Zazwyczaj koncerny wydające artystów liczących na wielką sprzedaż swoich płyt unikają tego typu sytuacji, starając się tak dobrać daty premier, by nie wchodzić w drogę potencjalnym rywalom. W przypadku "Graduation" Kanye Westa i "Curtisa" 50 Centa stało się zgoła inaczej. West z premedytacją przyspieszył o tydzień planowany debiut swego krążka, tak by doszło do niestandardowej rywalizacji między nim a nowojorczykiem.

Przez ostatnie tygodnie obydwaj raperzy umiejętnie podgrzewali przedpremierową atmosferę. Najgłośniejsza stała się wypowiedź 50 Centa, w której zapowiedział, że jeśli jego płyta sprzeda się gorzej od "Graduation", przestanie nagrywać solowe albumy, poprzestając na współpracy z innymi wykonawcami. Zdaje się jednak, że ogromny oddźwięk tej deklaracji nieco przestraszył rapera, który kilka dni później w wywiadzie dla MTV odwołał swe słowa. Stwierdził jedynie, że większa sprzedaż albumu Westa oznaczać będzie, że "wykonał on lepszą robotę" od niego samego. Nie omieszkał przy tym wsadzić szpilki konkurentowi, nazywając go "pszczołą robotnicą".

Choć biorąc pod uwagę sprzedaż poprzednich płyt raperów, Kanye West stoi na gorszej pozycji, jego podejście jest jasne: "Wolę wypuścić płytę przeciwko 50 Centowi - kiedy ludzie są podekscytowani rywalizacją i ruszają do sklepów - i być numerem dwa niż kiedykolwiek indziej i wygrać w dniu, który nikogo nie obchodzi". Co ciekawe, pierwszy album, dzięki któremu West zyskał szersze uznanie (wówczas jeszcze wyłącznie jako producent), czyli "The Blueprint" Jaya-Z, ukazał się dokładnie sześć lat temu, w dniu ataku na Word Trade Center.

Muzycznie płyty Kanye Westa przewyższają niewątpliwie dokonania 50 Centa. Produkując większość swego materiału, mieszkaniec Chicago sięga regularnie poza sztywne ramy hip-hopu. Często szuka bardzo daleko, co usłyszeć można choćby w aktualnym przeboju "Stronger", gdzie skorzystał z utworu housowej grupy Daft Punk. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że West zaczął brnąć w brzmieniową ślepą uliczkę, jednak na "Graduation" odnajduje on świeżość, a dodatkowo prezentuje się zdecydowanie lepiej jako raper. Potrafi tu choćby brawurowo opowiedzieć burzliwą historię przyjaźni z Jayem-Z, czy dokonać interesującej autowiwisekcji.

50 Cent lepiej czuje się tymczasem w cięższej stylistyce. Warstwa tekstowa jego płyt ociera się często o kicz. Pełna bywa broni, gróźb i wyzwisk, a z drugiej strony bardzo płytkiego podejścia do zagadnień damsko-męskich. Jego słuchacze oswojeni są jednak z tego typu konwencją, przeważnie spoglądając na nią z przymrużeniem oka. Poza tym, krążki rapera zawsze są bezbłędnie dopracowane produkcyjnie, zawierając kilka hitów gwarantujących ich popularność na szeroką skalę. Nie inaczej jest z "Curtisem" - krążek to jak najbardziej przyjemny dla ucha, jeśli tylko przejdziemy do porządku dziennego nad wspomnianymi niedociągnięciami. Promujący album w tej chwili przebój "Ayo Technology" autorstwa Timbalanda potwierdza tę tezę w stu procentach.

Poprzednie płyty raperów ukazały się w 2005 roku, wówczas jednak nie rywalizując ze sobą bezpośrednio. "Late Registration" Westa znalazło w pierwszym tygodniu 860 tysięcy nabywców, zaś "The Massacre" 50 Centa kupiło milion 140 tysięcy fanów. Jeśli w bieżącym pojedynku padną podobne liczby - a pewnie tak będzie - to czeka nas prawdziwy pojedynek gigantów.









Reklama