To właśnie dla swoich przeciwników stworzył ten album, bo chce im pokazać, że nadal może być numerem jeden. – Jeśli stoi się na szczycie, najgłośniej słychać wszelkie głosy krytyków. Wszyscy wtedy krzyczą, że do niczego się nie nadajesz. Nagle dochodzi do rozdwojenia jaźni, bo na stadionach, gdzie dajesz koncerty słyszysz, że jesteś wspaniały – mówi Robbie Williams.
Dla niego jednak ważniejsze są głosy krytyki. To one dają mu siłę i napędzają go do dalszej pracy. – Jeśli obejrzałbym swoją motywację i uznał, że zbudowana jest jak trójkąt, to podstawę tworzą krytycy. Chciałbym, by wszyscy oceniali mnie dobrze, ale wtedy chyba nie miałbym mobilizacji w sobie, by zrobić coś jeszcze lepszego – ocenił.
Płyta "Take The Crown" ma znowu podbić światowe listy przebojów.
"Zasłużyłem na to, by występować na stadionach, a nie w małych klubach. Chcę, żeby znowu na moje koncerty przychodziły tłumy. Sukces zawsze podbudowuje ego. Chciałbym sprzedać rekordową liczbę płyt, a potem dawać najlepsze show, jakie kiedykolwiek widzieli moi fani" - powiedział.
Robie Williams sławę zdobył dzięki zespołowi Take That, gdzie był wokalistą. W 1995 roku rozpoczął karierę solową i od razu podbił serca milionów fanów. (PAP Life)
mar/ tom/