Nie chcą się nikomu podobać. Nie muszą, i w tym ich siła. W Wielkiej Brytanii i USA zawsze było i wciąż jest sporo takich zespołów grających proste, lekko melancholijne melodie, zanurzone w gitarowym hałasie. Wedding Present, Boo Radleys, The La’s, a przede wszystkim Pixies – brytyjscy i amerykańscy protoplaści indie rocka, na których Happy Pills się wzorowali. Wystarczy wspomnieć ich świetny debiut „....”, czy późniejsze „Lo-Fi”, a nade wszystko czwartą w dorobku zespołu „Smile”. Ten album, nagrany w 2001 roku, pokazał, że i u nas mógł powstać zespół na miarę anglosaskich, tworzących brzmienia gdzieś na granicy popu i psychodelii.

Reklama

„Retrosexual” jest hołdem złożonym muzyce lat 90. i jej atmosferze, w której wykluwały się takie grupy jak Nirvana. Jest też ukłonem w stronę ulubionej kapeli członków grupy – Pixies. Również dlatego, że na płycie pojawiają się jako goście członkowie legendarnego bandu. Szypurze, który jest mózgiem Happy Pills, udało się namówić gitarzystę Pixies Joeya Santiago i perkusistę Davida Loveringa do podarowania polskiemu zespołowi kilku ścieżek dźwiękowych. Stąd w piosence „EAD” pojawiają się dźwięki zagrane przez tych dwóch członków amerykańskiej formacji. Przy okazji Happy Pills zmienili wokalistkę – Agę Morawską zastąpiła Natalia Fiedorczuk, która dała się zapamiętać ze świetnego zeszłorocznego projektu Nathalie And The Loners „Go Dare”.

Do składu dołączył też gitarzysta Sławek Mizerkiewicz (eks-Pidżama Porno). I tak powstała „Retrosexual”, płyta mocno nawiązująca do tradycji gitarowego grania i do tego, co zespół robił wiele lat wcześniej. Do melodyjnych, popowych refrenów rozpiętych na brzmieniu trzech gitar, prostego rytmu perkusji, chórków i nostalgicznego śpiewu wokalistki, przypominającego tu bardziej niż kiedykolwiek bezkompromisową Kim Deal z Pixies.

W głosie Fiedorczuk słychać tę samą tęsknotę i rozdarcie co w głosie jej sławnej poprzedniczki, ma podobną charyzmę wokalną. Natalia napisała też teksty na tę płytę, czym potwierdza, że nie jest tylko sezonowym odkryciem, lecz utalentowaną wokalistką i tekściarką. Album napisała po angielsku, jednak wystarczy wgryźć się trochę w tytułowe „Retrosexual”, o którym sama autorka mówi, że jest przewrotnie inspirowane historią filmową, żeby zobaczyć, iż świat Natalii jest opisany zrozumiale i współcześnie.

Piąty album Happy Pills jest zanurzony w przeszłości, ale to nie zarzut – gdyby takie rzeczy jak „Always”, zaśpiewane przez Krzysztofa Kochanowskiego, lub tytułowe „Retrosexual” nagrywały inne polskie zespoły, moglibyśmy mówić o tradycji stylowego, gitarowego grania nad Wisłą. Gdyby takie ballady jak „The Wheel”, wsparte dyskretną melancholią w głosie Fiedorczuk, pisały inne grupy alternatywne, inaczej wyglądałby dorobek młodych polskich zespołów indierockowych, które zresztą wzorowały się na Happy Pills. Dziś Muchy czy Hatifnats zbierają świetne recenzje, jednak to formacja Mariusza Szypury wyznaczała pewien zachodni standard brzmienia, wciąż tak trudny do osiągnięcia dla naszych grup. Lekkie, nienatrętne melodie, proste, wciąż tak samo nostalgicznie brzmiące gitary, rytmiczny i przewidywalny jak zawsze bas – jest jakby znajomo, ale wciąż dość ciekawie, żeby uznać, że to dobry powrót.