W niedzielę wraz z zespołem Habakuk wystąpisz w Glastonbury. Będzie to pierwszy występ polskiego wykonawcy w 37-letniej historii tego festiwalu. Nie ciąży ci historyczny wymiar tego występu?

Niespecjalnie. Faktycznie będziemy pierwszym zespołem z Polski, który tam wystąpi. Ale nie jedynym, bo oprócz nas zagra jeszcze grupa Poise Rite złożona z Polaków, którzy żyją i pracują w Anglii. Poza tym zagramy na jednej z mniej popularnych scen, w środku dnia, nie ma więc powodów, dla których miałaby mi do głowy uderzyć woda sodowa. Mimo to cieszę się na ten wyjazd jak dziecko.

Dlaczego?


Glastonbury to historia i ikona brytyjskiego rocka. Grali tam wszyscy wielcy. Występ na Glasto, jak mawia się na Wyspach, jest nobilitacją nawet dla brytyjskich wykonawców. To prawdziwe święto muzyki. Krótko mówiąc, to po prostu trzeba mieć w swoim CV. Od małego marzyłem o zagraniu na Glastonbury i występie ze Stonesami. Na festiwal jadę z Habakukiem, zaś z T. Love złożyliśmy ofertę organizatorom warszawskiego koncertu The Rolling Stones i może w tym roku uda mi się spełnić oba te marzenia.

Przykro mi, ale według oficjalnego komunikatu publiczność przed występem Jaggera i s-ki na Służewcu będzie rozgrzewać Tatiana Okupnik.


Żartujesz, prawda?

Nie.


Widać nie można mieć wszystkiego. Trudnohellip; Nie słyszałem o tym. W związku z występem na Glastonbury miałem ostatnio spore zamieszanie. W dodatku w miniony weekend T. Love grał koncerty.

Występ polskich zespołów na Glastonbury nie jest dziełem przypadku.


Tak, to efekt działań polskiego konsula w Londynie Pawła Potoroczyna - tego, który wyśnił sobie koncert Możdżera z Makowiczem w Carnegie Hall i Habakuka przekładającego songi Jacka Kaczmarskiego na język muzyki reggae. Nasze festiwalowe występy na scenie firmowanej przez Centralę Związków Zawodowych są elementem kampanii społecznej mającej doprowadzić do poprawy warunków pracy Polaków na Wyspach. To poważna sprawa, która nie dzieje się w maleńkim klubie polonijnym, ale na jednym z największych i najważniejszych rockowych festiwali na świecie.

Czym różni się Glastonbury od polskich festiwali rockowych?


Domyślam się, że rozmachem i organizacją. Wstyd się przyznać, ale chociaż wielokrotnie bywałem na Wyspach, nigdy nie udało mi się zobaczyć żadnego z tamtejszych festiwali. Nie widziałem ani Glasto, ani Reading, ani T in the Park. Kiedy 18 lat temu pracowałem na czarno w londyńskiej knajpie, nie było mnie na to stać. Z kolei kiedy przyjeżdżałem na Wyspy z T. Love - brakowało mi czasu. Teraz nadarzyła się okazja występu z Habakukiem i mogę wreszcie nadrobić zaległości. Będziemy wszystkiego grać czterdzieści parę minut, a moje zadanie będzie polegać na zaśpiewaniu po angielsku dwóch piosenek Habakuka i dwóch coverów Izraela. Będę więc miał dużo czasu, który zamierzam spędzić intensywnie jako widz.

Na czyje występy ostrzysz sobie zęby?

Bardzo podoba mi się nowa płyta Arcade Fire i chciałbym ich sprawdzić w akcji. Interesuje mnie na pewno The Who, choć wiadomo, że dziś to tylko połowa tego, co było kiedyś. Pewnie zerknę na Arctic Monkeys, choć ich nowa płyta raczej mnie rozczarowała. Na razie zaplanowałem sobie tylko te koncerty, ale kiedy wreszcie będę mógł uważnie przestudiować program, to moja lista życzeń znacznie się wydłuży.




















Reklama