Jaka jest różnica między piosenkami o miłości w wykonaniu Belle & Sebastian a innymi popowymi przebojami? Nie ma w ich utworach facetów w typie macho, tylko są romantyczni i trochę zagubieni chłopcy. Zamiast przeżywać miłosne uniesienia i melodramatyzować, wolą uciekać w świat fantazji – dużo czytają, lubią współczesną poezję, oglądają filmy nowofalowe, kolekcjonują stare płyty. Noszą dopasowane marynarki, uprasowane koszule, zwężane spodnie i grzecznie czeszą włosy.
Czas spędzają przede wszystkim na zajęciach na studiach albo w kawiarniach z przyjaciółmi. Marzą o dziewczętach – nieśmiałych pięknościach, które nigdy na nich nie spojrzą. To właśnie dla nich i o nich zaczął pisać i śpiewać Stuart Murdoch w rodzinnym Glasgow w czasach, kiedy większość Brytyjczyków podzieliła się na fanów grup Oasis i Blur.
A pod koniec lat 90. Belle & Sebastian stali się zjawiskiem kultowym na miarę The Smiths dekadę wcześniej. Na początku byli zespołem tylko dla wtajemniczonych. Pierwsza płyta "Tigermilk" została wytłoczona w tysiącu egzemplarzy, wieść o niej rozeszła się pocztą pantoflową, a koncerty grali dla garstki fanów – dla ludzi, którzy uważali się za najfajniejszych w mieście.
Dobrze wiedzieli, o jakich filmach z Bobem Dylanem śpiewał Murdoch w "Like Dylan in the Movies", jaki obraz Gustava Courbeta zainspirował go do napisania "The Fox in the Snow", do jakiego filmu odwołuje się w "The Loneliness of a Middle Distance Runner" i czemu wspomina książkę "Buszujący w zbożu" w "Pastie de la Bourgeoisie". W pełni utożsamiali się z bohaterami jego tekstów: czuli rozczarowanie światem dorosłych, słuchając "Expectations", brak zrozumienia przez rówieśników przy "We Rule the School" i rozumieli problemy z określeniem swojej seksualności w "State That I Am In".
Przez ostatnie piętnaście lat Belle & Sebastian sprzedali tysiące takich płyt, podbili nawet amerykański rynek, ich piosenki stały się częścią popkultury – tej bardziej wyrafinowanej, trafiły na ścieżki dźwiękowe niezależnych filmów, takich jak "Juno" i "(500) Dni miłości".
Na albumie "Write About Love" w pełni korzystają z tego, że ich fanami są również inni młodzi popularni artyści. Zaprosili Norah Jones do zaśpiewania ballady "Little Lou, Ugly Jack, Prophet John" o Lou Reedzie, Jacku Kerouacu i Johnie Lennonie, a do tytułowego utworu aktorkę Carey Mulligan znaną z filmu "Była sobie dziewczyna" na podstawie książki Nicka Hornby’ego. O ile pierwsza z nich bardziej rozczarowuje, niż oczarowuje, leniwym bluesowym nastrojem i oszczędną kompozycją, o tyle druga zadziwia beztroskim muzycznym klimatem, damsko-męską relacją duetu wokalistów oraz idealnym zgraniem gitary i organów Hammonda przywołującym na myśl późne lata 60.
Bynajmniej nie jest to tylko modna obecnie stylizacja na retro pop, ale solidnie napisana piosenka w starym dobrym stylu. Zupełnie jak w czasach nominowanego do nagrody Mercury albumu "Dear Catastrophe Waitress" piosenki Belle & Sebastian znów urzekają prostotą popowej melodii, delikatnym brzmieniem i natychmiast wpadają w ucho. Partie instrumentów klawiszowych podkreślają kameralny klimat, damskie chórki dodają elegancji, a orkiestrowe aranżacje budują dramaturgię – to stało się ich specjalnością.
A Murdoch wciąż jak ten niepoprawny romantyk opisuje czasy niewinne, szkolne czasy pierwszych miłości, miejski realizm melancholijnego Glasgow z pociągami, autobusami i taksówkami w tle, marzenia pań pracujących w biurach od 9 do 17, które wyrywają się na lunch na dach budynku. W jednym zdaniu ustawia obok siebie prozę Balzaka, muzykę Bacha oraz brytyjski serial "Brookside" z lat 80. Pisze nawet o tym, jak zobaczył Boga w swoim śnie, a później spotkał go na ulicy. Po prostu młodość i naiwność Belle & Sebastian nie minęły – dobrze, że pewne rzeczy się
BELLE & SEBASTIAN | Belle & Sebastian Write About Love | Sonic Records ● ● ● ●
Muzy zespołu
Isobel Campbell: była dziewczyna Stuarta Murdocha, wiolonczelistka, wokalistka i jego muza na pierwszych płytach Belle & Sebastian. Ostatnio świetnie radzi sobie w duecie z grunge’owym weteranem Markiem Laneganem.
Norah Jones: największa muzyczna sensacja początku dekady. Niebywale skromna pianistka jazzowa z pięknym soulowym głosem, która stała się popową gwiazdą. W 2003 roku zgarnęła za debiutancki album osiem nagród Grammy.
Carey Mulligan: ma zaledwie 25 lat, a już na koncie występy u boku hollywoodzkiej śmietanki w filmach Michaela Manna "Wrogowie publiczni" i Martina Scorsese "Wall Street: Pieniądz nie śpi". Za rolę w filmie "Była sobie dziewczyna" nominowano ją do Oscara.