PAP: Jakim człowiekiem prywatnie był pani mąż, Przemysław Gintrowski?

Agnieszka Gintrowska:Przemek był niezwykle barwnym, nietuzinkowym człowiekiem, który sam bardzo starannie dobierał sobie nietuzinkowych, inspirujących znajomych i przyjaciół. Nie był typem celebryty ani "bankietowca". Zawsze skrupulatnie oddzielał swoje życie prywatne od pracy zawodowej. Był osobą niezwykle rodzinną. Rodzice, dzieci, żona - były dla niego najważniejsze. To było jego środowisko. Swojej twórczości nigdy nie stawiał ponad życie rodzinne. To, co działo się w domu było dla niego znacznie ważniejsze i budujące niż to, co pokazywał światu. Na rodzinę mógł zawsze liczyć, miał ode mnie i córek pełne wsparcie. Był jedynakiem, rodzice poświęcali mu wiele czasu i dbali o jego wykształcenie. Priorytety, które ojciec uważał za najważniejsze były tam realizowane. Przemek, będąc młodym człowiekiem, podporządkowywał się temu. Był mocno związany z rodzicami, szczególnie z mamą. Po niej odziedziczył charakterystyczny, zachrypnięty głos. Muzyka była jej pasją. Na próby chodziła z małym brzdącem i Przemek od najmłodszych lat obcował z muzyką. Od jego najmłodszych lat odkrywała w nim talent muzyczny. W młodości sama śpiewała i grała na fortepianie, była śpiewaczką i tancerką zespołu Wojska Polskiego. Na co dzień pracowała jako główna księgowa w dużych przedsiębiorstwach, można powiedzieć, że była, według dzisiejszych kryteriów - dyrektorem finansowym. Poświęcała synowi naprawdę wiele czasu.

Reklama

PAP: Pieśni, które śpiewał i grał pani mąż nie zawsze nastrajały optymistycznie. Podczas mojej jedynej rozmowy, jaką z nim odbyłem w 2009 r. sprawiał jednak wrażenie człowieka obdarzonego dużym poczuciem humoru. Czy tak faktycznie było?

Agnieszka Gintrowska:Przemek nie pisał własnych tekstów, korzystał wyłącznie z tekstów innych autorów, Herberta, Kaczmarskiego i innych. Jest jednak tak bardzo utożsamiany z tekstami, że ludzie, zwłaszcza młodzi myślą, że Przemek pisał nie tylko muzykę, ale także słowa. Tak, miał bardzo duże poczucie humoru. W życiu obcował przede wszystkim z twórczością, która sięgała w głąb człowieka, była niełatwa w odbiorze i stawiała bardzo trudne pytania, więc poczucie humoru było dla niego ważne. Było to specyficzne poczucie humoru. Także w życiu codziennym miał swoje własne obserwacje. Kiedy zmarł Jacek Kaczmarski, przed pogrzebem zapytał: "właściwie po co my tam idziemy? Przecież i tak tam Jacka już nie będzie". To nie był żart, ale inne spojrzenie na to, co się wydarzyło, inne postrzeganie rzeczywistości. Pierwszy raz zetknęłam się z takim podsumowaniem ostatniej drogi przyjaciela, ale jego słowa były niezwykle trafne, słyszę je do dziś.

Reklama

PAP: Czy państwa córki Maria i Julia będą kontynuować rodzinną tradycję?

Agnieszka Gintrowska:Starsza córka Maria poszła swoją drogą. Julia śpiewa, ma świadomość, że jeśli się coś robi, to powinno mieć głębsze przesłanie. Ukończyła Warszawską Szkołę Filmową na kierunku "kreacja dźwięku", rozwija się. Ukończyła też szkołę muzyczną pierwszego i drugiego stopnia, gra na fortepianie. Teraz jest na studiach magisterskich na SGH. Idzie w kierunku "artystyczno-ścisłym", tak jak Przemek. Na razie koncentruje się na działaniach związanych z twórczością taty. Przyszłość pokaże, czym nas jeszcze zaskoczy.

PAP: Czy pani teść, pułkownik Jarosław Gintrowski znał płk Ryszarda Kuklińskiego?

Reklama

Agnieszka Gintrowska:Tak, to prawda, teść był jego pracownikiem w wojsku, ale również przyjaźnili się. Nie dzielił się z nami informacjami o swojej pracy. Z całą pewnością jednak znajdował się w kręgu zainteresowania Wojskowych Służb Wewnętrznych, był przez nie rozpracowywany. Gdy trwało śledztwo w sprawie płk. Kuklińskiego, wykorzystano ich znajomość jako pretekst do usunięcia teścia z wojska. Stało się to w 1984 lub 1985 roku, gdy pułkownika Kuklińskiego skazano zaocznie na śmierć, zainteresowano się także jego kolegami, znajomymi. Wcześniej z Polski zbiegł pułkownik Ostaszewski. Organy WSW nie znalazły żadnych dowodów przeciw teściowi, ale zdecydowały, że się go pozbędą, gdy rozpracowywały męża. Oficjalnie teść został usunięty za wojska za działalność syna, na którą nie miał żadnego wpływu. To był pretekst. W ostatnich latach służby teść był "odsunięty" praktycznie od wszystkiego.

10 lat temu zmarł Przemysław Gintrowski

10 lat temu, 20 października 2012 r., zmarł Przemysław Gintrowski.Jego zachrypnięty głos stał się jego potężnym narzędziem i jego znakiem rozpoznawczym - powiedział PAP muzyk Marek Gałązka.On natchniony i młody był, ich nie policzyłby nikt/On im dodawał pieśnią sił, śpiewał, że blisko już świt/ Świec tysiące palili mu, znad głów unosił się dym/ Śpiewał, że czas, by runął mur, oni śpiewali wraz z nim/ Wyrwij murom zęby krat / Zerwij kajdany, połam bat/ A mury runą, runą, runą / I pogrzebią stary świat!.

Trwa ładowanie wpisu

"Mury" śpiewane przez Jacka Kaczmarskiego przy akompaniamencie Zbigniewa Łapińskiego (fortepian) i Przemysława Gintrowskiego (gitara) stały się nieformalnym hymnem "Solidarności". Niepowtarzalny, zachrypnięty głos Gintrowskiego był równie rozpoznawalny jak gitarowe akordy Kaczmarskiego i wyrzucane przez niego z pasją wersy poezji - sprzeciwu wobec komunistycznego zniewolenia. 20 października mija dekada od śmierci Przemysława Gintrowskiego - barda, kompozytora i muzyka, który obok Kaczmarskiego stał się legendą polskiej poezji śpiewanej lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.

Życiorys

Przemysław Adam Gintrowski urodził się 21 grudnia 1951 r. w Stargardzie Szczecińskim. Jarosław Stefan Gintrowski (1927-2004), ojciec przyszłego barda, był podporucznikiem Wojska Polskiego i dowódcą kompanii w 12. Dywizji Piechoty, który wraz z żoną Teresą Jadwigą Gintrowską z d. Bartoszewicz i synem przeniósł się do Warszawy. Rodzice dość szybko odkryli nieprzeciętny talent muzyczny Przemysława. W 1968 r. Gintrowski wraz z kolegami z warszawskiego liceum im. Reytana założył zespół rockowy Między Niebem a Ziemią. Na początku grali covery rockowe znajdujących się wówczas na topie zespołów The Doors i Rolling Stones, lecz później komponowali już muzykę do utworów Asnyka, Tuwima, Gałczyńskiego i innych rodzimych poetów. Licealista należał do słynącej z przywiązania do patriotycznej tradycji 1. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Romualda Traugutta, legendarnej „Czarnej Jedynki”, która w dużym stopniu ukształtowała jego poglądy na świat.

W maju 1973 r. obronił pracę dyplomową na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, otrzymując tytuł inżyniera. Przez dwa lata studiował też fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. W 1976 r. poznał Jacka Kaczmarskiego. Powstały w tamtym roku zespół "Piosenkariat", m.in. ze Stanisławem Klawe i Stanisławem Zygmuntem, trzy lata później przekształcił się w trio Gintrowski-Kaczmarski-Łapiński. Dla Teatru na Rozdrożu w Warszawie przygotowali spektakl "Mury". Kompozytorem pierwowzoru tytułowego utworu "L'estaca" (1968) był katalończyk Lluís Llach i Grande. Polskie słowa do "Murów" napisał Kaczmarski, który po raz pierwszy usłyszał nagranie Llacha pod koniec 1978 r.

Twórczość

Nagrane we wrześniu 1980 r. w studiach M-1 i S-1 Polskiego Radia "Mury" stały się symbolem sprzeciwu polskiego społeczeństwa wobec komunistycznej władzy, tak jak "L'estaca" ("Pal dla skazańca") stała się kluczowym utworem hiszpańskiej, lewicowej (w tym komunistycznej) opozycji przeciw rządom gen. Franco. Podczas piętnastu miesięcy karnawału "Solidarności" trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński zdobyło ogromną popularność w całej Polsce, a także poza jej granicami - w środowiskach polonijnych.

W 1980 r. Gintrowski skomponował muzykę do wiersza "Modlitwa o wschodzie słońca" do słów Natana Tenenbauma(1940-2016), poety żydowskiego pochodzenia, który pod koniec lat sześćdziesiątych wyemigrował do Szwecji. Utwór rozpoczynający się od słów "Każdy Twój wyrok przyjmę twardy/przed mocą Twoją się ukorzę/ ale chroń mnie, Panie, od pogardy/ przed nienawiścią strzeż mnie, Boże" był swego rodzaju credo pokolenia "Solidarności", które sprzeciwiało się komunizmowi, nie używając przemocy czy zbrojnego terroru, uprawianego wówczas m.in. przez IRA i ETA. W czerwcu 1981 r. w trakcie XIX Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Amfiteatrze Tysiąclecia w Opolu Gintrowski i Kaczmarski otrzymali drugą nagrodę za utwór "Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego".

"Latem 1981 r. w Olsztynie widziałem koncert tria Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński. Zrobili na mnie wrażenie grupy bardzo dojrzałej już muzycznie. Gintrowski wykorzystywał swój zachrypnięty głos, który stał się jego potężnym narzędziem i jego znakiem rozpoznawczym. Jego gra na gitarze była precyzyjna, jednak nie pozbawiona emocji. Z kolei Kaczmarski, jak wielu wokalistów-gitarzystów od czasów Boba Dylana, miał tendencję do przyspieszania tempa gry. Gintrowski muzyk miał znakomite poczucie rytmu, w jego kompozycjach jest dużo harmonii. Różnili się manierą śpiewu: Gintrowski potrafił wykorzystywać swój zachrypnięty głos jako środka ekspresji, Kaczmarski zaś wyrzucał z siebie słowa szybko, jakby strzelał z karabinku Kałasznikowa" - powiedział PAP kompozytor, piosenkarz i założyciel grupy Po Drodze, Marek Gałązka, który pierwszy raz zetknął się z Gintrowskim w 1979 r., jeszcze przed sukcesem "Murów". Od 20 do 22 sierpnia 1981 r. w gdańskiej Hali "Olivia" odbywał się I Przegląd Piosenki Prawdziwej „Zakazane Piosenki”. Współorganizatorem wydarzenia była NSZZ "Solidarność". Organizatorzy festiwalu zgłosili do władz administracyjnych 72 utwory. Pięć z nich nie uzyskało akceptacji cenzury. Pomimo to i tak w większości zostały one wykonane. Trio zagrało m.in. utwory "Posiłek" i "Dziady". Na liście tytułów wykonywanych 21 sierpnia (drugi dzień festiwalu) figuruje również "Czy poznajesz mnie, moja Polsko?" w wykonaniu Gintrowskiego.

W latach osiemdziesiątych Przemek często wykonywał utwory Zbigniewa Herberta - lubił je wyjątkowo - kiedy poeta publikował wyłącznie w drugim obiegu - przypomniał Marek Gałązka.

W październiku 1981 r. na zaproszenie centrali związków zawodowych trio wyjechało na serię koncertów do Francji, lecz Gintrowski powrócił do Polski. Na początku grudnia odmówiono mu ponownego wydania paszportu. 13 grudnia 1981 r. komunistyczne władze PRL ogłosiły stan wojenny. W nowych realiach Gintrowski zaangażował się w podziemne życie kulturalne. Ponieważ oficjalne sceny były bojkotowane, występy dla małych grup odbywały się np. w Muzeum Archidiecezji, w salach katechetycznych i parafialnych oraz w prywatnych mieszkaniach. Podczas stanu wojennego artysta poznał osobiście Herberta, który z dystansem mówił o sobie, że jest "tekściarzem Gintrowskiego". Komponował muzykę także do tekstów Jerzego Czecha, Tomasza Jastruna, Krzysztofa M. Sieniawskiego, Leszka Szarugi i Marka Tercza, nie pisał jednak własnych tekstów.

Poza występami Gintrowski pracował jako nauczyciel fizyki w warszawskim XVII Liceum Ogólnokształcącym im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego przy ul. Elektoralnej.

Represje komunistycznej władzy

W latach osiemdziesiątych komunistyczny kontrwywiad wojskowy (Wojskowa Służba Wewnętrzna) umieścił w otoczeniu ojca artysty, płk. Jarosława Gintrowskiego, co najmniej dwóch tajnych współpracowników i inwigilował go, a następnie w ramach represji za "aprobowanie działalności artystycznej syna, która jest sprzeczna z pryncypiami ustroju", przeniósł przedwcześnie pułkownika do rezerwy po 35 latach nienagannej służby. Nie bez znaczenia był fakt, iż płk Gintrowski pracował razem z płk. Ryszardem Kuklińskim, którego 23 maja 1984 r. sąd wojskowy PRL skazał zaocznie na karę śmierci.

Przemysław Gintrowski skomponował muzykę do kilkudziesięciu filmów i seriali telewizyjnych. Pierwszym z nich były "Dziecinne pytania" Janusza Zaorskiego (1981). Charakterystyczne brzmienie artysty słychać m.in. w zablokowanej przez cenzurę "Matce Królów" Zaorskiego (produkcja: 1982/premiera: 1987), "Nadzorze" i "Polowaniu na bażanty" Wiesława Saniewskiego, "Weryfikacji" Mirosława Gronowskiego oraz komedii "Co to konia obchodzi" Grażyny Popowicz (1989). Korzystając z dostępu do profesjonalnych studiów nagraniowych m.in w trakcie pracy nad soundtrackiem do "Matki Królów", Gintrowski nagrywał utwory poza cenzurą - m.in. album "Pamiątki" do słów Herberta (kaseta została wydana w 1983 r. w drugim obiegu przez Niezależną Oficynę Wydawniczą).

Pod koniec kwietnia 1986 r. w studiu nagraniowym warszawskiej Akademii Muzycznej im. Chopina (ob. Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) przy ul. Okólnik 2 Gintrowski nagrał ścieżkę dźwiękową do serialu "Zmiennicy" Stanisława Barei. "Realizatorem nagrań był Jacek Szymański, z którym nagrałem program +Raport z oblężonego miasta+ do tekstów Zbigniewa Herberta i Tomasza Jastruna. Grałem +z ręki+, bez sequencera. Było już koło szóstej nad ranem, gdy wyszedłem przed budynek odetchnąć świeżym powietrzem po całonocnej pracy. Jeszcze nikt nie wiedział, że nad Polskę dotarła właśnie radioaktywna chmura znad Czarnobyla. Tę wiosenną +inhalację+ będę pamiętał do końca życia" - wspominał w styczniu 2009 r. Gintrowski.

Kilkukrotnie pojawiał się jako aktor i epizodysta w filmach. Przed kamerą debiutował latem 1977 r. w telewizyjnym spektaklu Teatru Sensacji "Kobra" pt. "Czy pan nie rozumie? To pomyłka!" Bogdana Augustyniaka. W pamięci widzów pozostaje jednak tragikomiczna rola leśniczego Leona w telewizyjnym przedstawieniu "Goryl, czyli ostatnie zadanie" (1989) Janusza Zaorskiego. "Gniją w celach koledzy/Wolno się kręci powielacz/Drukujemy ulotki, o tym, że jeszcze żyjemy/Grozi nam za to wyrok 10 lat więzienia" - śpiewa słowa piosenki "Gdy tak siedzimy" (tekst: Leszek Szaruga) schrypniętym głosem leśniczy, niedawno jeszcze opozycjonista, a obecnie gospodarz leśniczówki, którą chętnie odwiedzają czołowi działacze PZPR - myśliwi. Zaskakująco dobra komitywa niedawnych prześladowanych i prześladujących to złowieszcza zapowiedź politycznych układów z przełomu 1989/1990. Demokracja! Pluralizm! Każdy może śpiewać co chce, dawaj dalej! - tłumaczy w spektaklu zdumionym towarzyszom myśliwym sens przemian aparatczyk Szef (Marian Opania), nakłaniając leśnika do kontynuowania gry.

Trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński

W latach dziewięćdziesiątych trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński wznowiło koncertowanie, lecz relacje między muzykami stopniowo ulegały ochłodzeniu. Na początku 1993 r. nagrali jeszcze "Wojnę postu z karnawałem" i zakończyli działalność. "Wszyscy trzej mieli silne osobowości, kierowali się emocjami. Na początku lat dziewięćdziesiątych Polska była już innym krajem niż w 1980 r. Zmieniła się publiczność. Ludzie byli zajęci pogonią za pieniędzmi, dawne ideały straciły na znaczeniu" - ocenia Marek Gałązka. W 1997 r. Gintrowski nagrał ścieżkę dźwiękową do telewizyjnego serialu komediowego "13 posterunek" Macieja Ślesickiego. Pracował też m.in. jako wykładowca muzyki w Warszawskiej Szkole Filmowej.

31 sierpnia 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Gintrowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Dwa lata później artysta nagrał "Tren" wydany z okazji Roku Zbigniewa Herberta. Na płycie wystąpiła także Julia Gintrowska, jedna z dwóch córek muzyka. Na wsparcie rodziny – żony Agnieszki, córek i przyjaciół – mógł zawsze liczyć w trudnych chwilach. Pod koniec życia nagrywał już mniej. Z 2009 r. pochodzi album "Kanapka z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki".

1 marca 2012 r. w Centrum Edukacyjnym IPN "Przystanek Historia" z okazji obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych Gintrowski zagrał swój ostatni koncert. Zmarł 20 października 2012 r. w Warszawie. Podczas pogrzebu na cmentarzu w Wilanowie żegnano go słowami "Modlitwy o wschodzie słońca" - pieśni, którą zwykle otwierał swoje koncerty. 26 października 2012 r., pośmiertnie, został odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Autor: Maciej Replewicz