Całkowity koszt imprezy wyniósł 50 mln euro, z czego władze Rotterdamu wydały 22 mln, a pozostała kwota pochodzi ze środków rządowych, Europejskiej Unii Nadawców (EBU), stacji telewizyjnych, sponsorów oraz sprzedaży biletów.
Pomimo pandemii Covid-19 impreza odbyła się z udziałem publiczności. Organizatorzy spodziewali się 31 tys. fanów Eurowizji, jednak ostatecznie, w ramach testów, pozwolono na udział 3500 osób przetestowanych wcześniej na obecność koronawirusa.
Wprawdzie hotele nie były puste, ale daleko im było do spodziewanego obłożenia. Według organizatorów festiwalu liczono na 70 tys. noclegów. "Myślę, że jesteśmy pierwszym miastem Eurowizji bez pełnych hoteli" – powiedział dziennikowi "NRC-Handelsblad" Roel Dusseldorp ze stowarzyszenia Rotterdam Hotel Combinatie.
Władze miast liczą jednak na długofalowy zysk. "Eurowizja pozostaje największym programem telewizyjnym na żywo na świecie, z 220 milionami widzów na edycję, to znakomita promocja" – powiedział gazecie przedstawiciel ratusza.
Wilbert Lek, dyrektor Rotterdam Partners, lokalnej organizacji turystycznej powiedział PAP, że spodziewa się, że konkurs przejdzie do historii jako najlepiej zorganizowany: "Mieliśmy wirtualną wioskę festiwalową, pokazaliśmy, że Rotterdam jest prężnym, wielokulturowym i dynamicznym miastem".
Portal NOS podał w niedzielę, że w mediach społecznościowych pojawiają się "setki skarg" od osób, które oddały głos na finałową piosenkę, jednak ich głosy nie zostały uwzględnione.
"W nocy otrzymały one wiadomość tekstową, że ich głos został wysłany za późno i dlatego jest nieważny" – podaje portal. Na Twitterze pojawiło się wiele postów ze zrzutami z ekranu pokazującymi, że SMS został wysłany przed zamknięciem linii.
NOS zwrócił się do Europejskiej Unii Nadawców, odpowiedzialnej za proces głosowania, o informacje, czy problemy przy głosowaniu nie wpłynęły na ostateczny wynik. Portal nie otrzymał jednak odpowiedzi.