Wspominał pan, że nigdy nie wyobrażał sobie występowania w "żywym" zespole i że całe zamieszanie wokół grupy nieco pana przytłaczało. Czy dziś nadal jest to dla pana dziwna sytuacja?
Danny Griffiths: Musiałem to powiedzieć już naprawdę dawno temu. Faktycznie, gdy zaczynaliśmy – w Londynie, na początku lat 90. – byliśmy raczej zespołem studyjnym. Tam mogliśmy pracować w spokoju. W tamtym czasie granie na żywo było czymś niemodnym. Na początku lat 90. siedzieliśmy w studiu i "dłubaliśmy" spokojnie w naszym materiale. Mieliśmy tyle czasu, ile trzeba było i żadnej presji.
Dziś kochamy koncertowanie. I ewidentnie przestaliśmy być tylko zespołem studyjnym, co było dla nas sporą zmianą. Praca w studio nadal sprawia nam ogromną przyjemność, jednak wiemy, jak ważne są trasy koncertowe. To zupełnie inny rodzaj doświadczania muzyki. Występowanie na żywo to element tego świata i musieliśmy go zaakceptować, czy nam się to podobało, czy nie. Na szczęście nam się podoba.
Narzekaliście, że Wielka Brytania wciąż nie zwraca na was takiej uwagi jak Europa. Czy wasza "baza" nadal jest na starym kontynencie?
Zdecydowanie. Choć to się nieco zmienia: gramy niedługo koncert w Londynie, później całą trasę po Anglii. Powoli udaje się trafiać do szerokiej publiczności, również dzięki występom na różnych festiwalach. Choć to nadal nawet nie przypomina zainteresowania fanów z Europy. Staramy się to zmieniać, zdobywać nową publiczność w Anglii.
Na waszą twórczość składa się szereg różnorodnych inspiracji: od trip-hopu po rock progresywny a nawet muzykę klasyczną. Czy to działanie świadome, artystyczne credo, czy raczej wynik różnorodności gustów muzycznych między członkami zespołu?
Wydaje mi się, że pierwsze albumy, które były bardzo trip-hopowe, powstawały po prostu pod wpływem tamtej muzyki. Wszyscy byliśmy nią wówczas zafascynowani, to było coś nowego. Potem poszliśmy dalej, rozwinęliśmy się i zwracaliśmy uwagę na inne rodzaje grania. Często wpływa na nas muzyka, której słuchaliśmy w dzieciństwie. Inspiruje nas zarówno trip-hop jak i Beatlesi czy The Rolling Stones. Osobiście, bardzo ważna była i jest dla mnie muzyka grupy Kraftwerk. A więc: od muzyki elektronicznej po pop-rock. Nadal lubimy takie ospałe bity – to część naszego brzmienia.
Czego słucha pan w domu, gdy nikt nie patrzy i nie osądza?
Najczęściej muzyki, która mnie zrelaksuje. Chętnie muzyki klasycznej, na przykład Beethovena. Bardzo lubię również minimalistyczne brzmienia. Taki rodzaj muzyki, w którym możesz się zatracić na koniec dnia.
Kilka waszych utworów zostało wykorzystanych w polskim filmie "Sęp", który wejdzie do kin w styczniu 2013 roku. Myśleliście kiedyś o komponowaniu muzyki filmowej?
Tak, bardzo często dostajemy takie propozycje. Problem polega na tym, że nie mamy na to czasu. Dlatego właśnie w filmach często pojawiają się nasze starsze piosenki. Praca w filmie jest wymagająca i czasochłonna. Póki co, po prostu nie znajdujemy wystarczająco wiele czasu, żeby zaangażować się w tworzenie muzyki dla filmu, od zera. Jesteśmy zbyt zajęci nagrywaniem i koncertowaniem. Choć gdyby jakiś film faktycznie trafił do mnie, w mój gust, mógłbym się nad tym poważnie zastanowić. Jeśli się trafi i będzie inspirujący – wejdę w to.
Co was teraz czeka? Poza wspomnianymi koncertami w Anglii, czy macie już przygotowany grafik na najbliższy czas?
Sama trasa koncertowa potrwa jeszcze kolejne dwa lata. W czerwcu wychodzi nasza nowa płyta, więc będzie nowy pretekst do występowania. W dodatku zaczynamy zdobywać popularność we Włoszech, Niemczech i Australii. To znaczy, że musimy jeździć dalej i rozwijać się. Zagramy w Turcji, Rosji, Grecji, gdzie tylko się da. To dla nas ważne, ponieważ oznacza, że nasza muzyka dociera do coraz większej publiczności. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni.
Zespół Archive powstał w Londynie w 1994 roku, założony przez Danny'ego Griffithsa i Dariusa Keelera. Muzyka formacji łączy wpływy trip-hopowe z elektroniką, rockiem progresywnym i muzyką poważną. Grupa debiutowała w 1996 roku albumem "Londinium". Od tamtej pory nagrała jeszcze siedem krążków, ostatni - "With Us Until You're Dead" – w 2012 roku. W 2003 roku utwory Archive wykorzystano na ścieżce filmowej do obrazu "Najlepsi z najlepszych". W styczniu 2013 roku do polskich kin trafi film "Sęp" z Michałem Żebrowskim i Anną Przybylską, w którym wykorzystano kompozycje brytyjskiej grupy.