Wbrew oczekiwaniom sceptyków warszawski występ George'a Michaela nie przepadł w tegorocznej ofercie koncertowej. Już teraz nie można kupić biletów do najlepszych (i najdroższych) sektorów: golden circle (pod samą sceną) i cztery trybuny. W kasach zostały tylko wejściówki do sektorów I (250 zł) i II (180 zł).
Fani, którzy widzieli dokument Southana Morrisa "Inna historia", dobrze wiedzą, że nie należy spodziewać się szczególnej wylewności. I to nie tylko dlatego, że szczerość nigdy nie była mocną stroną George'a Michaela.

Reklama

Intymne wyznania o tym, jak to codzienność zabiła w nim elfa, muzyk rezerwuje dla autobiografii, którą ma zamiar napisać. A w zasadzie nie napisać, tylko podyktować dziennikarzowi, który opowieści piosenkarza ma przerobić na bestseller. Pulitzer nie jest konieczny, Michael ma już na koncie wiele nagród, z Grammy i Brit Awards włącznie. Teraz bardziej od dowodów uznania potrzebuje dobrej prasy. Tylko ona bowiem mogłaby poprawić wyniki sprzedaży jego płyt, które dołuje od czasu przegranego procesu z Sony (1992 - 1994). Impas miał przełamać kontrakt reklamowy ze światowym potentatem telekomunikacyjnym Orange, na mocy którego wokalista odwiedzi nasz kraj.

Z Sony poszło o pryncypia. O wolność, którą opiewa hit "Freedom '90". Piosenkarz, który za czasów Wham! związał się niewolniczym kontraktem z fonograficznym molochem, chciał wycofać się w cień i zająć wyłącznie muzyką. Do zawodowej klęski dołożyły się życiowe tragedie. W latach 90. piosenkarz pochował partnera i matkę. A kiedy po latach zdecydował się wrócić na scenę, wszystko było inne. Rynek, fani, nawet on sam. Panowały inne muzyczne mody, na czele z tą na niesłuchanie jego płyt w Ameryce.

Zniechęcony do "ziemi obiecanej", która pod koniec lat 80. za sprawą piosenki "I Want Your Sex" uczyniła z niego mieszkańca masowej wyobraźni, w piosence "Shoot the Dog" zaatakował jej największy symbol, George'a Busha. I choć w wideoklipie bardziej niż rezydentowi Białego Domu dostało się byłemu brytyjskiemu premierowi, Tony'emu Blairowi, to polityczna kpina zatrzasnęła przed piosenkarzem wrota największego rynku płytowego na świecie. Nie pomogło nawet podpisanie nowego kontraktu z Sony. Ameryka nie chce słuchać George'a Michaela. Piosenkarz twierdzi, że załatwił mu to osobiście magnat prasowy Rupert Murdoch, który nie lubi, gdy ktoś krytykuje jego prezydenta.

Reklama

Stąd zwrot piosenkarza ku Europie, gdzie na przestrzeni zaledwie roku George Michael po raz drugi trasą koncertową świętuje swój jubileusz 25-lecia pracy estradowej.

Ubiegłoroczne, pierwsze od 15 lat, tournee "25 Live" zakończyło się spektakularnym sukcesem. W ciągu ośmiu miesięcy brytyjski wokalista spędził na scenie przeszło 120 godzin. Dał 49 koncertów w 12 krajach, a jego występy zobaczyło w sumie 650 tys. widzów. I gdyby nie wymuszona klimatem (trasa trwała od września do grudnia) "halowa" lokalizacja, te wyniki byłyby znacznie lepsze. Krytycy rozpływali się w zachwytach, chwaląc sposób, w jaki gwiazdor surfuje po gatunkach muzycznych, i porównywali wokalistę nawet do króla rock'n'rolla, Elvisa Presleya.

Tegoroczna edycja "25 Live" na świeżym powietrzu jest jeszcze bardziej spektakularna i oszałamiająca. Nie tyle pod względem repertuaru, bo ten znów stanowią największe hity z płyty "Twenty Five". W środowy wieczór nie zabraknie więc: "Careless Whisper", "Freedom '90" (tym razem dedykowanego pięciu bułgarskim pielęgniarkom od ośmiu lat więzionym w Libii pod zarzutem zarażenia ponad 400 dzieci wirusem HIV), "Faith" i "Jesus to a Child". Dla przyzwoitości zostaną jednak zagrane w ciut innej kolejności niż jesienią. Atrakcją stadionowej odnogi tournee i zarazem głównym elementem estradowej scenografii jest bowiem gigantyczny ekran wysokiej rozdzielczości, skonstruowany z trzech tysięcy energooszczędnych diod.

Jak donoszą recenzenci z Rosji i Ukrainy, piosenkarz jest w jeszcze lepszej formie niż zimą. Kto wie, może po wizycie w Polsce - wzorem Czerwonych Gitar - zdecyduje się przedłużyć swój jubileusz na kolejny rok? Zespół Kosseli świętował bowiem swoją czterdziestkę okrągłe trzy lata i nie wyklucza przedłużenia obchodów o dalszy rok. Miejmy nadzieję, że George Michael - mimo złej prasy i nieprzychylności opinii publicznej, która wprawdzie pogodziła się z tym, że wokalista zawiera nowe przyjaźnie w toalecie, ale nie może wybaczyć mu prowadzenia samochodu pod wpływem narkotyków - by pozostać w muzycznej grze, nie będzie musiał chwytać się takich metod.