– Oto cudowne dziecko polskiego jazzu. Monika Borzym, lat dwadzieścia i trzy – pisze Wojewódzki. – Jej drugi już album zatytułowany "My Place" udowadnia, że spełniają się najbardziej egzotyczne marzenia, nawet te z najwyższej półki. Jeśli dostrzeżecie na jej płycie ton Randy’ego Breckera czy zwinność Johna Scofielda, to nie regulujcie odbiorników. Wielki świat kłania się w pas małej pannicy z Polski.

Reklama

Monika Borzym dysponuje jednym z najciekawszych jazzowych głosów na naszej scenie. Miała 18 lat, gdy otrzymała stypendium w jednej z najbardziej znanych amerykańskich szkół jazzowych. I jeszcze więcej szczęścia, bo udało jej się nawiązać współpracę ze znakomitymi muzykami. Swój debiutancki krążek "Girl Talk" nagrała z pomocą znanego producenta Matta Piersona oraz wybitnego pianisty Gila Goldsteina, który pracował ze Stingiem i Bobby'm McFerrinem.

Wypełniony coverami album pokrył się w Polsce platyną, a za oceanem zebrał znakomite recenzje. – Od dawna w jazzie docierającym do nas zza granicy nie pojawiło się zjawisko równie świeże i kuszące, co Monika Borzym – pisał amerykański dziennikarz Christopher Loudon na stronie JAZZTIMES. Na drugiej płycie, "My Place", Monika Borzym zdecydowała się już nie kopiować innych i nie licząc trzech coverów, zaprezentowała premierowy materiał. I znów odniosła pełny sukces – zaledwie tydzień po premierze krążek osiągnął status Złotej Płyty.