Wielki powrót The Chemical Brothers i innych legend lat 90. [ZDJĘCIA]
1 To się jednak zmieniło m.in. za sprawą debiutu duetu Chemical Brothers (na zdjęciu) w 1995 roku. Członek zespołu Ed Simmons mówił "Guardianowi": – Nikt z naszej sceny do tej pory nie wpadł na to, żeby wypuścić materiał, który odzwierciedlałby to, co aktualnie dzieje się w klubowym świecie, materiał, który byłby soundtrackiem przygód tych ludzi. Młodzi w klubach wcale nie słuchali Oasis. Chemical Brothers postanowili to zmienić i wydali "Exit Planet Dust", klubowy materiał, który podziwiali chociażby The Edge z U2, Noel Gallagher czy Daft Punk (Francuzi zadebiutowali dwa lata później). Płytą zachwycali się też krytycy, magazyn "Muzik" nazwał ją najlepszym dance'owym krążkiem w historii.
PAP/EPA / JEON HEON-KYUN
2 Eksplozję klubowej muzyki przypieczętował sukces filmu "Trainspotting" z 1996 roku. Dzięki wykorzystaniu w nim numeru "Born Slippy .Nuxx" na szerokie wody wypłynął projekt Underworld. W 1995 roku debiutancki materiał "Timeless" wydał Goldie. Rok później ukazał się pierwszy krążek Faithless, popularność zyskały The Orb, The Prodigy (na zdjęciu), Orbital, a Norman Cook zaczął wydawać płyty jako Fatboy Slim.
PAP/EPA / JOSE SENA GOULAO
3 Czas rozkwitu klubowego grania na Wyspach 20 lat temu ciekawie wspominał w "Guardianie" Karl Hyde z Underworld (na zdjęciu): – Kiedy oglądam dokumenty BBC o muzyce lat 90., mówi się wyłącznie o zespołach gitarowych. Ale istniała przecież wtedy cała rzesza zupełnie innych kapel, zachwycaliśmy się innymi dźwiękami. Panował miszmasz gatunkowy, wszystko się mieszało. Słuchaliśmy Briana Eno, reggae i Elvisa Costello. Z kolei na naszych imprezach pojawiały się gwiazdy gitarowego grania. Blisko kręcili się Jarvis Cocker z Pulp, Noel Gallagher czy członkowie Manic Street Preachers.
Media
4 Wszyscy spotykali się też na Glastonbury. W połowie lat 90. obok Radiohead i Oasis grali tam Orbital, The Prodigy (na zdjęciu) i DJ Carl Cox. Wielu artystów, którzy wyszli wtedy z klubowego podziemia, nagrywa do dziś.
PAP/EPA / HUGO MARIE
5 Właśnie ukazała się nowa płyta The Chemical Brothers (na zdjęciu), pierwsza po pięciu latach przerwy. W połowie czerwca fragmenty nowego materiały usłyszeli fani podczas Orange Warsaw Festivalu, gdzie duet dał porywający koncert. Na "Born in the Echoes" Chemical Brothers zaprosili znamienitych gości. Są Q-Tip, z którym pracowali już 10 lat temu przy okazji hitu "Galvanize", do tego St. Vincent oraz Beck w zamykającym album "Wild Open", kawałku chyba najbardziej przypominającym balladę na tej płycie. Tom Rowlands i Ed Simons swoją psychodeliczną mieszankę klubowych dźwięków oparli na elektronice, ale przyznają, że wiele sampli tworzyli sami, grając na gitarach.
PAP/EPA / HUGO MARIE
6 W wywiadzie dla "Pitchfork" Tom Rowlands ciekawie opowiedział o różnicach w pracy nad tym krążkiem, a nad wspomnianym debiutem sprzed 20 lat: – Jak zaczynaliśmy nagrywać, byliśmy bardzo ograniczeni. Ja chciałem nagrać coś, co brzmiałoby jak Public Enemy, ale mi nie wychodziło. Im bardziej jednak zagłębiałem się w technikę i technologie, byłem w stanie robić więcej autorskich rzeczy i nie kopiować innych. Z ostatnią płytą było tak, że staraliśmy się niemal oduczyć wszystkiego z ostatnich lat, odejść od przetartych ścieżek i swoich umiejętności, pójść za intuicją. Staraliśmy się nagrać bardziej surowy materiał.
PAP/EPA / JEON HEON-KYUN
7 Na pewno Chemical Brothers (na zdjęciu) na "Born in the Echoes" nie przynudzają, wciąż zachowują świeże spojrzenie na muzykę klubową.
PAP/EPA / HUGO MARIE
8 Wkrótce przypomną o osobie inne muzyczne osobowości, które wypłynęły na dobre w połowie lat 90. W tym roku 20-lecie istnienia obchodzi Faithless (na zdjęciu). Z tej okazji nie tylko grają koncerty, lecz także planują specjalne wydawnictwo. Koncerty daje także Fatboy Slim, którego składanka tanecznych przebojów "The Fatboy Slim Collection" ukaże się na początku sierpnia. Nowy krążek "Moonbuilding 2703 AD" wypuścił duet The Orb.
PAP/EPA / VALENTIN FLAURAUD
9 Taneczni wymiatacze sprzed 20 lat (na zdjęciu Faithless) dzisiaj mają może mniej wigoru niż dwie dekady temu, ale też ich muzyka ma lepsze podłoże, by trafić do fanów. Słusznie zauważył to w jednym z wywiadów legendarny dla elektronicznej sceny James Barton, niegdyś szef brytyjskiego klubu legendy Cream, w którym grały najważniejsze osobistości klubowej sceny, a dzisiaj pełniący funkcję President of Electronic Music w gigancie Live Nation i nazwany przez "Rolling Stone" najważniejszą obecnie osobistością elektronicznej sceny (EDM): – Knajpy dzisiaj są pełne dzieciaków żądnych rave'owego szaleństwa zupełnie jak 20 lat temu. Tylko że dzisiaj policja ich za to nie zamyka, a imprezy są profesjonalnie zorganizowane, co na pewno pomaga też samym artystom.
PAP/EPA / VALENTIN FLAURAUD
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję