Koleżanka pyta mnie, jaki jest sens remiksów? Po co wydawać te same numery w lekko zmienionej szacie? Zrozumiała wątpliwość, szczególnie jeśli mieć w pamięci zeszłoroczną płytę „Metamorfozy” Kory, na której to liderka Maanamu przerobiła swoje największe hity na nowoczesną, w jej mniemaniu, modłę. Do dziś nie mogę się po niej pozbierać psychicznie.
Jednak w przypadku ostatniej płyty Hey sprawy mają się zupełnie inaczej, bo jeśli jest jakiś polski album, który warto by zremiksować, to jest nim właśnie ubiegłoroczny „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” – pełen nowoczesnych brzmień i wyprodukowany na światowym poziomie. Chwalenie Nosowskiej i spółki stało się nudne, ale cóż zrobić, skoro znowu mieli nosa?
Tym razem do współpracowników. Do przeróbek swojej hitowej płyty (60 tys. sprzedanych egzemplarzy) zespół zaprosił jednych z najciekawszych nadwiślańskich magików specjalizujących się w elektronicznych brzmieniach, że wymienię tylko Agima Dżeljilji (lider Oszibarack), Plastic, Mosquito, Foksa, Rawskiego, Smolika i Loco Star. Większość numerów porusza się w orbicie klubowej muzyki tanecznej – od prostego electro („Vanitas” Mosquitoo, „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” Agima), przez rave’ową ekstazę w czystej postaci („Piersi ćwierć” Foksa ociekająca syntezatorowymi delikatesami), po mroczny dubstep („Boję się” Bueno Bros z niskim drum’n’bassowym dronem wwiercającym się w rejony piekła) i IDM-ową motorykę („Vanitas” Bueno Bros kojarzący się z dokonaniami Junior Boys).
Najciekawiej wypadł jednak remiks „Boję się” autorstwa Loco Star oraz „Faza Delta” w nowej wersji producenta oryginalnej płyty Marcina Borsa. Ci pierwsi osiągnęli to, o czym marzy każdy remikser – stworzyli numer brzmiący ciekawiej niż oryginał – pełen szumiących sampli i zapętlonych fraz Nosowskiej tworzących schizofreniczny klimat. Ona teraz naprawdę się boi! Z kolei wersja Borsa to zupełny odjazd – z początku „Faza Delta” brzmi jak dzieło pijanego klowna, ale w połączeniu z tekstem, rozklekotana perkusja i „zepsute” maszyny perkusyjne nabierają zupełnie nowego sensu.
Oczywiście można się czepiać, że część remikserów poszła na łatwiznę, stosując najprostsze zabiegi w rodzaju zmiany tempa szybkiego numeru na balladę, albo że niektóre numery są zbyt banalne, ale mimo wszystko brak tu ewidentnie słabych remiksów.
Tym samym Nosowska i jej muzycy wyznaczyli kolejny standard w polskiej muzyce. I bardzo dobrze, bo może w końcu remiks stanie się nad Wisłą pełnoprawną formą muzyczną i zainspiruje artystów do dzielenia się swoją twórczością. Bo niestety to u nas ciągle domena muzyki alternatywnej. Artystom mainstreamowym remiks kojarzy się z niezrozumiałą działalnością na pograniczu prawa autorskiego. A przecież dzięki remiksom artysta ma możliwość nabrania dystansu do własnej twórczości, spojrzenia na nią z zupełnie nowej perspektywy. Nie wspominając o bardziej przyziemnych „marketingowych” korzyściach, jak dotarcie do szerszej publiczności gustującej w innych gatunkach.
Przykładem może być płyta „Revolta” (2003) z remiksami i nowymi wersjami utworów z płyty „Czas ludzi cienia” Sweetnoise z gościnnym udziałem... Anny Marii Jopek i Edyty Górniak. Nie wspominając o dokonaniach duetu Wet Fingers, który niedawno wskrzesił przeboje Wandy i Bandy sprzed ćwierćwiecza! Ich proste przeróbki nie wszystkim mogą się podobać, ale trzeba przyznać, że dzięki nim niejeden nastolatek zainteresował się starym polskim popem. To wszystko dopiero jaskółki – zatem muzycy do remiksów!