Wiele wspomnień, a obraz w nich w zasadzie podobny. Indywidualistka, osoba, która potrafiła stanąć okoniem i powiedzieć lub zaśpiewać to, co niewygodne bez względu na konsekwencje. Ale też są pełne kontrastów i niezwykłych obserwacji. Mój świetny kolega po fachu – Artur Rawicz – wspomina na Facebooku np. 2008 rok, kiedy to Sinead O’Connor występowała na darmowym koncercie w Warszawie. Pod Pałacem Kultury i Nauki. Tak, ta sama wielka Sinead, która była ikoną przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych grała na tzw. "darmoszce", na koncercie, na który mógł wejść każdy bez biletu i bez opłaty. Przypadkiem lub nie. Na bosaka stanęła przed publiką w stolicy.

Reklama

Mogę stać na ulicy i śpiewać do przechodniów, by zarobić na rachunki. Nie potrzebuje milionów dolarów” – powiedziała w jednym z wywiadów.

Kiedy we wspomnianym czasie posypał się na nią deszcz nagród, Sinead nie chciała ich odbierać. Za każdym razem miała w sobie poczucie, że to zaprzeczenie tego, po co pracuje, po co jest na scenie. Zawsze uważała, że powołaniem artystki jest sypać solą rany, wsadzać kij w mrowisko. Oczywiście po latach została już niemal za to rozgrzeszona, ale kiedy powiedziała „trzeba zwalczać prawdziwe zło” i podarła zdjęcie ważnej dla naszego narodu osoby, została wykluczona. Banicja spotykała ją wielokrotnie, bo gdy ogłosiła, że zmieni wiarę po raz kolejny zamiast próbować zrozumieć rysowano na czole znaczące kółka.

We wszystkim cechowała ją niezwykła ekspresja. Od szeptu do krzyku potrafiła przejść w ciągu jednego nagrania, w ciągu kilku minut. I mówiła o ważnych rzeczach, jak w „Fire On Babylon” czy „Drink Before the War”.

W pewnym momencie kariery ogłosiła:

"Jeśli o mnie chodzi to zajmuję się tworzeniem duchowych zapisów i używaniem do tego celu mojego głosu. Nie będę śpiewała piosenek, które stworzyłam w przeszłości. Zamknęłam drzwi przed tym wcieleniem Sinead O'Connor”.

Dla fanów z czasów „Nothing Compares 2 U” to było niezrozumiałe.

Reklama

I tak Sinead odeszła. Zbuntowana, w kontrze, pozostawiona – w dużej mierze też na własne życzenie – przez fanów.Oczywiście, że muzyka pozostanie, ale czy zapamiętamy ją tak, jak by ona chciała?

Trwa ładowanie wpisu