MARCIN CICHOŃSKI: Dobrze czujesz się w trasach koncertowych? Są muzycy, dla których to jest połączenie ambiwalentnych uczuć: szczęścia bo kontaktujemy się z fanami i skarania boskiego ze względu na logistykę, przemieszczanie się, hotele. Jak jest z tobą?
JULIA MARCELL: To prawda - ma to swoje dwa oblicza. Moment, w którym grasz koncert, kiedy możesz totalnie odpłynąć to jest coś najwspanialszego. Bardzo lubię podróżować - jestem takim typem, który nie umie usiedzieć w jednym miejscu. Bardzo lubię jeździć w trasę, ale zdarzają się takie momenty, kiedy rzeczywiście mam już dość życia na walizkach, cały czas w busie - to po pewnym czasie daje się we znaki. Ale muszę przyznać, że mam dość dużą wytrzymałość na wszelkie problemy logistyczne.

Reklama

Lubisz być sama jedyną gwiazdą wieczoru, czy wolisz koncerty łączone, kiedy ktoś cię wspiera lub ty wspierasz kogoś?

Bardzo lubię granie z innymi artystami. Mam wrażenie, że tak jest po prostu weselej, ale też i i odpowiedzialność za wieczór rozkłada się na różne barki. Wśród muzyków mam znajomych, bardzo lubię się z nimi przy tej okazji spotkać. A obserwowanie debiutantów to też przemiła okoliczność.

Po liczbie selfie, które znajduje w Internecie wnioskuję, że nie jesteś nieprzystępną gwiazdą z którą po koncercie nie można sobie zrobić zdjęcia pamiątkowego?

Reklama

Tych zdjęć trochę jest więc dowodów się nazbierało i bardzo dobrze. Po koncertach zwykle wychodzimy z zespołem i rozmawiamy ze wszystkimi.

Czym się różni przygotowanie twojego koncertu w Polsce i na przykład takiego, który nie tak dawno miałaś w Berlinie?

Absolutnie niczym. Wiadomo, że każdy koncert stwarza indywidualne sytuacje, natomiast nie ma jakiś wielkich różnic w tym czy gramy dla publiczności polskiej czy na zagranicznych koncertach. Być może troszeczkę podczas tych drugich bardziej zwracamy uwagę na język obcy i staramy się więcej grać anglojęzycznych piosenek. Choć i w Berlinie nie stronimy od tych, śpiewanych po polsku

Reklama

Jak z perspektywy czasu, bo minęło mniej więcej pół roku od wydania płyty "Proxy", odbierasz swą decyzję o śpiewaniu po polsku właśnie?

Bardzo się cieszę z przyjęcia płyty - mam wrażenie, że dotarła szeroko. Widzę też na koncertach, że trochę nam się nowych osób dzięki niej uzbierało. Kiedy pisałam tę płytę to była ona dla mnie absolutną rewolucją w twórczości - właśnie ze względu na język polski. Natomiast zaledwie po kilku miesiącach grania stało się dla mnie częścią normalnej rzeczywistości, że gramy polskie piosenki. I jest chóralne śpiewanie z fanami, np. utworu "Tarantino"

Podobnie jak wielu innych artystów postanowiłaś zamieścić na swym profilu głos w ważnej sprawie. Zamieściłaś na swym profilu na Facebooku mocny wyraz poparcia wobec akcji "czarny protest", uczestniczyłaś w nim, zamieściłaś swe zdjęcie. Bardziej pokazujesz swój punkt widzenia, czy zachęcasz, by inni poszli za Tobą?

Poczułam, że muszę wziąć udział, bo to bardzo ważne, bo to jest ludzkie. I uważam, że w tym momencie jest niesamowicie istotne żeby mówić o tym głośno. To szokujące, że żyjąc we współczesnych czasach musimy jeszcze walczyć o takie rzeczy. To, żeby zabrać głos jest moim obowiązkiem.

Oberwałaś rykoszetem? Bo w Polsce wszystko staje się polityką, wszystko budzi emocje.

Dostałam różne wiadomości - od takich totalnie hejterskich, po wyrazy wsparcia, których jednak było więcej. Ale były też komentarze, które mnie zdziwiły. Na przykład ktoś zapytał, czy jeżeli ma poglądy inne od moich na tę sprawę, to czy dalej jest mile widziany na moim koncercie.
Zwykle stronię od polityki, nie lubię narzucać ludziom swoich poglądów, i nie lubię jak inni narzucają mi swoje, ale nie żyję w próżni. Oprócz tego, że jestem muzykiem, jestem też człowiekiem, kobietą. To co się dzieje dokoła wpływa na moje życie, więc jak każda czująca osoba reaguję na to.

Trwa ładowanie wpisu