Ponad pięć godzin muzyki, kilkudziesięciu mistrzów różnych gatunków – taki zestaw przygotowali wielcy fani kalifornijskiego bandu z korzeniami sięgającymi lat 60., bracia Aaron i Bryce Dessner z zespołu The National. W zasadzie za samą recenzję wystarczyłoby wymienienie artystów, którzy znaleźli się na "Day of the Dead". W wielu numerach można usłyszeć członków The National, ale oprócz nich pojawiają się tu chociażby tacy wykonawcy jak Mumford & Sons, Anohni, Wilco, The Flaming Lips, Charles Bradley czy Courtney Barnett.
Jest tu kilka koncertowych wersji, kilka akustycznych, stonowanych, do tego rozbudowane kilkunastominutowe wariacje. Trudno przejść przez ten pięciopłytowy album naraz, warto go smakować partiami, by usłyszeć, jak psychodeliczny rock Grateful Dead przerobił na soulową potrawę Bradley, mroczną gitarową odsłonę Barnett czy klimatyczne "Morning Dew" z debiutu Grateful Dead wykonane przez The National. Zakręconą wersję "Shakedown Street" z płyty GD o tym samym tytule z końca lat 70. prezentuje Unknown Mortal Orchestra, a folkowo kilkukrotnie udziela się amerykański songwriter i aktor Bonnie "Prince" Billy (naprawdę nazywa się Will Oldham). Na finał wspólny występ The National i jednego z założycieli GD Boba Weira w tradycyjnej bluesowej kompozycji "I Know You Rider" z lat 30.
Reklama
Bracia Dessnerowie wspominają w wywiadach, że wychowali się na muzyce Boba Weira i jego kumpli z GD. Członkowie The National spotkali się zresztą z Weirem cztery lata temu na scenie podczas koncertu charytatywnego. Wtedy zaczęła się rodzić myśl tego hołdu. Wreszcie po zebraniu tylu zacnych przyjaciół udało im się doprowadzić kompilację do finału, wyprodukować i pokazać światu imponujący dorobek kapeli, która zakończyła żywot ponad dwadzieścia lat temu po śmierci jej czołowego gitarzysty, Jerry'ego Garcii.
Co ważne, cały dochód ze sprzedaży albumu "Day of the Dead" jest przeznaczony na walkę z AIDS i HIV, którą na całym świecie prowadzi Red Hot Organization.
Różni wykonawcy | Day of the Dead | 4AD/Sonic