Sukienka w groszki i natapirowana grzywka – to twoje nowe oblicze z płyty "Follow you", którą niedawno wydałaś, a która jest przesiąknięta klimatem lat 50.. Czemu wybrałaś właśnie ten okres w muzyce?

Mika Urbaniak: Od 14 roku życia pasjonuję się muzyką lat 50-tych. Fascynują mnie artyści z tamtego okresu – począwszy od Elli Fitzgerald przez Franka Sinatrę, aż po Doris Day czy Judy Garland. Muzyczne inspiracje tkwiły zatem we mnie długo, a w ostatnich latach odkryłam, że pasuje do mnie również styl strojów z tamtych czasów (śmiech). Przekonałam się o tym kilka lat temu przy okazji sesji do "Elle", którą robił mi Jacek Poręba. Byłam wtedy wystylizowana na lata 50-te. Skoro, więc tak się wszystko zgrało, to pomyślałam: czemu nie?! Nagram coś w stylu tamtej epoki.

Reklama

"Zmieniłam wszystko, by móc zmienić siebie i swoją twórczość" – tak ostatnio powiedziałaś.

Zmieniłam otoczenie i podejście do życia. Dorosłam i nauczyłam się wielu rzeczy o sobie. Od czasu, gdy nagrałam poprzedni krążek "Closer", zyskałam na przykład pewność siebie. Lepiej też wiem, czego chcę i nie daję się lękom, które mi kiedyś towarzyszyły. Wiem, do czego dążę i jak ma wyglądać mogą droga. Jestem bardziej pewna swoich marzeń – tych artystycznych i osobistych.

Reklama

Zdradź, o czym marzysz?

Chcę wydawać kolejne płyty, ale też rozwijać inne swoje zainteresowania i talenty. Piszę książkę i chciałabym występować w filmach. Co do najbliższej przyszłości to chciałabym, by płyta "Follow You" została wydana w innych krajach i bym mogła podróżować promując ją. A tak osobiście chciałabym mieć trzy życiowe bazy: w Londynie, w Polsce i jeszcze jednym ciepłym kraju... Mam też całą listę rzeczy do realizacji, również biznesowych, czyli plany, na co najmniej pięć następnych lat.

Powiesz coś więcej o książce, którą piszesz i filmach, w których chciałabyś zagrać?

Reklama

Co do książki to jest to powieść z pogranicza fantasy dla młodych ludzi o smoku. Jeszcze nie wiem, kiedy się ukaże, ciągle ją piszę. A w kwestii filmu – zaczynam pisać swój scenariusz, ale nic jeszcze więcej nie powiem, bo to kompletny początek. Liczę też na to, że trafi do mnie zaproszenie od któregoś z polskich reżyserów. Bardzo bym tego chciała.

Wspomniałaś, że chciałabyś wejść z krążkiem "Follow you" na rynki zagraniczne. Gdzie konkretnie?

Najbardziej zależałoby mi na Niemczech i Anglii. Ale byłoby też super, gdyby udało się zaistnieć na przykład w Hiszpanii.

Czemu tak późno zaczęłaś nagrywać płyty? Debiutowałaś na scenie, jako nastolatka, długo śpiewałaś w chórkach innych artystów, a swój pierwszy album nagrałaś trzy lata temu, jako dojrzała kobieta. Gdybyś zaczęła kilka lat wcześniej dziś miałabyś na koncie z pięć krążków.

Faktycznie, nie spieszyłam się. Mam na to różne teorie – może nie było mi to wcześniej potrzebne, może zbyt odczuwałam jakąś presję i nie chciałam się jej poddać. Staram się podchodzić do wszystkiego naturalnie – jeśli czuję, że jest na coś czas, robię to; jeśli nie – odpuszczam. Ten czas, kiedy nie nagrywałam, tylko – nazwijmy to – zdobywałam życiowe doświadczenie, też był mi potrzebny. Pewnie dzięki niemu teraz lepiej sobie radzę. Poza tym, kiedy człowiek jest młody i ma do czynienia ze sceną, to mogą mu się zdarzyć po drodze sprawy, które komplikują karierę. Ja ten najgorszy czas mam chyba za sobą i mogę się skupić na muzyce.

Mówisz o czasie młodzieńczego buntu i szaleństw? Byłaś niegrzeczną dziewczynką?

Miałam okres, gdy dużo imprezowałam. To było wtedy, gdy przyjechałam do Polski. Połknął mnie wtedy artystyczny światek i balangowałam. To był mój czas buntu. Nie chciałam słuchać nikogo, łącznie z rodzicami.

Dlatego też nie nagrałaś płyty wcześniej?

Nie miałam takiego nastawienia: a właśnie, że nic nie nagram, bo jestem teraz zbuntowana. Po prostu - robiłam, co chciałam i nie analizowałam tego. Musiał minąć jakiś czas, żebym była w stanie wysłuchać kogoś, kto powiedział: dziewczyno, nagraj tę płytę - stać cię na to, jesteś utalentowana.

Czy po nagraniu drugiej płyty masz już przekonanie, że jesteś Miką – samodzielną artystką, a nie córką Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka, co ciągle, przy każdej okazji jest ci przypominane.

Wewnętrznie, sama o sobie, czuję, że jestem kimś osobnym. Mam przekonanie, że już na siebie zapracowałam. Ale jak to jest odbierane w świecie mediów, trudno mi powiedzieć, bo rządzi się on swoimi prawami. Może lepiej byłoby pytać o to kogoś, kto słucha mojej muzyki - byłby najbardziej obiektywny. Ale tak naprawdę, to chyba nigdy nie ucieknę od tego, kim są moi rodzice. Kiedyś przeszkadzało mi to bardziej, dziś nie jest już tak źle. Choć jak pytają mnie o to, albo nawiązują do dorobku rodziców zbyt często, to czuję się czasem poirytowana. Z drugiej strony wiem, że te pytania się pojawiają i będą się pojawiać. Staram się też wyciągnąć z tej sytuacji dobre strony. Dużo zawdzięczam rodzicom, jestem z nich dumna i wiele się od nich nauczyłam. Nie mogę się przeciw temu buntować. Dzięki nim jestem na świecie, dzięki nim miałam dzieciństwo na walizkach i wśród artystów, a to bardzo dużo mi dało. Chciałabym jednak żeby moja twórczość była oceniana tylko w moim kontekście. Czasem muszę o to zawalczyć.

Rodzice słyszeli twoją ostatnią płytę? Rozmawiałaś z nimi o niej? Radziłaś się?

Słyszeć na pewno słyszeli, ale nie radziłam się ich. Byłam raz u taty z nagraniami demo i usłyszałam, co o nich sądzi. Ale generalnie nie chciałam, by ktoś miał wpływ na tę płytę. Wierzyłam w nią i w swój pomysł na nią tak bardzo, że nie chciałam by ktoś coś do tego dorzucał. Poza tym rodzice zawsze dawali mi wolną rękę.

Mika Urbaniak, właściwie. Michelle Urbaniak (ur. 1980 w Nowym Jorku) – polska wokalistka, najczęściej łącząca takie gatunki muzyczne jak jazz, R&B i hip-hop. Córka Michała Urbaniaka i Urszuli Dudziak. Od 2001 roku mieszka w Polsce.