W czasach gdy Penderecki i Kilar interesują się głównie opiewaniem tragedii ofiar WTC, większość ambitnych melomanów drży na hasło "nowy romantyzm". Trudno uwierzyć, że w latach 70. stanowiło ono synonim artystycznej niepokory. Pomysł połączenia tradycyjnej ekspresji oraz dramaturgii z nowymi środkami brzmieniowymi okazał się utopią - kulturowa inercja pożarła całą jego świeżość. Dekadenckim skłonnościom oparła się Sofia Gubajdulina - być może dlatego, że jej mistyczna estetyka nie stanowiła nigdy maski, lecz była bezpośrednim odzwierciedleniem osobistego światopoglądu. Głęboka religijność tatarskiej kompozytorki nie nosi najmniejszych znamion eskapistycznej duchowości ery wodnika - przesycona jest za to heroiczną, egzystencjalną aurą "przedmurza chrześcijaństwa".

Reklama

"Religijność rozumiem jako odtwarzanie więzi, przywracanie ciągłości życia. Najważniejszym zajęciem pozostaje dla mnie odbudowa duchowej jedności przez komponowanie muzyki" - wyznaje Gubajdulina. Koncert skrzypcowy "In tempus praesens" jawi się ucieleśnieniem powyższej deklaracji. Dominuje w nim ruchliwa, kapryśna partia solowa kreująca atmosferę wędrówki w półmroku, z którego nieśmiało wyłaniają się rozmyte orkiestrowe cienie i poświaty. Owa subtelna alegoria kreacji świata, formowania czasu i przestrzeni przez boską mądrość ("Sofia") dopiero w finale wybucha wstrząsającym tutti. Muzyka Gubajduliny - ze swą kalejdoskopową zmiennością i piętrzoną nieustannie dramaturgią - ma w sobie coś z ekspresjonizmu. Tyle że zamiast krzyku szaleństwa oferuje zawieszone na granicy ciszy frazy bezsłownej modlitwy.

Tym bardziej imponuje fakt, że z tych elementarnych gestów potrafiła kompozytorka utkać półgodzinny, iskrzący emocjami dramat dźwiękowy. Wielka w tym zasługa Anne-Sophie Muter, dla której skomponowany został "In tempus praesens". Niemiecka mistrzyni jak zwykle wydobywa ze swych skrzypiec nieprzebrane bogactwo barw i emocjonalnych odcieni, stając się niemal współautorką dzieła. Nic dziwnego, że o względy Mutter zabiegali w ostatnim ćwierćwieczu najwięksi, m.in. Niemiec Wolfgang Rihm (skomponował dla niej znakomite "Gesungene Zeit"), Krzysztof Penderecki ("Metamorfozy") oraz Witold Lutosławski ("Partita", "Łańcuch II" i nieukończony koncert skrzypcowy). Niezwykła była zwłaszcza ostatnia relacja: współpraca kompozytora intelektualisty ze zdecydowanie romantyczną solistką zaowocowała utworami oraz nagraniami łączącymi w idealnych proporcjach obie postawy. Taka równowaga temperamentów daje się też wyczuć w "In tempus praesens": Muter wyostrza wieloznaczną symbolikę Gubajduliny, "komponuje" z jej chwiejnych gestów emocjonalnych wyrazistą, energiczną narrację.

Znakomity album psuje niestety dokooptowanie do repertuaru dwóch koncertów skrzypcowych Bacha (BWV 1041 i 1042). Lipski kantor jest bez wątpienia duchowym przodkiem Gubajduliny jako mistrz dźwiękowej retoryki oraz mistycznej symboliki. Ale jego koncertowe dzieła to przede wszystkim esencja barokowej taneczności oraz radości koncertowania. A tych w ociężałej interpretacji niemieckiej wirtuozki oraz London Symphony Orchestra pod dyrekcją Valery’ego Giergieva zdecydowanie zabrakło.

Reklama

Anne-Sophie Mutter
Gubajdulina: In tempus praesens
Universal