Sześć statuetek dla Beyonce, cztery dla Taylor Swift, po trzy dla Black Eyed Peas i Kings Of Leon, po dwie dla Eminema, Lady GaGi, Maxwella, Jasona Mraza, Beli Flecka, Michaela Giacchino oraz Michaela Tilsona Thomasa. Tym samym Beyonce awansowała do grona najczęściej nagradzanych artystów w historii - łącznie na koncie ma 13 statuetek.
Pełna lista laureatów Grammy 2010 >>
Ale Beyonce, choć w 2008 roku nagrała swoją najlepszą solową płytę ("I am... Sasha Fierce'), daleko do Michaela Jacksona. Plastikowa diwa r’n’b i hip-hopu nigdy nie zrobi rewolucji. Jest raczej symbolem przemian w muzyce nowej ery, w której królują wskaźniki sprzedaży i kult gatunków. Dziś Grammy po prostu odznacza artystów najlepiej sprzedających się, co też przekłada się na ogólny kryzys w fonografii.
Być jak Aretha Franklin
Dawniej Grammy były odbiciem tego, co najważniejsze w muzycznym świecie, jak statuetka dla Arethy Franklin w 1968 roku. Jeszcze kilka lat temu debiutanci nagradzani nią, tacy jak Corinne Bailey Rae, której pierwsza płyta w 2006 roku sprzedała się w 4 milionach egzemplarzy, albo Norah Jones (cztery nagrody Grammy w 2003 roku), mogli mówić o sukcesie na lata. Dziś Akademia honoruje Beyonce i gwiazdkę pop-country Taylor Swift, które w USA sprzedały w zeszłym roku najwięcej krążków.
Królestwo szaraków
Warto też zauważyć, że statuetki przypadły wykonawcom, którzy w zeszłym roku nagrali przeciętne lub słabe płyty (Beyonce, Green Day, The Black Eyed Peas, Eminem, Jay-Z). W cieniu pompy rozrywkowej przepadł znakomity album Dave Matthews Band. Akademia pominęła takie zjawiska w hip-hopie, jak Dizzee Rascal czy Speech Debelle, stawiając na amerykańską legendę Jaya-Z. Także The Black Eyes Peas to grupa, która ma za sobą schyłkowy okres bez Fergie (płyta "The E.N.D."), więc trudno zrozumieć motywacje nagradzających.
Grammy stają się coraz bardziej konserwatywną imprezą, co wynika nie tylko z amerykańskiej tradycji muzycznej, ale także z polityki. Po latach rządów Busha Ameryka ma do zbudowania nowy sen. I robi to także w show-biznesie. Nic nowego nie wniósł do niego ostatni album Beyonce, prócz rzetelnej produkcji i kilku dynamicznych przebojów, więc obdarowywanie gwiazdki sześcioma statuetkami jest dowodem na wpływ koncernów na decydentów show-biznesu.
Innym przejawem konserwatyzmu Grammy są statuetki dla Taylor Swift i nagroda w kategorii nowy artysta dla amerykańskiej grupy country Zac Brown Band. Ameryka wraca do swoich korzeni muzycznych, ale robi to tradycyjnie w bezpieczny, zrozumiały dla mas sposób.
Tegoroczne nagrody wyznaczają ważny moment w historii muzyki rozrywkowej. Najważniejsze zmiany dokonują się w niej w internecie. Koncerny muzyczne wiedzą o tym doskonale i dlatego próbują okopać się na swoich pozycjach, zyskując coraz większy wpływ na obsadę festiwali i oficjalne nagrody. Tymczasem już dziś internetowe serwisy, takie jak Pitchfork czy Slant, mające dostęp do najnowszych singli i własne opiniotwórcze rankingi, stają się dla wielu najważniejszym punktem odniesienia. Ściągania płyt z internetu także nie da się opanować, więc niedługo Grammy będzie musiało przeformułować zasady, by uwzględnić tendencje rynku.
Memento dla srebrnego krążka
Srebrny krążek odchodzi w siną dal, głównie dlatego, że muzyki jest za dużo i jej wybór lepiej umożliwia ściąganie wielu piosenek niż zakup płyt. A ponieważ rodzaj i jakość muzyki z internetu odbiega od tego, czym rządzi mainstream, nagrody przemysłu fonograficznego mogą niedługo stać się czymś na kształt uroczych bankietów dla branży. Podobnie jak dzieje się to z Grammy.