Każda z jej poprzednich siedmiu płyt studyjnych, była zupełnie inna od poprzedniej. Polly zmieniała się niczym Madonna rocka - od agresywnej dziewczyny z gitarą w ręku ("Dry", "Rid Of Me") przez wysublimowaną damę ("To Bring You My Love") po glamour dziewczynę z miasta ("Stories From The City, Stories From The Sea"). Zawsze jednak była zadziorna, pewna siebie, prowokująca. Tym razem Angielka postawiła na radykalne cięcia i zmieniła dosłownie wszystko, od instrumentarium, przez teksty i podejście do komponowania.

Reklama

PJ Harvey: Zawsze miałam obsesję na punkcie tego, żeby się nie powtarzać. Ale nawet kiedy określałam klimat, w jakim ma być utrzymany album, jeden lub dwa kawałki nie pasowały do reszty. Wtedy mówiłam sobie: trudno, są świetne i wchodzą na płytę. W przypadku "White Chalk" byłam bezlitosna. Wszystko musiało być nowe i nieznane, dlatego że ostatnio naprawdę niewiele rzeczy mnie rusza. Większość współczesnej sztuki wydaje się bylejaka i przeciętna. Ciężko trafić na coś świeżego i ciekawego. I nie chodzi tylko o muzykę, ale też o literaturę, film, malarstwo. Zdarzają się promyki światła przenikające przez tę olbrzymią chmurę nonsensu, która zawisła nad Ziemią, ale to sporadyczne przypadki. Zwyczajnie nie chcę do tego przykładać ręki.

Polly, przeprowadzając się w rodzinne strony hrabstwa Dorset, zmieniła zgiełk miasta na prostotę i spokój prowincji, a ukochaną gitarę porzuciła na rzecz pianina. Cała płyta oparta jest właśnie na brzmieniu pianina, wokalu i przestrzennych aranżacjach. PJ brzmi tu chwilami Tori Amos, ale jest o wiele bardziej eteryczna. Tak jak w utworze "When Under Ether" przypominającym chwilami archaiczny angielski folk sprzed stu lat skrzyżowany z poszukiwaniami przedstawicieli modnej americany.

Nagranie tej płyty zajęło mi dwa i pół roku. Większość z tego czasu poświęciłam na eksperymenty. Bawiłam się harmonijkami, dziwacznymi gitarami skonstruowanymi z pudełek po cygarach, małymi pianami elektrycznymi, wszystkim, co nie było tradycyjną gitarą. Próbowałam kilku piosenek z gitarą i były to naprawdę jedne z najlepszych kawałków, jakie kiedykolwiek napisałam, ale zdecydowałam, że uzyskanie zupełnie nowego brzmienia jest dla mnie najważniejsze. Stąd szalona decyzja, żeby skoncentrować się na pianinie, na którym przecież nie potrafię grać. Zanim odważyłam się go dotknąć, minęły trzy miesiące! Ten instrument niezmiernie mnie fascynuje, jest jak olbrzymi żywy organizm, bestia, ma żebra, zęby, języki... Na początku tylko udawałam, że gram. Podchodziłam do pianina i wyobrażałam, że jestem wirtuozem, wykonywałam te wszystkie śmieszne, teatralne ruchy znane z filharmonii. Potem improwizowałam, nagrywałam te wszystkie wygłupy i wybierałam najlepsze fragmenty. Następnie wracałam do nich i dopracowywałam szczegóły. Nigdy wcześniej tak nie pracowałam. Zmieniłam też podejście do pisania tekstów. Zwykle powracam do pomysłów, które zebrały się przez lata i patrzę na nie z innej perspektywy. Tym razem zastosowałam metodę, którą nazywam "zapisywaniem chwili". Każdego dnia tuż po przebudzeniu notowałam frazy lub słowa, które akurat przyszły mi do głowy. Później tego samego dnia, kiedy improwizowałam z pianinem, używałem właśnie tych porannych słów. Chciałam uchwycić nastrój danego dnia.

Ci, którzy znają Polly z jej surowych, bliskich szaleństwa bluesowych songów, mogą mieć problemy z rozpoznaniem piosenkarki. Na "White Chalk" PJ brzmi jak dziewczynka, która właśnie wraca z pierwszej komunii. Prosty, bezpretensjonalny głos idealnie pasuje do skromnego akompaniamentu.


Przez całe życie inspirował mnie blues, a to amerykańska muzyka. Na White Chalk poczułam, że jestem Angielką, kobietą stąd. Wróciłam więc do dzieciństwa, do czasów kiedy wszystko było proste, czyste a moja wyobraźnia nie znała żadnych granic. Trudno jest jednocześnie komponować i wczuwać się w interpretację. Często więc posiłkowałam się małymi karteczkami poprzylepianymi w różnych miejscach, na których rozpisałam hasła w rodzaju: pięciolatek, dziecinnie. Pomagało mi to przypomnieć sobie, jak to było żyć w niby-zamku albo bawić się z nieistniejącym przyjacielem. Mój głos podążał za myślami, też stawał się dziecinny i naiwny. Zdaję sobię sprawę, że ta płyta nie odniesie sukcesu komercyjnego, ale to właśnie jest w tym wszystkim najlepsze. Nieprawdaż?


Reklama



PJ Harvey

White Chalk
Universal