Pierwsza płyta Macy Gray "On How Life Is" (1999) sprzedała się w imponującym nakładzie siedmiu milionów egzemplarzy, a jej piosenkę "I Try" nuciła przynajmniej połowa świata.

Reklama

Charakterystycznie skrzeczącego głosu Macy nie sposób pomylić z żadnym innym. Właśnie z powodu jego tembru Marek Niedźwiecki nadał wokalistce pseudonim dziewczynka-kaczorek. To, co poza wokalem Macy zaproponowała na debiutanckim krążku, było jak na 29-letnią wówczas kobietę niezbyt skomplikowane: ot, łatwo wpadające w ucho piosenki, które świetnie umilą jazdę kabrioletem po szerokiej autostradzie, jak i romantyczną kolację.

Album "On How Life Is" docenili nie tylko siedzący za kółkiem i randkujący fani Macy, ale też branża muzyczna - w 2000 roku wokalistka otrzymała nagrodę Grammy w kategorii "Best Female Pop Vocal Performance". Ale kolejne płyty - "The Id" (2001) i "The Trouble With Being Myself" (2003) - były już tylko echem dawnych przebojów. W swoich kawałkach Macy próbowała wskrzesić muzycznego ducha lat 70. I choć piosenki "Sweet Baby" i "When I See You" mogły się podobać, nakłady zapowiadanych przez nie albumów topniały w tempie algebraicznym.

Równolegle z karierą muzyczną Macy usiłowała też zaistnieć na małym i dużym ekranie. Zagrała epizodyczne role m.in. w "Dniu Próby" z Denzelem Washingtonem i Ethanem Hawkiem (2001), "Spider-Manie" (2002), "Strasznym filmie 3" (2003), serialu "Ally McBeal" (2000) i wielokrotnie nominowanej do nagrody Emmy telewizyjnej produkcji "Lackawanna Blues" (2005).

Reklama

Apogeum komercyjnego upadku Macy był dwupłytowy album koncertowy "Live In Las Vegas" (2005), który został dosłownie zmiażdżony przez krytykę i zakończył jej współpracę z wytwórnią Epic.

Zniechęcona i zmęczona kilkuletnimi "kłopotami z byciem sobą", zwróciła się o pomoc do przyjaciół z zespołu Black Eyed Peas. Kilka lat wcześniej poratowała ich swoim głosem, kiedy umówiona wokalistka nie stawiła się na sesję nagraniową. W międzyczasie grupa stała się jednym z najpoważniejszych graczy na rynku hip-popu, a jej lider Will.I.AM jednym z najbardziej wziętych producentów. Każda płyta, której się tknął, pokrywała się platyną - i to bez różnicy, czy to nowe wydawnictwo jego macierzystej grupy, solowy projekt Fergie, czy też najnowszy album Justina Timberlake'a.

Jest tajemnicą poliszynela, że wszyscy oni pojawili się na najnowszej płycie Macy Gray z inicjatywy Will.I.Ama, który zapragnął wyrwać swoją podopieczną z muzyki lat 70. i chciał, by wreszcie usłyszała, co się dziś śpiewa. To właśnie Will.I.Am ściągnął do studia innych wielkich: wokalistki Whitney Houston, Brandy i Natalie Cole, rapera Nasa oraz producenta Rona Faira (m.in. Mary J. Blige i Pussycat Dolls).

Efekt ich pracy mimo sampli z Jamesa Browna i cytatów z Dead Or Alive nie poraża błyskotliwością. Otwierający "Big" duet z Natalie Cole przypomina "You Make Me Feel (Like A Natural Woman)" z repertuaru Arethy Franklin, z kolei "Glad You're Here" okazuje się tylko ubogim krewnym hitu "I Try". Fakt, że "Big" o kilka długości przewyższa ostatnie muzyczne dokonania Macy (a o to wcale nie trudno), wystarczył amerykańskim krytykom, by obwieścić światu powrót wokalistki do formy. To jednak spora przesada, bo choć tuzin nowych piosenek bez większego kłopotu wpada w ucho, to jednak równie szybko z niego wypada.