Chris Cornell (właściwie: Christopher John Boyle, rocznik 1964), amerykański wokalista i autor tekstów. Niegdyś frontman grupy Soundgarden (od 1984 do 1997 roku), obecnie – Audioslave. Na koncie ma cztery albumy solowe. Najnowszy, taneczny „Scream” nagrał wspólnie z guru r’n’b i hip-hopu Timbalandem. Znalazł się na 4. miejscu w rankingu 100 najlepszych rockowych wokalistów wszech czasów. Ma troje dzieci (córki Lillian i Toni, syna Christophera Nicholasa). Razem z żoną Vicky Karayiannis, dziennikarką greckiego pochodzenia, prowadzi w Paryżu restaurację Black Calvados. Był gwiazdą pierwszej edycji Szczecin Rock Festival.

Reklama

p

muzyka

Gdy ukazała się moja ostatnia, nagrana z pomocą Timbalanda płyta „Scream” dziennikarze zaczęli pisać, że zostałem fanatykiem hip-hopu. To bzdura. Prawdą jednak jest, że lubię tę muzykę za jej skuteczność i naturalność. Bierzesz kilka sampli, składasz je do kupy, aż wyjdzie ci jakiś fajny beat, i już masz szkielet. Potem nawijasz i voilà! Jest gotowa piosenka. Nie trzeba uczyć się żadnych akordów czy studiować teorii. Hip-hop to muzyka flaków, wnętrza. Muzyka bardzo ludzka, mimo mechanicznego rodowodu. Oczywiście dalej słucham głównie rocka, ale cenię również spokojniejsze rzeczy. Ostatnio zafascynowany jestem grupą CocoRosie. Podoba mi się ich dźwiękowa fantazja i to, że te dziewczyny wydają się egzystować poza całym muzycznym obiegiem.

gitary

Jak każdy muzyk mam fioła na punkcie instrumentów. Kolekcjonuję oczywiście gitary. Tyle że nie jestem jednym z tych gości, którzy wydają setki tysięcy dolarów, żeby kupić jakiś wyjątkowo rzadki okaz. Potem zaś wstawić go do gabloty i chwalić się nim przed znajomymi. Albo też sprzedać później z zyskiem, co nawiasem mówiąc, jest całkiem niezłym biznesem. Znam ludzi, którzy utrzymują się wyłącznie z handlowania takimi rzadkimi instrumentami. To jednak zdecydowanie nie dla mnie. Kupuję gitary wyłącznie dla ich brzmienia, bo każda ma swój wyjątkowy ton i charakter. To jak paleta kolorów u malarza. Kiedy podczas tworzenia jakiegoś nowego numeru, szukam konkretnego brzmienia, od razu wiem, po którą gitarę sięgnąć. Nie traktuję ich nabożnie i nie czyszczę codziennie. Są tylko narzędziami mojej pracy, choć przyznam, że kiedy podczas rozwodu ważyły się losy tej kolekcji, byłem nieźle wkurzony. Moja poprzednia żona też bardzo lubiła te gitary. Aż za bardzo. Walczyłem o nie cztery lata przed sądem! Wyobrażasz to sobie?

filmy
Reklama

Napisałem piosenkę „You Know My Name” do filmu „Casino Royale”, więc łatwo się domyślić, że siłą rzeczy muszę choć trochę lubić Bonda. I lubię – ale nie tego granego przez dawnych, wypacykowanych aktorów w rodzaju Rogera Moore’a czy Timothy’ego Daltona, którzy zawsze wydawali mi się bardzo sztuczni i zwyczajnie śmieszni. No i te durne, absolutnie nierealne pomysły w rodzaju wyskakiwania z motocykla i wskakiwania do samolotu pędzącego w dół... Dla mnie prawdziwym agentem Jej Królewskiej Mości jest dopiero Daniel Craig. Właśnie tak wyobrażam sobie twardziela. Owszem, jest bardzo elegancki, jednak ma w sobie tę dzikość. Patrzysz na jego twarz i od razu wiesz, że temu gościowi lepiej nie wchodzić w drogę, że nikt go nie powstrzyma.



kuchnia

Dwa lata temu otworzyłem swoją własną restaurację Black Calvados w Paryżu. Teraz jest ona bardziej klubem niż miejscem, w którym chciałbyś zjeść kameralną kolację. To dwupoziomowy lokal, świetny na sobotnie wypady. Stałymi gośćmi Black Calvados są Natalia Wodianowa, Johnny Depp i Vanessa Paradis. Serwujemy głównie owoce morza oraz specjały kuchni greckiej. Osobiście bardzo cenię francuską – w końcu Francuzi nie na darmo mają opinię jednych z najlepszych kucharzy. Lubię też kuchnię hiszpańską i włoską. Jako restaurator w pewnym sensie powróciłem do swojego starego zawodu. Niegdyś bowiem dostarczałem ryby szefom kuchni.

miejsca

Swój czas dzielę równo między Paryż a Los Angeles. Głównie ze względu na moją obecną partnerkę Vicky Karayiannis. Paryż jest lepszy do mieszkania. Tam zorganizowałem nasze wymarzone przyjęcie weselne. W Mieście Aniołów lepiej robi się interesy. Francuska stolica jest dla mnie centrum Europy. Jest tym, czym Nowy Jork dla Ameryki. Tyle tu różnych kultur i wpływów – Arabowie, ludzie ze wschodniej Europy, Afryki. Nie wspominając o pięknej architekturze i bardzo wyluzowanych mieszkańcach, czasem aż za bardzo. Dlatego lubię wracać do LA i tam pracować. To z kolei miejsce, w którym skupił się cały przemysł muzyczny, Znajdziesz tu każdy sprzęt, o jakim tylko zamarzysz. No i odpowiednich ludzi, najlepszych w branży. Wszystko działa tam jak w zegarku.

moda

Nigdy nie ukrywałem, że moda jest dla mnie istotnym elementem image’u. Lubię być dobrze ubrany. Czuję się wtedy pewniej, choć nie jestem fanatykiem trendów. Mam kilku ulubionych projektantów – cenię takie marki, jak Dolce & Gabbana czy John Varvatos. Zresztą rok temu byłem twarzą jego kampanii reklamowej. Wcześniej brały w niej udział takie gwiazdy, jak Iggy Pop i Alice Cooper. Wiele osób zżymało się na ten pomysł. Jak to? Facet, który śpiewał w Soundgarden, reklamuje ciuchy? Nie rozumiem takiego podejścia. Jako muzyk jestem częścią show-biznesu, do którego należy także świat mody. I jedno, i drugie jest dla mnie sztuką. Tylko forma wyrazu jest inna.