Niewiele jest przesady w stwierdzeniu, że tak jak duża część słuchaczy rapu w Polsce wychowała się na utworach 2Paca, tak jeszcze więcej z nich jako swój pierwszy kontakt z tym gatunkiem przywołuje krążek "Enter The Wu-Tang (36 Chambers)" z 1993 roku. Jedna z najbardziej przełomowych płyt w historii rapu ma w naszym kraju zagorzałych fanów, podobnie jak jej twórcy: RZA, GZA, Metod Man, Inspectah Deck, Ghostface Killah, Ol’ Dirty Bastard, Masta Killa, U-God i Raekwon.

Dziewięciu MC, dziewięć oryginalnych stylów i osobowości, a wszystko to połączone specyficzną mieszanką realiów nowojorskiego getta i fascynacji kulturą Dalekiego Wschodu. Wu-Tang Clan potrafił od samego początku zbudować wokół siebie aurę mistycyzmu. Z jednej strony należałoby może brać ją z przymrużeniem oka, z drugiej - sami raperzy podchodzą do tego śmiertelnie poważnie. Stąd między innymi wzięła się wydana w 2004 roku książka "Wu-Tang Manual" wyjaśniająca z precyzją po latach słowami lidera grupy, RZ-y, wszelkie towarzyszące Klanowi symbole ("36 Chambers" to nic innego jak 36 komór serca dziewięciu członków Wu), idee (nazwa grupy wzięta od świętej góry taoistów i stojącego tam klasztoru) czy pasje (gra w szachy, filmy kung-fu).

Oprócz interesującej otoczki, nie sposób nie zwrócić uwagi na pierwszy krążek Wu-Tangu pod względem stricte muzycznym. Nie dość, że niemal każdy z raperów prezentował umiejętności pozwalające na poprowadzenie swojej późniejszej kariery solowej z powodzeniem, to produkcje RZ-y wyznaczyły wówczas nowy kanon. Brudne, surowe pętle, nowatorsko używane sample, wstawki z filmów kung-fu - to było świeże na tyle, by debiutancki "Enter The Wu-Tang" sprzedał się w platynowym nakładzie.

Żadna z trzech następnych płyt Wu-Tangu nie dorównała poziomem debiutowi. Nie zmienia tego nawet fakt, że bodaj najbardziej oczekiwany album w historii hip-hopu, czyli drugi w dyskografii Klanu "Forever" wydany cztery lata po debiucie, sprzedał się na świecie w liczbie uprawniającej go do statusu ośmiokrotnej platyny. Ta podwójna płyta zawierała jednak zdecydowanie zbyt dużo materiału na niewystarczającym poziomie, czego recenzenci nie omieszkali zespołowi wytknąć. Kolejne dwa krążki (ostatni, "Iron Flag", ukazał się w 2001 roku), mimo słabszego przyjęcia, nie były już w stanie zniszczyć legendy Wu-Tangu.

Długo można by pisać o karierach solowych członków zespołu. Każdy z nich przeżywał wzloty i upadki. Historie o nich można snuć od kariery filmowej Metod Mana po śmierć Ol’ Dirty Bastarda czy też od druzgocącej krytyki krążków U-Goda po zachwyty nad niedawnym "Fishscale" Ghostface’a. Co by nie robili, raperzy Klanu zawsze jednak podkreślali swoją przynależność do zespołu, który dał im popularność.

Dziś grupa jako całość próbuje powrócić do lat świetności. Na wczesną jesień zapowiadany jest piąty album Wu-Tangu "8 Diagrams". RZA twierdzi, że to idealny czas na powrót i pyta, nawiązując do dyskusji na temat obecnego stanu hip-hopu: "Jak hip-hop może być martwy, skoro Wu-Tang jest wieczny? Jesteśmy tu, by przywrócić mu ducha i wnieść w niego falę świeżej energii, której ostatnio brakowało".

Poszczególni członkowie Klanu mają już za sobą występy w Polsce. Grali u nas już Raekwon, RZA z Masta Killa, GZA, a ostatnio Method Man. Jednak taka gratka, jak występ wszystkich raperów na jednej scenie może się więcej nie powtórzyć. Materiału nagranego przez każdego z osobna członka Wu-Tangu starczyłoby na zagranie koncertu choćby i dwudniowego. Na to rzecz jasna nie ma co liczyć, ale dla polskich fanów rapu i tak szykuje się prawdziwe święto.











Reklama