Kupowanie płyt koncertowych przebrzmiałych artystów sprzed trzydziestu lat teoretycznie mija się z celem. Co innego Boss, który nie tylko u szczytu swojej kariery potrafił podbić pięciopłytowym boxem "Live/1975-85" szczyty list przebojów, ale nawet cztery lata temu zapełnił fanami ogromny Giants Stadium dziesięć razy z rzędu. Nic dziwnego, że tak wielkie oczekiwania są wobec albumu koncertowego "Live In Dublin", który ukaże się w czterech wersjach - na podwójnym kompakcie, kompakcie z DVD, na DVD oraz DVD w systemie Blu-ray. Wydawnictwo ma promować album "We Shall Overcome: The Seeger Sessions", uznany w Stanach za największe dzieło od czasów przełomowego "Born to Run".

Na fali niezadowolenia społeczeństwa amerykańskiego sytuacją polityczną oraz powrotu wielu muzyków do folkowych korzeni przypomniał o sobie również największy bohater narodowy. Jak niegdyś ze swoim legendarnym E Street Band, tak teraz Bruce Springsteen z The Seeger Sessions Band znów odnalazł dla siebie miejsce w show-biznesie. Patrząc na trwający renesans twórczości Springsteena, warto postawić pytanie, czy Boss rzeczywiście powraca do gry, czy raczej pozostaje stale obecny w pamięci rodaków.

Wielki boom Bossa był jednym z efektów krytyki władz amerykańskich po zamachach z 11 września oraz rozpoczęcia operacji wojskowej w Iraku. Tak jak w epoce dzieci kwiatów negatywne nastroje wobec wojny w Wietnamie wyrażali popularni rockmani, tak teraz czasy te przypomnieli Neil Young, Bob Dylan czy właśnie Bruce Springsteen. Jego pierwszą reakcją był fantastyczny album "The Rising" (2002), nagrany w hołdzie ofiarom ataków 11 września, potem równie poruszający solowy "Devil & Dust" (2005). W zeszłym roku muzyk sięgnął po niezapomniane protestsongi Petera Seegera. Do tego aktualności znów nabrały jego największe hity z ironicznym "Born in the USA" na czele.

W zeszłym miesiącu w Carnegie Hall podczas koncertu "The Music of Bruce Springsteen" większość z tych utworów przypomniało wielu znakomitych artystów, wśród nich m.in. pierwsza dama punk rocka Patti Smith, która zasłynęła dzięki jego "Because the Night". Ale również pojawili się młodzi folkowcy, jak M. Ward czy popularna rockowa grupa The Hold Steady, która promując swój nowy krążek "Boys and Girls in America", podpiera się autorytetem Bossa.

"Powracamy do barowego rocka, a E Street Band było w tym najlepsze" - tłumaczą muzycy - "Na ich trzech pierwszych płytach ustalił się standard rock’n’rollowego pianina."

Z większym namaszczeniem podchodzą do Bruce’a Springsteena i E Street Band słuchacze BBC, którzy w plebiscycie album "Born in the USA" uznali "najważniejszą płytą rockową w historii", przed "White Album" The Beatles, "London Calling" The Clash oraz "Nevermind" Nirvany.

Lada moment knajpiane granie Bossa znów stanie się popularnym graniem stadionowym, o którym do dziś nawet U2 może tylko pomarzyć. Plakat przedstawiający Springsteena z gitarą w ręku na tle gwiaździstego sztandaru stał się symbolem dla wielu Amerykanów. Boss potrafi z jednej strony przez kilka wieczorów z rzędu porywać wielotysięczną publiczność na wielkich koncertach plenerowych, z drugiej zaś nagrać tak poruszającą płytę jak "Nebraska". Przez wielu jego fanów to mocno krytykowane wydawnictwo, które powstało w epoce rządów Reagana, zostało kilka lat temu przypomniane w wyjątkowych coverach m.in. Johnny’ego Casha, Los Lobos czy Chrissie Hynde. A na inspirację jego folkowymi albumami powołują się nie tylko jego rodacy, ale też za Oceanem tacy pieśniarze, jak Badly Drawn Boy, który - nawiązując do Bossa - swój ubiegłoroczny album zatytułował "Born in the UK".

Niezależnie jednak od tego, czy Springsteen gra rockowego herosa, czy też wycisza się przy spokojnych balladach, jego przekaz jest zawsze bardzo czytelny i nośny. Nagrywając album "Sam’s Town", przypomniał o tym zespół The Killers. "Springsteen dotyka amerykańskiego snu, marzenia każdego. Większość jego piosenek opowiada o dążeniu do stworzenia ziemi obiecanej. Tu nie chodzi o bycie bogatym, ale ideę ciężkiej pracy i budowania zamków na niebie" - opowiadał wokalista Brandon Flowers. Takie też wrażenie pozostawia na swoich rodaków i dlatego, mimo ogromnego sukcesu komercyjnego i przeprowadzki do Los Angeles, Boss pozostanie na zawsze bohaterem klasy pracującej.













Reklama