Nie ma pan jeszcze dosyć?
Co ja bym robił, gdybym siedział w domu. To by była tragedia. Oczywiście dużo siedzę przy komputerze i w swoim studio komponując czy nagrywając, ale też nie za długo, bo zaraz potrzebuję wyjść, gdzieś pojechać, polecieć, zagrać. Moje życie to cały czas jedna wielka podróż. Tak naprawdę podróżuję od 15 roku życia. Wszystko zaczęło się od tego czerwonego autobusu, którym jeździłem z Łodzi do Warszawy. Był on symbolem mojego dzieciństwa, z którego przesiadłem się do transatlantyckiego samolotu, którym wyruszyłem za ocean, do Nowego Jorku.
I dlatego pana ostatnią płytę "For Warsaw with Love" otwiera utwór "Red Bus to Freedom"?
Ten czerwony autobus sprowokował tę płytę i jest nieodłącznym symbolem mojego życia. Wracając do pani poprzedniego pytania, owszem czasami bywam zmęczony i myślę sobie, że może rzeczywiście trzeba czasem usiąść w tym fotelu, albo pojechać na jakieś wakacje, ale potem znowu czuję ten przypływ energii (zew krwi!) i gnam dalej. Kiedy skończą się Urbanator Days organizowane w tym roku w Warszawie i w Łodzi, pognam do mojego Nowego Jorku, żeby skończyć płytę z kolegami bluesmanami. Musimy jeszcze dograć dwa utwory. Jeden z muzyków, który nad nią pracował, powiedział mi ostatnio: "Jesteś nasz" i uhonorował mnie czapką i butelką Jacka Danielsa. Przyszła mi do głowy taka myśl, że człowiek rano może być księgowym, a wieczorem śpiewakiem operowym, a ja rano jestem jazzmanem, a wieczorem bluesmanem. Zakładam ten kaszkiet, który od nich dostałem i od razu czuję ten rytm, te nuty. Jestem dumny z tego, że z nimi gram i naprawdę czuję ich muzykę!
Wspomniał pan o Urbanator Days. Czego możemy spodziewać się w tym roku?
Pojawi się m.in. kilku artystów, których usłyszeć można na płycie "From Warsaw with love". Pełny skład Urbanator Days 2019 to gitarzysta Mark Whitfield, basista Otto Williams, trębacz Piotr Wojtasik, raper Walter West, klawiszowiec Michał Wróblewski, bębniarz Frank Parker oraz wokalistka Irene Blackman - córka zmarłego pianisty Dona Blackmana. Ta dedykowana Powstaniu Warszawskiemu płyta łączy się mocno z moim życiorysem. Niesamowite jest dla mnie to, że ci młodzi ludzie, którzy kompletnie nie powinni rozumieć naszej historii, wciągnęli się w nią. Czarny chłopak, raper nauczył się paru słów po polsku i rapuje "Bóg, honor, ojczyzna". Jestem dumny, że coś takiego zainteresowało to młode pokolenie, które nie wie, gdzie jest Polska, o co chodzi z tą naszą historią. A tymczasem to inteligentni ludzie. Okazało się, że umiemy znaleźć to, co jest dla nas wspólne, czyli właśnie ta freedom, wolność.
Powstanie Warszawskie jest panu bliskie, mimo że dorastał pan w Łodzi?
Dzień przed Powstaniem mama wywiozła mnie z Warszawy do Piotrkowa. Tam mieszkali jej bracia, czyli moi wujkowie. Potem przenieśliśmy się do Łodzi, w której się wychowywałem, uczyłem. To tam w wieku 13 lat usłyszałem pierwsze nuty jazzu, zamieniłem skrzypce na saksofon. Kiedy wróciłem do stolicy, rok później dostałem propozycję wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. To właśnie wtedy ten czerwony autobus dowiózł mnie do Nowego Jorku.
Na Powstanie patrzy pan z perspektywy patriotyzmu?
Nie odbieram go ani patriotycznie, ani politycznie, jak to się teraz niestety dzieje. Dla mnie to wspomnienie z dzieciństwa, przed którym moja mama zdążyła mnie uchronić. Być może dzięki niej uniknąłem zagłady. Płytę "From Warsaw with love" nagrałem, bo w Warszawie się urodziłem, to od niej zaczęła się ta moja wycieczka w życie. Zresztą jednym z utworów, które się na niej znalazły jest ten zatytułowany "Good Change", czyli "Dobra zmiana". Bardzo tę płytę kocham, uważam, że to taki mój osobisty sukces, że potrafiłem z moimi czarnymi przyjaciółmi poruszyć tak odległy dla nich temat.
A podoba się panu to, jak Powstanie Warszawskie jest obecnie celebrowane?
Widzę w tym niestety dużą przesadę. Wszystko, co się dzieje wokół Powstania, jest wykorzystywane politycznie. Polityka rządzi życiem i to jest dla mnie koszmar, tragedia. W pewnym sensie z tych rocznic Powstań Warszawskich, ale i tych związanych z Dniem Niepodległości, zrobił się pewnego rodzaju sport i liczenie punktów, kto godniej, kto mniej uczcił te rocznice, komu przy okazji udało się dokopać, dogryźć, wytknąć, jakiś błąd. Nie tędy droga - myślę sobie. Pamiętam jak za komuny protestowaliśmy grając jazz. Wiadomo było, że nie ma wolności, ale mogliśmy tym graniem walczyć o nią. A dziś? Czuję się wolny, ale tylko osobiście, a będąc w Polsce nie czuję niestety do końca tej ogólnej wolności.
W czym jej panu brakuje?
To się dzieje na każdym kroku. Ludzie kontrolują jeden drugiego. Nie wiadomo, kto, z jakiej jest opcji, co wykrzyczy, co powie, czy nie obrazi, czy nie wyleje przysłowiowego jadu, jeśli moje zdanie będzie odmienne niż jego. Nie da się tak żyć jak w tej chwili, gdzie jeden na drugiego napada, Zrobił się straszny cyrk.
Jesteśmy chwilę po wyborach. Jak pan patrzy na tę powyborczą rzeczywistość to...
Trudno nie powiedzieć prawdy, a ta jest taka, że mamy bardzo stronnicze media narodowe. Mamy sytuację, w której przy jednym stole siedzi brat z siostrą o równie odległych poglądach i często z tego powodu dochodzi do rodzinnych kłótni. Do czego to doszło? To nie jest fair wobec ludzi. Ktoś, kto za to wszystko jest odpowiedzialny, powinien się w końcu obudzić. Granie wyborczymi obietnicami, wykorzystywanie do tego publicznych pieniędzy i aktywizowanie w ten sposób ludzi do głosowania, też jest mocno nie w porządku. Byłem u rodziny pod Łodzią i widziałem, jak siostry zakonne przywoziły niewidomych, głuchoniemych do lokali wyborczych i podpowiadały im, gdzie postawić krzyżyk. Tak nie powinno to wyglądać w normalnym, demokratycznym kraju.
To skąd wzięła się na pana płycie ta "Dobra zmiana"?
To taki mój muzyczny manifest. Na przykładzie Urbanator Days mogę powiedzieć, że od czterech lat, mimo że jest to impreza na poziomie i oceniana wysoko, nie dostaliśmy żadne dotacji z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jesteśmy skazani na siebie, albo na odważnych sponsorów, którzy wciąż z nami trzymają. Uznaliśmy, że od przyszłego roku Urbanator Days, które odbędzie się po raz 14., będzie dostępne także on-line. Chcemy, żeby ci młodzi muzycy, którzy biorą udział w naszych warsztatach, chcą się spotykać, czerpać wiedzę i doświadczenie, mieli szansę prezentowania i wydawania swojej muzyki.
Wracając do wyborów. Polonia w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie zagłosowała na prawicę.
To jest kolejny koszmar. Do Chicago przyjeżdża głównie jedna opcja, a mieszkańcy to ludzie dużo starszej generacji, zasiedziali Polonusi, którzy nie wiedzą, co dzieje się w kraju. Mają dostęp tylko do TVP Polonia, a odwiedzają ich tacy propagatorzy patriotyzmu polskiego, jak Macierewicz, czy jemu podobni, to jak mają inaczej głosować? Uważam, że ktoś, kto przez kilkanaście, albo kilkadziesiąt lat nie mieszka w tym kraju, nie powinien mieć prawa do głosowania. Mam wrażenie, że mamy do czynienia z coraz większym prostactwem, a nie prostotą. Także, jeśli chodzi o muzykę. Nawet w jazzie coraz częściej pojawia się metoda kopiuj /wklej, nowa generacja uczy się grać i odtwarza, a mało tworzy na żywo. Nie chcę jednak brzmieć jak ten człowiek starszej generacji, który krytykuje wszystko, bo czuję się młody muzycznie i orientuję się, co się dzieje w popie, hip-hopie, pasjonuję się tym, ale przeraża mnie to, jak bardzo jest to upraszczane. Nie wolno mylić prostoty z prostactwem! Na szczęście jest też sporo młodych talentów w jazzie, hip hopie i popie i oni robią muzykę, która brzmi, nie idą na łatwiznę.
To, kto według pana rokuje?
Jest wielu młodych jazzmanów, których cenię – Marek Pędziwiatr, Kuba Więcek, Michał Wróblewski, Patrycja Zarychta i inni. Niełatwo jest się przebić, bo jest tłok, ale jak ja to mówię, najwięcej miejsca jest na samym szczycie, więc warto walczyć o swoje. Marzy mi się, aby na polskim rynku było więcej producentów muzycznych z prawdziwego zdarzenia. Nie może być tak, że człowiek, który programuje parę bitów na komputerze jest producentem muzycznym.
Ma pan na myśli twórców disco-polo?
Disco-polo, hipco-polo a nawet jazzco-polo, bo taka forma też istnieje. Nie mówię, że nie przepadam za disco, bo lubię, ale to w dobrym wydaniu – house albo disco w stylu amerykańskim. Mój guru mówił, że muzyka w tańcu nie przeszkadza, więc lepiej chyba tańczyć do dobrego jazzu albo disco niż do czegoś, co jest prostackie, co funduje Polakom główny producent i "promotor" kultury tego kraju, czyli TVP, a także PR i temu podobne!. No, ale wedle jego maksymy: "ciemny lud to kupi".
Powiedział pan, że kiedyś walczyło się jazzem z komuną, a dziś czym się walczy?
Chyba tylko hip-hop został, chociaż do dzisiaj często czuję, że gram protestując! Głosu jazzu nie ma w tym tak dużo, a wielu artystów gra muzykę, która brzmi jak jazz, ale to nie jest to. Hip-hop podoba mi się o wiele bardziej niż te wszystkie koturnowe grania. Jest prawdziwy.
Każda muzyka rytmiczna powinna być mocno związana z jej korzeniami!
To w takim razie zadam panu zagadkę. Czyj to tekst: "Ponoć pedały lubią różowy kolor, heterofoby lubią zgnoić świadomość"?
Sokół albo O.S.T.R.
Ten drugi. Podoba się to panu?
Uważam, że każdy powinien mieć możliwość wypowiedzenia swojego zdania. Jak go znam to wiem, że O.S.T.R. bywa kontrowersyjny, ale jest bardzo inteligentny. Nie chcę ich komentować, bo nie znam całego kontekstu, ale myślę, że przy najbliższej okazji porozmawiam z nim na ten temat. Jestem ciekawy jego opinii.
A jakie jest pana zdanie?
Uważam, że każdy powinien mieć wolność wypowiedzi, ale też nie powinno się z tego robić aż takiego halo. Żyjemy w czasach, kiedy wiele rzeczy się rozdmuchuje, a przecież prościej byłoby je zostawić w spokoju, dać ludziom żyć, jak sobie chcą, pogodzić się z faktami. Robienie z nich sztandarów często powoduje, że za chwilę odzywają się drugie sztandary, które chcą zakazu tego, o co walczą te pierwsze. Tak jak z LGBT, tak samo jest z edukacją seksualną. Przecież wszystko zależy od ludzi, a nie ustawy. Jeden nauczyciel będzie szkodził, a stu innych zrobi w tej kwestii dobrą robotę. Dojdzie do tego, że wszyscy będą bali się robić tę dobrą robotę.
W kinach wyświetlany jest film o Mieczysławie Koszu. Znał go pan? Jaki był?
Tragicznie wspaniała postać. Spędziłem z nim kilka lat, ale w trakcie jego działalności wyjechałem do Stanów. To był wspaniały facet. Ostentacyjnie próbował pokazać, że nie ma ograniczeń, że nie jest niewidomy. Walczył z tą swoją ułomnością, choć był skazany na pomoc innych, opiekę. Kiedy tylko mógł, uwalniał się z niej. A potem wydarzyła się ta tragiczna śmierć. Do dziś nie wiadomo, czy wypadł z okna, czy popełnił samobójstwo.
Jaka była ta jego muzyka?
Fantastyczna. To był czas Komedy, Trzaskowskiego, Namysłowskiego, a wśród nich był Mietek. Jazz był wtedy muzyką do tańca, której dziś brakuje. Mówi się, że co 50 lat muzyka wraca w podobne miejsce, nie na zasadzie koła, ale spirali, więc myślę, że będziemy jeszcze tańczyć do jazzu.
Szaliki to pana znak rozpoznawczy. Ile ich jest w szafie?
Około dwustu. Z każdej podróży ktoś mi jakiś przywozi. Sam też je sobie kupuję. Nie lubię garniturów. Kiedy byłem szczuplejszy, łatwiej mi było w nich grać. Teraz nie jest to wygodne ubranie. Żeby być eleganckim zakładam właśnie szalik. Mam już taki odruch, że gdy się budzę to pierwszą rzeczą, po którą sięgam jest właśnie szalik. Noszę je nawet do piżamy.
A jaki jest ten Nowy Jork, w którym pan tak często bywa?
Mieszkam w Nowym Jorku od 1973 roku i obserwuję. Bardzo się zmienił. Widzę pewne paralele między Stanami a Polską. Od muzyków, z którymi współpracuję wiem, że pojawia się coraz więcej zachowań rasistowskich. Podział społeczeństwa jest coraz większy, a sprawcą tego jest Trump. To podczas jego kadencji zaostrzyły się przepisy, jest coraz więcej akcji policyjnych. Sam widziałem dwa filmy, w których pojawia się mocna teza, że chrześcijaństwo narodziło się w Afryce, a Matka Boska też ma afrykańskie korzenie. Oglądając je, a nie znając kontekstu, który obowiązuje, można być przekonanym, że tak było. Poza tym w Nowym Jorku wciąż jest multikulturowo i bardzo szybko. Czasami nie nadążam z tym bieganiem a "nabiegałem" się tam wiele lat! Kocham to miasto! Kocham wylatywać z Nowego Yorku i wracać do Nowego Yorku. To jest mój dom i tam jest moja muzyka.
Polacy już niebawem polecą do Stanów bez wiz.
Na pewno jest to dobre posunięcie, bo już dawno powinno mieć to miejsce, ale myślę sobie, że wciąż będzie wiele rozczarowań. Zamiast rozmów w konsulacie, będą rozmowy na granicy i niektórzy zostaną odesłani z powrotem. Mimo tego cieszę się, że Polacy będą mogli latać do USA.
To jak pan widzi przyszłość Polski?
Wierzę w to, że prawda zwycięży. Sytuacja w Polsce jest trudna i bardzo radykalna. Myślę sobie czasem, czy rozbiory nie były najlepszym rozwiązaniem wobec tego kraju i mówię to z całą odpowiedzialnością. Kiedy jedzie się na Wschód albo na Zachód Polski widzi się zupełnie inną mentalność. Po środku jest Księstwo Warszawskie, czyli stolica. Oczywiście jestem też ogromnym zwolennikiem zjednoczenia, tylko jak to zrobić, żeby ci zaakceptowali tych, a tamci tamtych? Powiem sarkastycznie. Skoro się nie udaje, to może niech każdy jedzie do swojego domu. Mam jednak nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i ludzie się dogadają w końcu
W jednym z wywiadów powiedział pan, że jest fanem Wałęsy.
Prezydent Wałęsa to Wielki Polak! Trochę się jednak ostatnio frywolnie wypowiada, a jego ostatnie słowa o śp. Kornelu Morawieckim były nie w porządku. Trzeba wiedzieć, kiedy coś powiedzieć, a to nie była najlepsza okazja. I może, jak śpiewa Perfect, wiedzieć, kiedy ze sceny zejść.
A będzie taki moment, kiedy pan z tej sceny zejdzie?
Nie sądzę. Nie jest tak łatwo z niej zejść, gdy jest się rozpędzonym. Ostatnio będąc w szpitalu na badaniach pomyślałem sobie, że może nawet chciałbym na niej odejść z tego świata. To by było piękne, ale na razie się jednak nigdzie nie wybieram.