo innymi dźwiękami, przy czym – jak przekonuje w numerze "Good Together" – "wystarczy już tej nostalgii". Kawałek rozwija się w stylu, jakiego nie powstydziliby się Sonic Youth. Gitarowa masakra pod koniec imponuje. Dziewczyna Jeffa Buckleya, współpracowniczka Lou Reeda, Johna Cale'a, Dave'a Gahana, Eltona Johna, Antony And The Johnsons czy Rufusa Wainwrighta pokazuje pazura na "The Classic" kilkukrotnie. "Shame" z całą gamą orkiestrowych dźwięków do tańca nie pobudzi chyba tylko najstarszych mieszkańców domu spokojnej starości. "What Would You Do" również sprawia wrażenie, jakby był wspomagany kilkudziesięcioosobową orkiestrą
Media
6 Żywiołowo, choć już za sprawą innego instrumentarium, jest na najnowszym albumie multiinstrumentalistki Annie Clark ukrywającej się pod pseudonimem St. Vincent. Jak sama mówi, na "St. Vincent" chciała nagrać imprezową muzykę pasującą na pogrzeby. Do tej pory Clark solowe albumy wypełniała w większości uroczymi popowymi piosenkami zaaranżowanymi z rozmachem m.in. na sekcję smyczkową i dęciaki. Na "St. Vincent" w większym stopniu weszły gitary, które Annie okrasiła imprezowymi bitami. Choć, podobnie jak u Joan Wasser, nad materiałem unosi się lekko melancholijny, mroczny duch. Najlepiej słychać to w doskonałym, spowolnionym "Prince Johnny"
Universal Music Polska
7 St. Vincent po raz kolejny pokazuje, że na jednej płycie potrafi kilkukrotnie zmieniać klimat. Kobieta kameleon odwołuje się do synthpopu lat 80., altrocka, mainstreamowego popu, ale wszystko to lekko wykręcone. Zupełnie jak u wspomnianej wyżej Joan Wasser i kolejnej wokalistki, która właśnie wypuściła nowy materiał
Universal Music Polska
8 Energii nie brakuje na drugiej płycie duńskiej artystki Mademoiselle Karen, choć w jej odbierze przeszkadza pewien zgrzyt. Poznaliśmy ją dzięki Czesławowi Mozilowi. Na jego koncertach popisywała się swoim niemal operowym wokalem i solówkami na dęciakach
Media / TOMiRRi
9 Absolwentka duńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej na "Comme Les Garçons" miesza francuskie chanson, elektronikę i trudne do sklasyfikowania dźwięki, dodając do tego swój wokal w różnych językach. I tu dochodzimy do zgrzytu. Przy całym wciągającym muzycznie materiale Karen niepotrzebnie postanowiła momentami zaśpiewać po polsku. Nie wiem, jakie miała intencje, ale wyszło po prostu śmiesznie. Gdyby nie to, spokojnie można by zestawić jej "Comme Les Garçons" u boku wyżej opisanych płyt i wszystkie podpisać przymiotnikami: wciągające, zakręcone, melancholijne, z lekką nutą niepokoju
Media
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję