Na ostatni album grupy Anthony Kiedis napisał piosenkę "She’s Only 18", która zaczyna się od słów "Ona ma zaledwie 18 lat i nie lubi Rolling Stonesów". Bohaterką jest nowa dziewczyna lidera "papryczek", która nie ma ochoty słuchać z nim dinozaurów rocka. Nic dziwnego, bo dla pokolenia 30-latków rockowymi herosami są właśnie Red Hot Chili Peppers, którzy na ich oczach odnosili pierwsze sukcesy i do dziś pozostają na topie.
W ubiegłym roku czytelnicy magazynu "The Rolling Stone" uznali RHCP za najlepszy zespół, a "Stadium Arcadium" za najlepszy album. Konkurowali z nimi m.in. Christina Aguilera oraz Justin Timberlake. Podobne triumfy grupa święciła na ceremonii Grammy, zabierając ze sobą aż cztery statuetki. Kilka tygodni temu, kiedy nowy singiel Red Hotów "Snow (Hey Oh)" trafił na szczyt rockowej listy "Billboardu", ustalony został nowy rekord: ich piosenki były na pierwszym miejscuprzez 77 tygodni. To wynik lepszy od The Beatles, The Beach Boys i Rolling Stones. Tylko czy tego typu wyróżnienia rzeczywiście świadczą o potędze?
Krytykowanie RHCP w tej sytuacji jest trudne, bo przecież miliony fanów na całym świecie nie mogą się mylić... Trudno jednak nie zauważyć, że odkąd po sukcesie płyty "Blood Sugar Sex Magic" z 1991 r. grupa sprzedała swój wizerunek wytatuowanych półnagich freaków na ekrany MTV, jej muzyka zaczęła mięknąć i coraz bardziej przypominać popowe produkcje. Amerykańska odpowiedź na U2 - komentowali kolejne płyty RHCP co złośliwsi Brytyjczycy, ale to nietrafiona i zbyt surowa ocena. Bo choć Kalifornijczycy podobnie jak U2 wypracowali sobie pozycję w latach 80. doskonałymi płytami i młodzieńczą żywiołowością, to ich postawa daleka była od politycznego zaangażowania Bono.
RHCP to wzorzec rockowej grupy funkconującej według klasycznej zasady: seks, narkotyki i alkohol. Starzy fani mieli rację co do dość okrutnego równania "RHCP plus narkotyki równa się dobry album". Na ostatnich płytach "gwiazdorów po odwyku" brakuje energetycznego funka, a więcej jest zwykłego pop rocka, natomiast ostre rapowanie zastąpił łagodny śpiew. Oczywiście muzycy wciąż podtrzymują dobrą formę, ale już w inny sposób.
"Przed koncertami zbieramy się w kółku, łapiemy za ręce i staramy się wyciszyć" - mówi Kiedis. - "Od dawna to robimy, ale kiedyś stawaliśmy w kółko i waliliśmy się z otwartej po twarzy, tak jak mongolscy wojownicy. Do tego Kiedis na kilka godzin przed występem nic nie je, tylko popija yerba mate, a basista Flea zamyka się w pokoju na medytację".
To prawda, że na koncertach potrzebują tej energii na wykonanie swojego "Satisfaction", czy "Give It Away". Ale większość utworów pochodzi z nowego repertuaru, na którym grupa zbudowała obecną pozycję. Może to i dobrze, że nie robią cyrku jak The Stooges z Iggy Popem, ani nie odgrzewają starych kotletów jak Rolling Stones. Ale czy takich świetnych muzyków naprawdę nie stać na coś więcej, niż schlebianie gustom przeciętnego młodego Amerykanina?
Red Hot Chili Peppers
Chorzów, Stadion Śląski, 3 lipca