Powiedziałeś kiedyś, że eksperymentowanie było sposobem na wasze przetrwanie w latach 80. Słuchając nowej płyty Ultravox "Brilliant", trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że wybraliście bezpieczną drogę powrotu do swoich korzeni?
Billy Currie: Wchodząc do studia, nie mieliśmy konkretnego pomysłu na album. Tą płytą nie chcieliśmy na siłę wracać do lat 80. i też nie chcieliśmy koniecznie szukać nowych brzmień. Chodziło o to, żeby pokazać, jacy jesteśmy w tej chwili. Nie będziemy udawać nikogo innego, nie zgodzę się jednak, że na "Brilliant" brakuje eksperymentów. Przykładem chociażby piosenka "Hello", chyba pierwsza nagrana przez nas w rockowo-elektronicznym stylu mid-tempo. Potem w podobnym klimacie powstało jeszcze "Live". Może kiedyś byliśmy za młodzi, by nagrać tego typu utwór. Teraz też nie było łatwo, bo "Hello" wielokrotnie zmieniało swoje oblicze, zanim powstał końcowy efekt.
Nagrywanie "Brilliant" – po kilkunastu latach wydawniczej pierwszy – nie było więc dla was łatwym procesem?
Było prościej, bo nie czuliśmy już tej presji charakterystycznej dla lat 80. Teraz sami decydowaliśmy, w jakim tempie nagrywamy. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy w studiu, na luzie podeszliśmy do pierwszego numeru. Mieliśmy świadomość, że jak nie wyjdzie, to powinniśmy dać sobie spokój. Ważne było to, że wcześniej zagraliśmy kilka koncertów, co pozwoliło się nam znowu scalić, poznać.
Najgorszy moment przy pracy nad nową płytą?
Ciężko jest przejść tę chwilę, kiedy pracujesz już tak długo nad jakimś numerem, że masz go dosyć. "Rise" nagraliśmy na przykład dopiero za trzecim podejściem. Na szczęście potrafimy być wobec siebie krytyczni, gdy ktoś wpada na pomysł, który się nie sprawdza, od razu mówimy: no nie, stary, to nie to. Dzięki temu udaje się uniknąć jałowej pracy nad jakimś utworem.
Używaliście jakiegoś sprzętu, który pamiętał lata 80.?
Jestem na bieżąco z nowinkami technologicznymi, także staram się używać nowego sprzętu, zresztą podobnie robię na moich solowych płytach. Miałem jeszcze kilka lat temu sporo retro syntezatorów, ale zagracały mi mieszkanie, poza tym trzeba też sporo wysiłku i pieniędzy, żeby je utrzymać tak, by odpowiednio grały, więc większość sprzedałem.
Czy jesteście jeszcze w kontakcie z zespołami, z którymi rywalizowaliście w latach 80.?
To może trochę śmieszne, ale my dalej rywalizujemy. Jak słuchałem nowej płyty OMD "History of Modern", to żałowałem, że to nie ja wpadłem na niektóre ich melodie. Pamiętam, że jak zeszliśmy się jako Ultravox w 2008 roku, to byliśmy na koncercie OMD. Odwiedziłem ich na zapleczu i wspominaliśmy stare czasy, kiedy ja grając z Garym Numanem, supportowaliśmy ich koncerty. Podoba mi się też ostatni album "All you need is now" Duran Duran, zawsze mieli ciągoty do dobrych tanecznych melodii i dzięki nim brzmią na płycie prawdziwie, jak dawniej. Nie lubię z kolei ich poprzedniej płyty "Red Carpet Massacre", na której niepotrzebnie na siłę chcieli zagrać coś innego niż zwykle. Skręcanie w różne dziwne rejony nie zawsze daje dobre efekty i to miałem też w głowie przy pracy nad "Brilliant".
Czy jest szansa, że zaprezentujecie „Brilliant” na żywo w Polsce?
Niestety jeszcze tego nie wiem. Wiele się teraz o was mówi za granicą, poza tym mam wielu przyjaciół Polaków w rodzinnym Yorkshire, dlatego mam nadzieję, że uda się u was zagrać.