Jak minął ci ostatni rok?
Susan Boyle: Ostatni rok był wspaniały. Miałam jednak też czas na rozmyślania. Mogłam spojrzeć w przeszłość i ocenić to, co zdołałam osiągnąć i czego się nauczyłam.
Powiedz o tym, co najważniejsze.
Najdziwniej było zobaczyć swoją rzeźbę z wosku. Kiedy weszłam do Madam Tussaud i zobaczyłam siebie, pomyślałam: mój boże, co to jest?. Uchwycili najdrobniejsze szczegóły, choć byli bardzo łaskawi dla mojej pupy, bo naprawdę mam na pewno większą. Niesamowicie było zobaczyć siebie na wystawie. Ale ważne były dla mnie również wszystkie podróże, które odbyłam. Udało mi się zobaczyć kawał świata i to była wielka frajda. Już nie boję się latać. Bardzo podobało mi się w Chinach. Zupełnie inna kultura, ale przemili ludzie.
Sprzedałaś 14 milionów płyt w 14 miesięcy. To więcej niż niektórzy wykonawcy w ciągu całej kariery.
Brzmi niesamowicie. Chyba po prostu mam dużo szczęścia.
Przyjrzyjmy się temu, co osiągnęłaś przez te dwa lata.
Jest tego tak wiele, że straciłam rachubę. Szykuję musical, nagrałam trzy płyty, jest książka, programy telewizyjne i dokument. Kiedy się temu przyjrzeć, jest to nieco przerażające. Oczywiście w dobry sposób przerażające. Ciężko to jednak ogarnąć. Nie jestem już jednak strachliwą kobietą, poświęcam się pracy i stawiam przed sobą nowe wyzwania. Rok 2009 wydaje się tak odległy, zupełnie inna epoka. Z drugiej strony mam wrażenie, że było to wczoraj, że dopiero co weszłam na scenę "Mam talent".
Jak się czułaś, kończąc 50 lat?
Chciałam jakoś przemknąć przez tę datę, nikt nie lubi się starzeć. Ale 50 to nowe 40! Oczywiście, był to ważny moment, ważne urodziny, kiedy dziękujesz, że ich dożyłaś. Sercem jestem znacznie młodsza. Nie siedzę w kącie owinięta kocem. Na pewno nie czuję się, jakbym miała 50 lat.
Byłaś zaskoczona, kiedy tak wiele osób składało ci życzenia i słało prezenty?
Nie mogłam uwierzyć, jak wielu ludzi chciało uczcić moje urodziny. Wszyscy byli tacy mili i naprawdę mnie rozpieszczali. Nadal nie przywykłam do bycia w centrum uwagi. Nie byłam w stanie odpisać na wszystkie listy i podziękować wszystkim osobiście. Skorzystam więc teraz z tej okazji i podziękuję wszystkim za serdeczności i kartki.
Impreza urodzinowa się udała?
Oczywiście. Miałam prawdziwe, wielkie, urodzinowe przyjęcie. Każdy świetnie się bawił, pił i tańczył. Moja rzeczniczka, Joanne zaprosiła Stavros Flatley (taneczny duet z "Britain's Got Talent ") w ramach niespodzianki. Cudownie było ich znów zobaczyć. Przyjechali specjalnie do Szkocji i wykonali dla mnie taniec. Ja też tańczyłam, a raczej próbowałam, bo mam dwie lewe nogi. Jednym z najpiękniejszych momentów był ten, gdy stałam w rogu i patrzyłam, jak moja rodzina i przyjaciele się bawią, śmieją i tańczą. O to w tym chodzi - zgromadzić ludzi, na których ci zależy pod jednym dachem i patrzeć jak się śmieją i tańczą..
Jaki był występ w chińskim "Mam talent"?
Wspaniały. Kiedy weszłam na stadion, zapytałam menedżera: co to jest?. A on na to: Pomyślałem, że zaczniemy od czegoś małego. – Małego – zapytałam? Tam było 60 tysięcy miejsc i wszystkie zajęte. Patrzyłam tuż przed siebie, nie odważyłam się spojrzeć na publiczność. Bardzo mi się jednak podobał ten występ, dodał mi odwagi. Po nim zaczęłam więcej koncertować. Nie mogę się doczekać kolejnych występów.
Kiedy wróciłaś do studia?
Zaczęłam na początku marca. Na początku trochę eksperymentowaliśmy, chcieliśmy wypróbować różne piosenki i sprawdzić, jak brzmią. Czy się będą nadawać, pasować do mnie. To był bardzo ciekawy czas.
Jakie piosenki wybrałaś?
Tym razem zainspirowały mnie listy, które otrzymywałam z całego świata. Ludzie, z których większości nigdy nie poznałam, przysyłali mi przepiękne listy. Niektóre smutne, w których pisali o swych żalach, rozwodach, inne bardzo pozytywne. Wiele z nich bardzo mnie wzruszyło, szczególnie, że ci ludzie naprawdę się przede mną odsłaniali. Chciałam więc, by trzeci album był o emocjach, odzwierciedlał je. Sama płyta to podróż o odkrywaniu samego siebie. To emocjonalny rollercoaster. Mam nadzieję, że udało nam się nagrać coś poruszającego.
Dlaczego zdecydowałaś się nagrać covery Depeche Mode i "Mad World"?
To było dla mnie coś zupełnie nowego. Coś innego dla mnie i dla moich fanów. Ja jednak lubię zaskakiwać. Nie chcę, by ludzie znali każdy mój kolejny krok. "Mad World" to rzecz surrealistyczna, ale i skłaniająca do refleksji. To był fajny eksperyment, fajnie jest nieco namieszać ludziom w głowach. "Enjoy the Silence" to moja wyprawa na zupełnie nowy muzyczny teren i mam nadzieję, że z czasem ta piosenka w ludziach dojrzeje.
Pewien ceniony dziennikarz powiedział, że z "Unchained Melody" zrobiłaś to, co Eva Cassidy z "Somewhere over the rainbow". Co o tym myślisz?
Eva Cassidy to wspaniała, bardzo soulowa wokalistka. "Somewhere Over the Rainbow" jest zaś niezapomnianą piosenką, więc takie porównanie to niesamowity zaszczyt.
Jaka jest twoja ulubiona piosenka na płycie?
To trudne pytanie, każda bowiem ma dla mnie szczególne znacznie. Gdybym jednak musiała wybrać jedną to chyba to "This Will Be The Year". Wszystko jest w niej doskonałe – aranżacje, melodia, filmowy klimat. Poza tym to smutna piosenka, a ja łatwo się wzruszam.
Lubisz to, co robisz?
Oczywiście, inaczej bym tego nie robiła. Jestem szczęściarą – mam najlepszą pracę na świecie.
A co z byciem osobą publiczną?
Teraz jest trochę spokojniej. Zaczynam się w końcu przyzwyczajać. Nie jestem taka wystraszona jak kiedyś. Kiedy po raz pierwszy się z tym stykasz, to wielki stres, ale teraz jest coraz łatwiej.
Czy wraz ze sławą, brak pewności znika czy wręcz przeciwnie, wzmacnia się?
Sława sprawia, że ludzie myślą o tobie inaczej, bo jesteś osobą publiczną. Ja jednak nie jestem w aż tak wyjątkowa. Jest człowiekiem, a sława to tylko łatka. W życiu jednak wciąż coś się zmienia i jedne troski zastępują inne.