Karolina Kozak, Tomek Makowiecki, a teraz jeszcze Mietall Waluś. Polscy artyści coraz cześciej marzą o karierze solowej. Ich albumy pozornie podnoszą poziom artystyczny polskiego popu, jednak czy dowodzą ich dojrzałości?

"Zostałem namalowany przez młodego malarza, on chce być jak Dali i odważny jak Picasso" - do takich narcystycznych tekstów Mietall Waluś zdążył nas już przyzwyczaić, śpiewając z rockową formacją Negatyw. Jednak na pierwszym albumie sygnowanym jego nazwiskiem zaskakuje bardziej nowoczesnymi połamanymi rytmami breakbeat oraz spokojniejszymi elektronicznymi klimatami downtempo. Za ich jakość odpowiada śląski producent Szymon Folwarczny, który nagrywa jako Stealpot. To głównie dzięki niemu album "Mietall Waluś Magazine” jest taki różnorodny i oryginalny w porównaniu ze wszystkim dotychczasowymi projektami Walusia. Ile więc w tym zasługi samego zainteresowanego, który promuje go swoimi zdjęciami?

Podpisywanie płyty nazwiskiem artysty niestety coraz rzadziej jest wyznacznikiem tego, że dojrzał on do momentu, w którym jest gotowy odejść, żeby samemu zająć się własną karierą i pokazać, na co naprawdę go stać. Nawet w latach 90. w Polsce sytuacja była w miarę oczywista, kiedy pierwsze albumy solowe wydawali Robert Gawliński czy Katarzyna Nosowska. Chociaż w studiu wspomagali ich koledzy z zespołu, Andrzej Smolik z Wilków czy Piotr Banach z Heya, to najważniejsze były teksty i wokal popularnych liderów.



Reklama

Tegoroczny powrót Nosowskiej w zupełnie nowym stylu albumem "UniSexBlues" wyprodukowanym przez Marcina Macuka (Pogodno) nie pozostawia wątpliwości, że to ona jest kluczową postacią tych piosenek. Tymczasem od kilku lat wydawanie płyt solowych oznacza, tak jak w świecie muzyki pop, podpisywanie się pod pracą profesjonalnych producentów i tekściarzy, którzy dbają o jakość całego materiału.

Ten sposób pracy skutecznie wypromował w naszym kraju Smolik, odświeżając pięć lat temu wizerunek Krzysztofa Krawczyka na płycie "... Bo marzę i śnię", a potem znakomity tandem Bogdan Kondracki i Paweł Jóźwicki, który w podobnym stylu zadbał o powrót Maryli Rodowicz, a przede wszystkim zapewnił świetny start uczestnikom "Idola" Ani Dąbrowskiej i Monice Brodce. Trudno się dziwić powodzeniu wielu z tych produkcji, skoro w pisaniu tekstów i muzyki uczestniczyli m.in. Maciej Maleńczuk, Robert Gawliński, Kasia Nosowska czy Mariusz Szypura (Silver Rocket), Szymon Folwarczny (Stealpot). Dopóki całe przedsięwzięcie może pociągnąć popularne nazwisko artysty lub jego charyzma, to nie ma problemu.

Gorzej, jeśli pod przykrywką dobrej muzyki nie udaje się uchwycić ciekawej osobowości samego artysty. Na tym właśnie poległ nowy projekt Mietalla Walusia, jak i tegoroczne albumy Karoliny Kozak i Tomka Makowieckiego. Była wokalistka grupy Dr No, szerzej znana jako była prezenterka MTV, zadebiutowała stylowym krążkiem "Tak zwyczajny dzień". O jego świetne akustyczne brzmienie zadbał sam Bogdan Kondracki, dzięki czemu jest to naprawdę światowa produkcja, która mieści się obok słonecznych piosenek Jacka Johnsona czy Jose Gonzaleza. Cóż z tego, jeśli w tekstach i głosie Kozak brakuje podobnej lotności. Miłosne wyznania i obietnice wierności pisane białym wierszem czy proste ciągi skojarzeń: "Może i tak, może masz i rację, może i tak, lecz teraz jem kolację" nie zmieniają wizerunku "dorosłej Karoli".

Najmniej wiarygodnie z tego grona wypada jednak Tomek Makowiecki, który od dłuższego czasu nie może sobie znaleźć miejsca na scenie muzycznej. Może i jest najlepiej z nich osłuchanym muzykiem, ale nie dorasta do swoich ambicji. Wystarczy sprawdzić, jaki jest faktyczny jego wkład pracy w najnowszy album "Ostatnie wspólne zdjęcie". Napisał zaledwie dwa teksty, a w warstwie muzycznej wspierali go m.in. Daniel Bloom czy Mariusz Szypura (Silver Rocket). Niestety, mimo szczerych chęci Makowiecki nie ma zadatków na Serge’a Gainsbourga.

Bez wątpienia wszystkie te albumy są na swój sposób oryginalne. Ale czy zachwycające? Ich sprzedaż, a przynajmniej chęć promowania takiej muzyki wskazują na to, że powoli coś się zmienia na polskim rynku. Jednak bez prawdziwych osobowości ta rewolucja skazana jest na niepowodzenie.