19-latek nie ma ostatnio najlepszej prasy. W ostatnich tygodniach spóźnił się dwie godziny na koncert, chodził po mieście w masce gazowej, wdał się w przepychankę z paparazzi, a w muzeum ofiary holokaustu, Annę Frank, pozostawił niestosowny wpis w księdze pamiątkowej ("Gdyby Anne Frank urodziła się w naszych czasach, byłaby moją fanką"). Wcześniej świat obiegły także zdjęcia Justina Biebera palącego marihuanę.
– Cieszę się, że zdobyłem popularność dopiero przed trzydziestką – przyznaje Michael Bublé. – Miałem czas, aby stać się mężczyzną, którym jestem dzisiaj. Gdybym zaczął karierę jako 17-latek, pewnie byłbym wrednym gnojkiem. Myślę, że Justin Bieber radzi sobie świetnie biorąc pod uwagę fakt, jakie życie prowadzi i przez co już przeszedł. Zachowuje godność i dzielnie odpiera ataki. Jestem jego fanem. A za palenie skręta powinni dać mu medal, takie przeżycia kształtują, sprawiają, że gwiazdy wydają się nam bardziej ludzkie. Przecież to tylko dzieciak!
15 kwietnia ukazał się nowy krążek Michaela Bublé, "To Be Loved".