Bardzo odważna płyta, zatytułowana po prostu „Wojtek Sokół” pokryła się platyną. W ciągu pierwszego tygodnia od sprzedaży znalazła ponad 30 tysięcy nabywców, co już teraz, a nie zaczął się nawet marzec, stawia ją w pierwszej dziesiątce muzycznych bestsellerów roku 2019.
„Udało się doskonale. Miałeś bardzo dużo do stracenia, bo przy takim bagażu doświadczeń artystycznych oraz ludzkich oczekiwań, naprawdę ryzyko choćby minimalnej wtopy było ogromne. Możesz mieć to tak naprawdę gdzieś, ale nie uwierzę, byś nigdy o tym nie pomyślał podczas całej kariery. O tym, że ta solówka to musi być taka perła w koronie, ostateczne przybicie pieczęci za wkład w polską popkulturę XXI w.” - pisze w recenzji na cgm.pl Andrzej Cała. Dojrzałość, pomysłowość, kreatywność i odwaga w realizacji projektu sprawiają, że o płycie Sokoła mówili wszyscy w środowisku.
Podobnie rzecz się miała i wciąż ma z Vieniem. Raper, który bardzo odważnie romansuje z popkulturą – brał udział w programie TVN „Agent” – 15 marca zaprezentuje płytę „Twarzova”, o której znów będzie się mówić w superlatywach. Przełamywanie konwencji, odważne zapraszanie gwiazd z odległej galaktyki (posłuchajcie nagrania z Bovską) w świecie polskiego hh niczym nowym nie jest. To, jak to jest wyprodukowane, to jakie wywiera wrażenie – zarówno na młodych, jak i na starszych słuchaczach rapu – już tak.
Do grona odważnych dołącza też O.S.T.R., który za poprzednie produkcje był odsądzany od czci i wiary. Tak jak i w innych gatunkach okazało się, że pocałunki śmierci, recenzje pełne stwierdzeń, że artysta się skończył i nie ma nic do powiedzenia, sprawiły tylko, że… No właśnie, jeśli na rynku polskim jest ktoś jest w stanie konkurować pod względem liczny sprzedanych płyt w XXI wieku to jest to tylko i wyłącznie O.S.T.R.. „Instrukcja obsługi świrów”, album który trafił do sklepów 22 lutego pozostawi strony barykady na swoich miejscach. Zgodnie ze starym porzekadłem – haters gonna hate. Odbiór – w recenzjach i komentarzach jest oczywisty: odważnym przekazem Adam Ostrowski pokazuje nie tylko to, że pogłoski o jego (artystycznej) śmierci są mocno przesadzone. Daje też podprogowo przekaz, którego młodsi raperzy chwycić za bardzo nie chcą.
Świat rapu od zawsze opierał się na autentyczności przekazu. Ci, którzy za bardzo chcieli wejść w celebryctwo, zapominając o tym, kim są, za bardzo uginając się pod oczekiwaniami mainstreamu, wypadali z gry. Vienio i Peja swoim udziałem w reality show zyskali, bo w żaden sposób nie ulegli pokusie kreacji gwiazdorskiej. Czy to się podoba czy nie – pokazali siebie takimi, jakimi na dany moment są.
To z kolei podoba się… poza rapem. Wspominani tu artyści swą pozycję, doskonałe wyniki sprzedaży i zachwyty nad twórczością budują nie na tym, że kłaniają się swojemu światkowi. Ten, jak niemal każdy inny w Polsce, każdego, kto wyrasta ponad bagienko, najchętniej by w nim utopił. Po muzykę Sokoła czy O.S.T.R.ego w znakomitej części sięgają ludzie, którzy o hip-hopie wiedzą tyle, że jest. Najprawdopodobniej nie wiedzą, skąd się wziął Venio, jakie ma korzenie. Prawdopodobnie nie dotarli do pierwszych płyt Adama Ostrowskiego. Czy komuś to przeszkadza? Popytajcie młodych raperów.
Oczywiście zjawisko jest szersze. „To jest wyciągnięcie ręki i przybicie piątki z ludźmi, którzy są w naszym wieku. Do ludzi, którzy tak samo jak my wyrastali na nowych zasadach muzycznych – do ludzi, którzy wyrastali na hip-hopie, hip-hop był im potrzebny do życia. Wielu ludzi robiło hip-hop tańcząc i malując graffiti. Teraz wokół nas są sami rodzice otoczeni dziećmi i kredytami hipotecznymi. Bliżej jest nam do nich, niż do tego, by w sposób sztuczny i dla nas w pewien sposób wsteczny mówić o rzeczach, które dotyczą młodzieży.” – mówił rok temu Fokus z Pokahontaz w wywiadzie dla dziennik.pl. Wyrastanie z przybijania piątek i opisywanie innego życia widać też u Kękę „Chleb powszedni jak piekarz piekę i na co się czepiasz/ Zdrowe relacje jak lekarz /Kiedy ty biegasz, siedzę na chacie jak cesarz”. Inaczej do odbiorców mówią Ten Typ Mes, inaczej powracający Emil Blef.
Pogodzenie się z tym, gdzie się jest. Brak umizgów do grup, z którymi de facto nie ma się kontaktu okazują się sukcesem. I artystycznym i komercyjnym.
A co pozostaje innym? Na pewno wezmą oddech i dadzą kontrę. W końcu ile można „tylko pić, jeść, spać, jak Tamagotchi”.
I to jest w tym gatunku najpiękniejsze.