Ciężko jest mieć pretensje o to, że w roku, w którym jest mundial, festiwal w Opolu odbywa się w innym terminie. Ciężko jest mieć też pretensje o to, że TVP nie chciało konkurować sama ze sobą i na jednym kanale pokazywać festiwal, na drugim mecz.
Jednak ciężko jest zrozumieć, dlaczego na przykład pierwszy dzień festiwalu nie zaczął się w czwartek od bardzo ciekawego - pod względem poziomu artystycznego - konkursu Debiutów. Ten, z zupełnie nikomu nie zrozumiałych przyczyn, został pokazany w noc z piątku na sobotę, gdzieś już po północy. Szkoda, bo doświadczenia ostatnich lat pokazują, że w rywalizację muzyczną widzowie angażują się bardzo chętnie, a dla nowych twarzy pokazanie się w prime timie byłoby doskonałą promocją.
Po ogromnej aferze z ubiegłego roku wiele mówiło się o tym, że KFPP w Opolu ma odzyskać dawny blask. Być może dobrze przygotowany koncert "Premier" mu go przywróci. Ale po piątkowym spektaklu będzie ciężko. Show w biało-czerwonych barwach stało na bardzo słabym poziomie. W konkursie na piosenkę mundialową nie zaprezentowano ani jednego dobrego utwóru. Większość z nich została skomponowana i napisana według tragicznie schematycznych pomysłów. Na tym tle aż za dobrze wypadli weterani – tęskni się za swobodą piosenki Bohdana Łazuki. To nie żadna tajemnica, że piosenka na mundial nie może mieć powtarzanych w kółko „ole ole, biało-czerwonych i gol gol gol”. Szkoda, że zmierzamy w stronę toporności, a nie lekkości właśnie.
Dzieje się tak również na innych płaszczyznach. Dowcipy gospodarzy koncertu nadawały się do kolekcji Szymona Majewskiego, który swój program zaczynał od "żenującego żartu prowadzącego". Przykład? Jakbyście nie wiedzieli, to Kamil Bednarek dobrze wie, co znaczy „spalony”. Dowcip miesiąca? Nie sądzę.
Przerwanie festiwalu meczem i obłożenie go koncertem piłkarskim nikomu nie wyszło na dobre. Wczorajszą imprezę ciężko będzie zapomnieć i odzobaczyć. Na miejscu PZPN w przyszłości protestowałbym, by tak dobry produkt, jakim jest piłkarska kadra polski, otulać tak słabej jakości widowiskiem.