Wydaną dwa lata temu pierwszą płytę projektu muzyka i dziennikarza Marcina Staniszewskiego krytycy okrzyknęli "najciekawszą figurą językową i muzyczną rodzimego avantpopu". Słusznie, bo płyta "Trendywaty Chłopiec" oczarowywała oldskulową elektroniką i zaskakująco ironicznymi tekstami o życiu w mieście. Beneficjentom szybko udało się też podbić internet – głównie za sprawą zabawnego klip do numeru "Ręce pełne robota". Nagrywając drugi krążek, Marcin mógł pójść na łatwiznę, kontynuując kabaretową linię tamtego kawałka. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Język potraktował poważniej, podobnie jak eksperymentowanie z dźwiękiem. Dzięki temu trudno będzie o nim zapomnieć, a konkurencji trudniej go dogonić.
Już pierwszy zwiastun płyty "Tęczy wybielacz" – teledysk do tytułowego numeru – udowadnia, że Staniszewski rozwinął się jako muzyk i autor tekstów, ale także że zmieniło się jego podejście do produkcji. Niepokojąca elektronika, jaką Beneficjent bawi się w tytułowym numerze, doskonale współgra z poważnymi słowami "Skupiam uwagę punktowo jak laser/Dostrzegam mało, za to aż za wyraźnie/To wrodzona alergia na krzykliwe i jaskrawe/Namaczam tęczę pierwszej klasy wybielaczem/Wszyscy tracą wzrok pod ciśnieniem barw/Ślepnę, ale nie jestem sam".
Marcin, nie jako dziennikarz muzyczny, ale przede wszystkim praktykant i pochłaniacz muzycznej wiedzy, doskonale wie, jak poprowadzić numer, żebyśmy chcieli wysłuchać go do końca. W połowie kawałka potrafi wcisnąć dwuminutową przerwę w wokalu, która podnosi napięcie niczym skok na bungee. Utwór jest dowodem na to, że Staniszewski to mistrz pozornego muzycznego miszmaszu. – Pierwszą płytę ogarnąłem na przyzwoitym poziomie, ale to wszystko było dość szkolne. Czytałem mądre książki i stosowałem się do tego, co tam napisali mądrzy ludzie. Tym razem zachowałem się jak jazzman, który najpierw uczy się skal, a potem już o nich nie myśli zgodnie z regułą "Learn it and forget it" – na pierwszej płycie nauczyłem się podstaw i tradycyjnych technik, dzięki czemu teraz mogłem zburzyć ten porządek – mówi.



Reklama
Wyszedł z tego świetnie brzmiący kontrolowany chaos. Dźwięki są bardziej brudne i żywe niż na debiucie. Pomogły w tym dodatkowe ilości perkusjonaliów, syntezatorów modularnych i gitar, z którymi Marcin eksperymentował w studiu. Miałem okazję zobaczyć jego elektroniczne instrumenty i wiele z nich wygląda jak steampunkowe urządzenia, na których roi się od światełek i guzików. Marcin wykreował z nich wciągające, hipnotyzujące dźwięki.
Każde dookreślenie gatunkowe tego, co znalazło się na "Tęczy wybielaczu", będzie niedoskonałe. Bo jak tu nazwać doskonały ośmiominutowy numer "Lawnchair Larry" oparty na prawdziwej historii faceta, który poleciał do nieba na krześle ogrodowym, w którym obok przesterów pojawiają się dźwięk balonu i odwzorowane odgłosy z kabiny pilotów.
BENEFICJENCI SPLENDORU | Tęczy wybielacz | Sony Music