Zespół postanowił nie nadawać nowej płycie żadnego tytułu. "To celowe działanie" - mówi DZIENNIKOWI basista grupy Reginald "Fieldy" Arvizu. - "Chcieliśmy sprawdzić, jak będą album nazywać fani, to w końcu dla nich powstała ta płyta".
"Nowy Korn" (to określenie może funkcjonować przynajmniej do chwili wydania kolejnej płyty) rodził się w bólach. Od kilku lat w zespole zachodziły zmiany: najpierw z gry zrezygnował gitarzysta Brian Welch, później odpocząć postanowił perkusista David Silveria. Korn zatrudnił więc na jego miejsce legendarnego bębniarza Terry’ego Bozzio (występował m.in. z Frankiem Zappą i grupą Fantomas), ale i on zrezygnował po nagraniu materiału na nową płytę. Na trasie koncertowej z zespołem gra perkusista formacji Slipknot Joey Jordison, a pokaz swoich wielkich umiejętności dał podczas lipcowego występu Korna w katowickim Spodku.
Zespół zrezygnował też ze współpracy z producenckim trio The Matrix w dużej mierze odpowiedzialnym za brzmienie poprzedniego albumu studyjnego "See You on the Other Side" (2005) nie najlepiej przyjętego przez fanów (nie mówiąc już o większości krytyków). W efekcie spora część premierowego materiału była realizowana od nowa. "Nie byliśmy zadowoleni z brzmienia płyty, dlatego rozstaliśmy się z The Matrix" - mówi Fieldy. - "Na ich miejsce przyszedł Atticus Ross i dopiero on nadał nowemu albumowi klimat, jakiego oczekiwaliśmy".
Ross pracował wcześniej m.in. z Nine Inch Nails i jego doświadczenia z tego okresu przełożyły się również na muzykę Korna. Na nowej płycie słychać fascynację grupy industrialem i ambientem, pojawiły się bardziej przestrzenne dźwięki i sporo elektroniki, co jednak nie zdominowało ani charakterystycznych dla zespołu ciężkich gitarowych riffów, ani wyjątkowo mocno brzmiącego głosu Davisa. Podczas gdy Nine Inch Nails kompletnie zawiódł nowym albumem "Year Zero", Korn próbuje z powodzeniem zastąpić grupę Trenta Reznora, walkę o miano "królów nu metalu" zostawiając innym zespołom.
Czy jednak wyraźna zmiana stylistyki nie zaszkodzi formacji, której przyszłość przez pewien czas wisiała na włosku? "Myślę, że zdobędziemy tą płytą nowych słuchaczy" - mówi Fieldy. -"A jeśli starym fanom nie przypadnie do gustu, to i tak zawsze będą słuchać naszych wcześniejszych płyt" - dodaje z przekonaniem.
Pewność siebie basisty Korna wydaje się uzasadniona. Choć grupa odeszła bardzo daleko od agresywnych utworów z pierwszych płyt nagrywanych w połowie lat 90., to jej muzyka wciąż jest przebojowa i pełna wściekłej energii. I nie bez powodu na pierwszy singiel z nowego krążka wybrano utwór "Evolution". Pozbawiony tytułu album to bowiem najdojrzalsze dzieło muzyków z kalifornijskiego Bakersfield w jakiś sposób podsumowujące dotychczasową karierę i otwierające przed grupą zupełnie nowe możliwości.