Premiera trzech nowych płyt za panią. O czym pani teraz marzy?
Marzę o tym, aby grać. Te trzy płyty unieruchomiły mnie na chwilę. Trzeba było wejść do studia i poświęcić im bardzo dużo czasu, bo nawet, jeśli nagranie trwa cztery godziny, to dopracowanie całości wymaga pochylenia się nad tym dłużej. Każda z tych produkcji bardzo mnie absorbowała i od początku do końca, przy samej esencji z masterem pod pachą zostawaliśmy ja i mój mąż, Marcin Kydryński.
Dobrze jest mieć męża, który zajmuje się tę samą dziedziną zawodowo?
To błogosławieństwo, że mamy siebie nawzajem i że możemy pracować w dwugłosie. Przy moim perfekcjonizmie ważne jest to, że nie jestem zostawiona sama sobie z wątpliwościami. Możemy dyskutować o wszystkim. Mam świadomość, ze dzięki temu popełniam znacznie mniej błędów.
Po koncertach z Ivanem Linsem w Brazylii, jaki jest kolejny punkt na pani mapie muzycznych podróży?
Polska! Już wkrótce przywiozę państwu trochę lizbońskiego słońca. Będziemy koncertować po kraju wraz z moimi przyjaciółmi z Portugalii. Natomiast w grudniu wyjeżdżam do Japonii, gdzie zagramy z moim zespołem w słynnym klubie Blue Note osiem koncertów na Święta Bożego Narodzenia. Będziemy w Tokio i w Osace.
A kiedy znajduje pani czas na odpoczynek?
Muzyka jest moim odpoczynkiem. Jedyne, o czym myślę, to że nie będzie mnie w domu długo. Trasy i wyjazdy odrywają mnie od esencji życia, jakim jest moje życie rodzinne. W każdą sytuację wchodzę całą sobą, wiec jak jestem w domu, to naprawdę w nim jestem, natomiast gdy gram, to naprawdę mnie nie ma. Na nic więcej nie mam czasu. Moi znajomi odpuścili z zapraszaniem mnie na imprezy, plotki, kawy. Jestem osobą, która chyba najrzadziej bywa na warszawskich bankietach.
Synowie ze zrozumieniem podchodzą do pani częstych wyjazdów?
Bardzo chcę wierzyć, że to rozumieją, ale moi rodzice też nie pozostawili mi wyboru w dzieciństwie. Ciągle wyjeżdżali w trasy z "Mazowszem". I proszę - żyję, jestem i co więcej, robię dokładnie to samo, co oni! Mogę sobie tylko życzyć, by moje dzieci w przyszłości też grały. Myślę, że nie ma cudowniejszego zawodu na świecie niż zawód muzyka. Oczywiście tracimy przez to mnóstwo nerwów, nie sypiamy po nocach, bardzo nas to absorbuje... ale naprawdę muzyka jest światem idealnym. W życiu codziennym wiele jest rzeczy strasznych, okrutnych, wiele jest światów do bólu biednych i pokrzywdzonych. Jest tego za dużo dla wrażliwego człowieka. A muzyka to piękna sfera, w której wiele można wykrzyczeć, wypłakać, ale też wiele się udaje uratować.