Według sądu policja w protokole nie opisała, na czym konkretnie polegało wykroczenie, którego - według funkcjonariuszy - dopuścił się muzyk. O decyzji sądu poinformowała w poniedziałek rosyjska redakcja Radia Swoboda.
Kontrowersyjne wystąpienie
Szewczuk, lider legendarnej grupy DDT, który w przeszłości nie unikał krytykowania władz na Kremlu, nawiązał do wojny na Ukrainie podczas koncertu 18 maja. Teraz na Ukrainie zabijani są ludzie. Po co giną tam nasi chłopcy? Jaki jest cel, przyjaciele? Młodzież Rosji i Ukrainie znowu ginie. Giną starcy, kobiety i dzieci - w imię jakichś napoleońskich planów naszego kolejnego Cezara, tak? - mówił muzyk. Dodał następnie: Przyjaciele, ojczyzna to nie dupa prezydenta, którą trzeba ciągle obśliniać i całować. Ojczyzna - to biedna babcia na dworcu sprzedająca kartofle. To jest ojczyzna.
Nagranie tego wystąpienia ukazało się w internecie, a szczególnie jego druga część natychmiast stała się powszechnie znana. Wystąpienie Szewczuka nastąpiło w czasie, gdy używanie słowa "wojna" na określenie inwazji na Ukrainę jest w Rosji zakazane i karane.
Problemy z KGB jeszcze w ZSRR
Na wystąpienie artysty zareagowała natychmiast policja, która po koncercie pojawiła się za kulisami. Funkcjonariusze w mundurze specnazu zablokowali drzwi do garderoby, a w środku policjanci przez godzinę prowadzili z Szewczukiem rozmowy o "koncercie i jego wydźwięku" - przekazał producent Radmir Usajew. Policjanci usiłowali początkowo zatrzymać Szewczuka, ale ostatecznie zrezygnowali i kazali mu jedynie podpisać protokół o wykroczeniu administracyjnym.
Sam muzyk powiedział po incydencie, że głośnego porównania o ojczyźnie używał też wcześniej. Lider DDT od wielu lat otwarcie wyraża swoje poglądy; brał udział w demonstracjach opozycji i potępiał wojnę z Gruzją w 2008 roku. Jeszcze w czasach radzieckich występował ze swym zespołem przy pełnych salach, a z racji swych krytycznych tekstów miewał problemy z KGB.