"Niezwykle dobra, szlachetna, życzliwa ludziom i światu, a jednocześnie dziecięco bezbronna. Nie miała w sobie nic z agresji. Była jakby wygnańcem z chórów anielskich skazanym na trudny +człowieczy los+" - ocenił w książce Marioli Pryzwan pt. "Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach", Jerzy Ficowski. "Zamiast duszy miała muzykę; nie śpiewała, ale grała na swoich strunach głosowych jak nikt. To był cudowny instrument o rzadko spotykanej doskonałości" - dodał autor wielu tekstów śpiewanych przez nią piosenek, m.in. "Bez ciebie nie ma mnie", "Daj mi tęczę na niedzielę" i "Najszaleńszego szaławiły".

Reklama

"Wszystko, co w człowieku jest dobre, było w niej" - powiedział mąż piosenkarki, Zbigniew Tucholski, w filmie dokumentalnym pt. "Anna German" (2012).

"Gdyby człowiek +święty+ był zdefiniowany, to Ania zapewne miałaby wszystkie jego cechy. Była oddana sztuce, miała wiele niepowtarzalnych, cudownych cech. Była zamknięta w sobie, a jednak biło od niej ciepło, dobroć, spokój" - oceniła Katarzyna Gaertner w rozmowie z PAP.Life w 2013 r.

Na estradzie, na której królowała nie tylko z racji wysokości (184 cm wzrostu), często to nie wystarczało - potrzebny był jeszcze refleks i dowcip.

Publiczność nagradza

Reklama

W 1967 r. w Viareggio we Włoszech odbierała "Oscara della simpatia" - wówczas tę nagrodę publiczności otrzymali też Caterina Valente i Adriano Celentano. Podczas koncertu laureatów złośliwy konferansjer demonstracyjnie przykucnął przy niej na scenie i zadarłszy głowę, powiedział: "No to teraz, przed drugą piosenką, pani nam powie, ile metrów sobie mierzy". "Ile metrów to nieważne - ważne, że z pewnością jestem wyższa od pana" - odparła German. "Wesoły śmiech na widowni był całą moją satysfakcją za doznaną krzywdę moralną" - podsumowała incydent w swej książce pt. "Wróć do Sorrento?" (1970).

"Wrażliwy na piękno Breżniew wymyślił, żeby ściągnąć Annę German z powrotem do ZSRR, w końcu jaka z niej Polka? Farbowana! Po koncercie na Łużnikach piosenkarkę zaproszono na Kreml i tam dostała propozycję: obywatelstwo, mieszkanie, dacza pod Moskwą i samochód. Odmówiła. Powiedziała, że jest Polką, Polska uratowała życie jej i matki, i tak już zostanie" - mówił Mariuszowi Urbankowi reżyser Waldemar Krzystek w wywiadzie pt. "Anna German łączy Polaków i Rosjan. Rozmowa z reżyserem serialu o piosenkarce" ("Polityka, 2013). "Poprosiła tylko o możliwość zobaczenia grobu ojca. Ale okazało się, że akurat to jest niemożliwe, bo grobu nie ma. Jej ojca, jak miliony innych, wrzucono gdzieś do dołu. Została tylko ściana budynku NKWD, pod którą go rozstrzelano. Ale w końcu dostała odpowiednie przepustki i, już śmiertelnie chora, pojechała pożegnać się z ojcem. Wierzyła, że cudem jakimś, ale żyje… I zobaczyła tę porytą kulami ścianę, a obok stare opony, rdzewiejący samochód, starą skrzynkę, śmieci. Dla niej – sacrum, dla nich – profanum, normalno" - opowiadał współreżyser serialu "Anna German. Tajemnica białego anioła", zrealizowanego przez rosyjską telewizję w 2012 r.

Reklama

Anna German urodziła się 14 lutego 1936 r. w Urgenczu w sowieckim wówczas Uzbekistanie. Jej matka, Irma Martens, nauczycielka, wywodziła się z holenderskich menonitów sprowadzonych do Rosji przez Katarzynę II. Ojciec, Eugen Hörrman, księgowy - z rodziny niemieckiej osiadłej na Ukrainie. Gdy się poznali, Eugeniusz German - tak zapisywali jego nazwisko sowieccy urzędnicy - starał się bezskutecznie uciec z ZSRS. 26 września 1937 r. został aresztowany przez NKWD pod zarzutem szpiegostwa i w 1938 r. zamordowany. W 1942 r. Irma Martens wyszła za polskiego oficera z Dywizji Kościuszkowskiej, Hermana Bernera, co umożliwiło jej w 1946 r. repatriację - wraz z matką i córką - do Polski. Zamieszkały we Wrocławiu, gdzie Irma została wykładowcą języka niemieckiego, natomiast Anna poszła do szkoły - wówczas nauczyła się języka polskiego. Maturę zdała w 1955 r. i rozpoczęła studia geologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim, zakończone w 1962 r. obroną pracy magisterskiej "Zdjęcie geologiczne okolic Zatonia (Ustronie)".

Dobra studentka

"Była dobrą studentką i aktywną uczestniczką akademickiego życia kulturalnego. Od dziecka zresztą lubiła tańczyć i śpiewać – występowała na szkolnych akademiach. Udzielała się w studenckim teatrzyku Kalambur i, za namową koleżanki, zgłosiła się na przesłuchanie we wrocławskiej Estradzie. Zdolna młoda piosenkarka dostała angaż na cykl koncertów, z którymi grupa jeździła po miasteczkach i wsiach Dolnego Śląska. W 1962 roku została magistrem geologii (dyplom z wyróżnieniem) i zdała (za drugim podejściem) egzamin na Artystę Estrady przed komisją Ministerstwa Kultury" - napisali Hanna i Andrzej Milewscy w artykule "Niezapomniana Anna German" (hi-fi.com.pl, 2013).

Przewodniczącym komisji był Kazimierz Rudzki, a jednym z jej członków Aleksander Bardini.

W 1963 r. Anna German zdobyła II nagrodę w dniu polskim za utwór "Tak mi z tym źle" na III Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie. Na Krajowym Festiwalu Piosenki w Opolu w 1964 r. za piosenkę "Eurydyki tańczące", skomponowaną przez Katarzynę Gärtner do tekstu Ewy Krzemienieckiej i Aleksandra Wojciechowskiego, Anna German dostała II nagrodę. "Eurydyki" zostały również nagrodzone na kolejnym IV festiwalu w Sopocie. "To był utwór wprost wymarzony dla Anny. Mogła pokazać i rozległą skalę głosu (od sopranu do altu), i perfekcyjną intonację, niezachwianą nawet w karkołomnych interwałach i przejściach, gładkość portamenta, dostojny spokój frazowania, inteligencję i subtelność interpretacji" - przypomnieli Hanna i Andrzej Milewscy.

W 1964 r. podczas tournée po Związku Sowieckim zdarzyło się coś, co dla Anny German było traumatycznym przeżyciem, a mocno zapadło w pamięć Marii Koterbskiej.

"W czasie naszego pobytu w ZSRR Lwów był miastem, na które szczególnie czekaliśmy. Było w zwyczaju, że każdy z solistów miał jedną piosenkę w języku rosyjskim" - wspominała lwowski koncert Koterbska w książce Pryzwan. "Ustaliliśmy, że nie śpiewamy piosenek po rosyjsku, tylko wszystkie po polsku. Nie wiem, dlaczego Ania jako trzecią zaśpiewała piosenkę po rosyjsku. Wówczas stało się coś strasznego. Publiczność zaczęła gwizdać, pokrzykiwać i gadać na głos, palić gazety - jednym słowem koszmar. Wołałam ją, by zeszła ze sceny, ale ona śpiewała do końca i wybiegła dopiero po skończonej piosence. Na wspólny finał, w którym każdy coś śpiewał, nie wyszła" - opowiadała.

Rok 1965 to występy Anny German m.in. w Wielkiej Brytanii (z Orkiestrą Polskiego Radia pod dyrekcją Stefana Rachonia), w paryskiej Olympii (w programie Eurowizji), Monte Carlo i Związku Sowieckim w Kisłowodsku (kurorcie, do którego nie dojechał Misza Berlioz).

W Związku Sowieckim ukazuje się pierwszy longplay pt. "Śpiewa Anna German" - dopiero pod koniec 1965 r. Anna German nagrywa z Orkiestrą Polskiego Radia płytę długogrającą pt. "Tańczące Eurydyki".

Za mało słów

"Cokolwiek bym powiedział o Ani German, będzie to za mało" - wspomniał Stefan Rachoń w książce "Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach” Marioli Pryzwan. "Uważam, że była najlepszą piosenkarką swojego pokolenia" - podkreślił. "Ania nie należała do kategorii chimerycznych, kapryśnych gwiazd. Zawsze skromna, jeździła autokarem razem z orkiestrą. Inne piosenkarki żądały taksówek, osobnych samochodów - ona nie. Przystosowywała się do każdych warunków" - dodał.

Dyrygent przypomniał "zabawną historię”, która wydarzyła się w hotelu "gdzieś w Polsce". "Dostała pokój numer 100, blisko orkiestry (orkiestra miała najgorsze pokoje). Numerki na drzwiach ledwie się trzymały. Po jakimś czasie zapukała do mnie, by pożyczyć flamaster. +Bardzo przepraszam panie dyrektorze, ale zginęła jedynka z numeru mojego pokoju i zostały dwa zera. Stale ktoś do mnie puka+" - opowiadał.

W kwietniu 1966 r. piosenkarka - z grupą polskich artystów estrady - odbywa swoje pierwsze tournée po USA i Kanadzie, występując m.in. w Carnegie Hall.

W licu 1966 r. Anna German wystąpiła w rozrywkowym filmie "Marynarska przygoda" w reżyserii Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz, rozgrywającym się na pokładzie ORP "Błyskawica".

"Grałam w tym filmie epizodyczna role. Kapitana ze snu głównego bohatera filmu. Odtwarzał go pan Kazio Brusikiewicz. Oprócz tego śpiewałam piosenkę Marka Sarta - +Słowa+. Warunki atmosferyczne zupełnie nam nie sprzyjały, jak to zazwyczaj bywa w czasie kręcenia filmu nad Bałtykiem" - wspominała German.

Kontrakt w Mediolanie

14 listopada tego roku artystka podpisała w Mediolanie trzyletni kontrakt z firmą Company Discografica Italiana.

"Wyznaje, że lubi śpiewać po włosku melodyjne włoskie piosenki, ale jest też druga przyczyna: chce wreszcie kupić mieszkanie dla siebie, matki i babci. Podbija publiczność San Remo, ma wystąpić na MIDEM. W prasie włoskiej ukazują się wywiady i setki entuzjastycznych artykułów. Anna jest zmęczona wrzawą wokół siebie i tempem wydarzeń. Ale w sumie cieszy ją to, co robi" - czytamy w artykule "Niezapomniana Anna German".

We Włoszech występuje w programach telewizyjnych z udziałem m.in. Domenica Modugno, w lipcu 1967 r. jako pierwsza cudzoziemka śpiewa na 15. Festiwalu Piosenki Neapolitańskiej, nagrywa włoski longplay; 27 sierpnia w Forli ma swój pierwszy solowy koncert.

Wracając z tego właśnie wydarzenia, uległa ciężkim obrażeniom w wyniku wypadku samochodowego na Autostradzie Słońca. Przytomność odzyskała po tygodniu w uniwersyteckim szpitalu w Bolonii - tam zaczęła się długotrwała walka o życie i zdrowie artystki.

W lutym 1969 r., przebywając w Ośrodku Rehabilitacyjnym STOCER w Konstancinie, nawiązuje korespondencję z Leonidem Teligą, który w swój samotny rejs dookoła świata zabrał nagrania piosenek German. Jej owocem było skomponowanie muzyki do kilku wierszy żeglarza - "Wiosenną humoreskę", "Żagle" i "Noc nad Mekongiem" artystka zaśpiewała w Opolu w 1971 r. - już po śmierci Teligi.

"Teliga mówił, że nie ma ani minionego, ani przyszłego szczęścia. Jest tylko szczęście obecne, które trwa chwilę. Ale najważniejsze - umieć cieszyć się z tego, że żyjemy…" - przypomniała słowa German Mariola Pryzwan.

Oficjalny powrót Anny German na estradę nastąpił 17 stycznia 1970 r. w Sali Kongresowej - podczas koncertu "Tobie, Warszawo" wykonała własną kompozycję pt. "Być może" do słów Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego.

14 maja tego roku odbyła się premiera filmu "Krajobraz po bitwie" Andrzeja Wajdy - Anna German gra w nim Amerykankę zwiedzającą krematorium w niemieckim obozie zagłady - nie śpiewa, nie mówi ani jednego słowa.

Autorski album "Człowieczy los" wydany w 1970 r. zdobył status Złotej Płyty.

Kolejne dziesięciolecie udanej kariery i życia prywatnego (m.in. ślub z inżynierem Zbigniewem Tucholskim w 1972 r., narodziny syna w 1975 r.) niweczy w styczniu 1981 r. orzeczenie lekarskie - rak kości.

"Anna komponuje muzykę do psalmów, +Hymnu o miłości+ św. Pawła i Modlitwy Pańskiej" - czytamy w "Kronice życia i pracy artystycznej" opracowanej przez Marcina Dąbrowskiego - dołączonej do wznowienia "Wróć do Sorrento?" (Instytut Wydawniczy Latarnik, 2012).

21 maja 1982 r. artystka przyjęła chrzest w obrządku Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Trzy miesiące później - 25 sierpnia - umarła w szpitalu wojskowym przy ul. Szaserów w Warszawie. Pogrzeb na stołecznym Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym odbył się 30 sierpnia.

"Swoistym kultem osoba piosenkarki jest otaczana w krajach byłego Związku Sowieckiego" - napisali Hanna i Andrzej Milewscy. "Anna przez dziesięć pierwszych lat życia mieszkała w Związku Sowieckim. Mówiła po rosyjsku, może myślała też po rosyjsku? Popularnością cieszyła się nie tylko wśród rosyjskich słuchaczy, lecz również wśród kompozytorów, tekściarzy i realizatorów dźwięku. Począwszy od roku 1964, kilkanaście razy wracała na koncerty do Moskwy i innych miast. Wydała tam siedem longplayów (dla porównania – w Polsce: cztery, a we Włoszech – jeden). Kompozytor Oskar uważa, że to Bóg posłał do Rosji Annę German, a jej pojawienie się było szczęściem dla kompozytorów. Pisali specjalnie dla niej i wiedzieli, że dostaną perłę interpretacji" - przypomnieli.

"Redaktorzy z warszawskiego radia wybaczyli sukcesy w ZSRR Trubadurom, Czerwonym Gitarom, natomiast Annie German - nie. Nie wiem, dlaczego ściągali z anteny jej nagrania. Sam kiedyś słyszałem na korytarzu, gdzie urzędowali spece od rozrywki w PR (równie nieprofesjonalni co opiniotwórczy) złośliwe powiedzonko: +Ach Anna? Nasza liubimaja+" - wspominał Jerzy Milian w książce Marioli Pryzwan. "Była wspaniałym człowiekiem. Niech pamięć o niej będzie wyrzutem sumienia dla przeciętnych ludzi w PRiTV, którzy brali udział w niepisanej zmowie przeciw niej. Przeklęci neofici - Anny im nie wybaczę" - podkreślił. "Tym się z nią różniliśmy, że ona chyba wypiłaby z nimi butelkę szampana…" - ocenił Milian.

"Kiedy serial powstawał, jeden z polskich wiceministrów kultury zapytał mnie, nad czym pracuję. Odpowiedziałem, że robię serial o Annie German. +Dla naszej telewizji?+ – zapytał. +Nie, dla rosyjskiej+. +To wstyd+ – powiedział tylko" - przypomniał Waldemar Krzystek w rozmowie z Mariuszem Urbankiem.