"Niewielu jest artystów, którzy stworzyli coś unikalnego. Takich, którzy wypełniają te miejsca w duszy, gdzie nikt inny nie dociera. Savage Republic należą do tych nielicznych" - mówi Scott Kelly z Neurosis. Jego kapela niezmiennie od 13 lat składa hołd dokonaniom swoim mistrzom, prezentując nagrania Dzikiej Republiki przed każdym z koncertów.
Znakomici Neurosis w swym podziwie dla Kalifornijczyków nie są odosobnieni. Przez lata dokonania Savage Republic miały wpływ na scenę gitarową za Oceanem, od Sonic Youth po Godspeed! You Black Emperor i Perry’ego Farrella. Co istotne, muzyka zespołu z lat 80. inspiruje nie tylko twórców rockowych. Na Wyspach świetne recenzje zbiera świeżutki cover kawałka "Next To Nothing” (z debiutanckiego albumu Amerykanów "Tragic Figures” z 1982 roku), nagrany przez mistrza sceny dubstepowej - Shackletona. Bardzo dobrze przyjęto też „1938”, nową płytę grupy.
Dopiero po latach Kalifornijczycy zyskują wreszcie należny im szacunek. Dziką Republikę w 1981 roku założyli w Los Angeles studenci tamtejszego uniwersytetu. Inspirowani sceną art-punk i industrial wykorzystywali instrumentarium znalezione na złomowiskach, płonące beczki czy kawałki blachy. Swoją zgrzytliwą i transową muzykę zabarwioną bliskowschodnimi inspiracjami często prezentowali w tak niezwykłych miejscach jak parkingi, tunele czy nawet dno opuszczonego jeziora. Skład zmieniał się wielokrotnie, ale od 1983 roku aż do rozpadu w 1990 roku trzon grupy tworzyli Greg Grunke, Thom Fuhrmann i Ethan Port. Tak jest i dziś.
>>> Kliknij, aby kupić tę płytę w cenie 42,50 PLN. <<<
Co prawda Savage Republic nie nagrywali przez niemal dwie dekady, jednak w ich powrocie trudno doszukiwać się koniunkturalnych pobudek. Choć ich płyty z końca lat 80. takie jak „Jamahiriya Democratique” miały szansę na sukces w środowiskach alternatywnych, Amerykanie przez lata świadomie bojkotowali reguły świata show-biznesu. Na scenę mogli wrócić po sukcesie filmu "Milczenie owiec”, w którym wykorzystano ich kawałek "Real Man”. Zdecydowali się dopiero teraz.
Dobrze zrobili, bo "1938” przypomina ich najlepsze dokonania z dawnych czasów. Choć czasem - jak w przydługawym "Caravan” - Kalifornijczycy nazbyt wierzą w hipnotyczną moc swych tematów, pozostałe, w większości instrumentalne kompozycje, przypominają jednak, że rockowy przekaz wciąż można traktować poważnie.
Ich post-industrialna psychodelia wybrzmiewa zupełnie inaczej niż przed laty, nadal robiąc wrażenie. Zespół wielokrotnie porównywano z wczesnym Sonic Youth, ale "1938” przywołuje na myśl zupełnie inne pejzaże. Savage Republic nie szukają - jak nowojorczycy - środków na zilustrowanie wielkomiejskiej klaustrofobii, lecz tworzą soundtrack do obłąkanej wędrówki po smutnych przedmieściach. Inspiruje ich obszar graniczny, w którym urbanistyczna struktura ustępuje miejsca pustyni. Sami zresztą swego czasu określali swą muzykę jako "krwawe ślady na piasku”. I rzeczywiście, także na płycie, porażają intensywnością ekspresji.
Prawdziwy żywioł Savage Republic to jednak koncerty. I warto się wybrać 30 stycznia do Wrocławia, bo ich niezwykły seans to odtrutka na odurzenie migotliwymi zaklęciami medialnych fikcji.
Savage Republic
1938
Neurot Recordings