Zamiłowanie do dźwięków ze spaghetti westernów okazało się swego czasu wspólnym konikiem producenta Briana Josepha Burtona alias Danger Mouse oraz włoskiego kompozytora Daniele Luppiego. Do spotkania tej dwójki doszło w roku 2004, tym samym, w którym Burton wyważył drzwi muzycznego mainstreamu płytą "The Grey Album" – karkołomnym mashupem "Black Album" Jaya-Z z białym longplayem Beatlesów.
"Zawsze oglądałem wiele spaghetti westernów, aż w końcu zacząłem tropić pochodzące z nich soundtracki" – wspominał w wywiadzie dla brytyjskiego "Guardiana" Danger Mouse. Luppiemu podobne dźwięki towarzyszyły od dziecka. "Od małego miałem styczność z westernami i filmami Federico Felliniego, bo państwowa telewizja emitowała je w każdy weekend" – przekonywał.
Pomysł na wspólne przedsięwzięcie dojrzewał jednak długo, a przy mocno napiętych harmonogramach praca musiała odbywać się etapami. Burton i Luppi zdołali jednak pozyskać do współpracy chór I Cantori Moderni di Alessandronini, wsławiony udziałem w soundtracku do klasyków takich jak "Dobry, zły i brzydki" czy "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", jak również dwójkę wokalistów – Norah Jones i Jacka White’a. Część nagrań zrealizowana została w założonym przez samego Morricone, słynnym studiu Forum w podziemiach Rzymu. Rodzący się niespiesznie album zapowiadał się na naprawdę wielkie wydarzenie.
I oto jest. "Rome" zręcznie łączący nastrój klasycznych tematów filmowych z wdziękiem wysmakowanej muzyki pop, przenoszi słuchacza zarówno na rozpalone prerie Dzikiego Zachodu, jak i na grzbiet skutera przemierzającego Wieczne Miasto z epoki "Dolce vita". W utworach słychać inspiracje twórczością Morricone, Francesco De Masiego czy Bruno Nicolai oraz znakomite instrumentacje na czelestę, klawesyn, smyczki i organy Hammonda. Jack White wnosi swoim głosem męską pasję i odrobinę dramatyzmu (wyróżnia się stylowa ballada "The Rose with a Broken Neck"), Norah Jones zmysłowo pomrukuje (zwracam uwagę na "Black" i "Problem Queen"). A ich popisom wtórują wytrawni chórzyści, na czele z 76-letnią divą Eddą Dell’Orso. Być może brak na płycie jakichś namiętnych emocji, ale nienaganna kultura muzyczna i cudownie ciepłe brzmienie sprawiają, że słuchanie utworów, takich jak rozedrgane brzmieniem hiszpańskiej gitary "The Gambling Priest" czy psychodeliczne "The Matador Has Fallen", jest prawdziwą przyjemnością.
Danger Mouse po raz kolejny udowodnił, że praca w duecie jest dla niego szczególnie owocna, co pokazał już współpracą z raperem MF Doomem pod szyldem Danger Doom, jako podpora tandemu Gnarls Barkley oraz w rockowym projekcie Broken Bells z udziałem frontmana The Shins Jamesa Mercera.
Chociaż z pewnością oczy i uszy publiki będą zwrócone właśnie na Burtona, uhonorowanego w tym roku nagrodą Grammy dla najlepszego producenta (można by dodać "wreszcie", bo wcześniej nominowany był do tego lauru już sześciokrotnie), to warto też zanotować sobie w pamięci nazwisko Daniele Luppi. Bez Włocha nie byłoby "Rome" i oby teraz miał on szansę zaprezentować się jak najszerzej. Kto wie, może już wkrótce wyrośnie na nowego Angelo Badalamentiego?
DANGER MOUSE & DANIELE LUPPI | ROME | EMI Music