W Sopocie trwa festiwal Top of The Top. Jego nazwa sugeruje, że mamy do czynienia ze szczytem szczytów, czyli czymś, co na samej górze jest. Czymś najbardziej popularnym. I w pewnym sensie nazwa to prawdziwa, choć pewnie nie w takim, jakby chcieli twierdzić organizatorzy.
Na kilka dni przed rozpoczęciem imprezy TVN, CBOS wrzucił granat do i tak mocno spolaryzowanej beczki z opiniami o polskiej scenie muzycznej. Podał, że 63 procent z nas, Polaków, słucha disco polo. Jej sympatykami są przede wszystkim osoby mniej wykształcone oraz mieszkańcy wsi. Miłośnicy tego gatunku muzycznego częściej niż pozostali deklarują, że odczuwają dumę z bycia Polakami – czytamy w komunikacie. I ten obraz też można by było potraktować jako prawdziwy, gdyby nie kilka innych obserwacji z tego lata.
We wszystkich organizowanych w Polsce od początku czerwca festiwalach wzięło udział ponad milion osób. Powołujemy się tu nie na dane policji, która jak liczy manifestantów, każdy wie, ale na oficjalne informacje od organizatorów. Ponad połowa z wyżej wymienionej grupy bawiła się na dawnym Przystanku Woodstock, zwanym teraz Pol’and Rock Festivalem oraz na festiwalu Opener.
Na Openerze atrakcją były gwiazdy – Depeche Mode, Artic Monkeys, Bruno Mars, Massive Attack. Tu powrócił po koncertowym urlopie Dawid Podsiadło, tu triumfalnie pokazali dyktat popularności w polskim hip-hopie panowie z Taconafide. Mimo ceny, która dla dużej części Polaków była zaporowa – z polem namiotowym czterodniowy karnet kosztował 649 złotych, na terenach gdyńskiego lotniska Kossakowo bawiło się 140 tysięcy osób.
W Kostrzynie nad Odrą podczas koncertu zespołu Nocny Kochanek zanotowano rekord frekwencyjny – przedstawiciele Pol’and Rock Festivalu mówili o tym, że hity takie jak „Pierwszego nie przepijam” czy „Dziewczyna z Kebabem” zaśpiewało wraz z warszawsko-skarżyską formacją ponad 500 tysięcy osób.
To rzeczywiście podczas tego festiwalu rekord, ale wciąż jeszcze nie największa publiczność w historii Polski. Warto przypomnieć, że pod Krakowem, podczas koncertu niemieckiej grupy Scorpions, organizowanej w 2000 roku w ramach Inwazji Mocy, bawiło się według różnych danych (tu musimy się odwołać do Policji) od 600 do nawet 820 tysięcy ludzi.
Jakby tego było mało, w tym samym czasie, co Pol’and Rock Festival, w Polsce miały miejsce jeszcze dwie inne imprezy. Pierwsza to mający już sporą tradycję, organizowany w Katowicach Off Festival, który przyciąga miłośników muzyki alternatywnej. Druga to Polish Hip-Hop Festival. Na każdej z nich bawiło się kilkanaście tysięcy miłośników muzyki, której raczej daleko zarówno od disco polo, jak i tego co w Sopocie TVN, Sopocie Polsatu, czy Opolu TVP.
O Offie, który ma ogromny wpływ na polską scenę muzyczną (od hip-hopu po jazz i metal) mówiono i pisano w Polsce dużo. Impreza dla fanów HH, organizowana w Płocku to w mediach niemal całkowicie pomijana historia. A szkoda. W tym roku jej organizatorzy, podobnie jak w przypadku Openera, ogłosili sold out.
Ze względów bezpieczeństwa oraz położenie terenu (festiwal organizowany jest pomiędzy skarpą, a brzegiem Wisły, dokładnie na jej plaży) sprzedano „tylko” 14 tysięcy wejściówek, choć zainteresowanie było znacznie większe. Nie ma się co dziwić, bo gwiazdy festiwalu to muzycy, którzy okupowali pierwsze miejsce najlepiej sprzedawanych płyt w Polsce. Piszemy o tym w miarę regularnie, ale w tym miejscu trzeba przypomnieć, że to ani przedstawiciele świata disco-polo, ani gwiazdy Opola i Sopotu nie sprzedają najwięcej płyt w Polsce. Robią to takie gwiazdy, jak Otsochodzi, Rasmentalizm, Kękę, Tede czy Pezet. Ich lista jest oczywiście skrócona – warto nadmienić, że połowa „jedynek” OLISu (listy bestsellerów płytowych w Polsce) okupują w ciągu roku przedstawiciele rodzimego rapu. Do Katowic na Offa przyjeżdżają słuchacze starsi, często 30, 40, a nawet 50 +. W Płocku największą grupą wiekowa są ludzie mający 16-20 lat. Teksty swych idoli znają na pamięć, mimo że nie można ich usłyszeć (na marginesie: podobnie jak Nocnego Kochanka) w masowych mediach. Powiedzieć, że Tede, Kekę, Taconafide czy Pezet i Małolat mają status gwiazd to nic nie powiedzieć. Pisk, szaleństwo, skakanie, skandowanie nazwy, powtarzanie refrenów – wszystko to pokazuje, że wymienieni artyści otoczeni są niemal kultem.
Nagrania fanów:
Jakby obserwacji z wakacji było mało, warto wspomnieć o jeszcze jednym fenomenie – Męskim Graniu. Jak dowiedzieliśmy się od organizatorów, na wszystkie koncerty organizowane z tej serii sprzedano łącznie ponad 40 tysięcy biletów. Dawid Podsiadło, Krzysiek Zalewski, Kortez, którzy są autorami nagrania „Początek” oraz zapraszani goście, przyciągają tłumy. Co więcej – w międzyczasie Kortez ogłosił jesienne, klubowe tournee. Z 26 zapowiedzianych występów autora przeboju "Dobry moment", aż 11 jest już całkowicie wyprzedanych.
Świat disco polo też, a jakże, od ćwierćwiecza święci triumfy. I to nie tylko na poziomie takich gwiazd, które zna każdy, czyli Zenek Martyniuk, Boys czy Bayer Full. To fenomen, który podobnie jak Nocny Kochanek czy polski hip-hop, działa niemal całkowicie poza strukturami medialnymi (te rozumiem na potrzeby tekstu jako największe kanały radiowe i telewizyjne – bo prawdą jest, że istnieją niszowe, ze względu na oglądalność lub wyniki słuchalności, kanały tv i stacje radiowe, prezentujące tylko tę stylistykę). Ale wystarczy przejechać się po Polsce określanej jako B lub nawet C, by zobaczyć, że gdzie jest organizowana dyskoteka lub impreza, tam są przedstawiciele gatunku. W mniejszych miejscowościach, takich jak Ostróda, Wyszków, ale i większych jak Elbląg czy Radom organizowane są regularnie gale. Ale disco polo to nie tylko mniejsze miejscowości. Gatunek święci triumfy w wielkich miastach od swego zarania (pierwsza, historyczna Gala piosenki popularnej i chodnikowej zorganizowana została 29 lutego 1992 roku w stołecznej Sali Kongresowej). Po raz kolejny gwiazdy disco polo wypełnią Stadion Narodowy. 22 września odbędzie się tam impreza „Roztańczony Narodowy” – bilety idą jak woda.
Nie jest też prawdą, że gwiazdy festiwali telewizyjnych nie są nigdzie obecne. Festiwal Top Trendy bazuje na liście najpopularniejszych, względem m.in. sprzedaży, artystów. Tu mamy jednak fredrowski ambaras – nie wszyscy z tych, którzy płyty sprzedają (głównie artyści hip-hopowi), chcą pojawić się na festiwalu telewizyjnym, co powoduje, że obraz nie jest pełen.
Na tegorocznym festiwalu Top Of The Top były i będą bardzo ciekawe chwile. Oddano hołd Korze, świętowano jubileusze. Obraz do telewizji płynie ładny i przygotowany (momentami można mieć tylko zgryz, gdy hostessy rozdają suplementy diety lub kabanosy). To, a także Opole i Top Trendy nie są jednak nawet w części lustrzanym odbicie tego, co dzieje się na polskiej scenie muzycznej.
Wierzę, że 63 Polaków zna dobrze i dlatego w ankiecie odpowiada, że lubi, scenę disco polo. Nie wierzę, że jest to jedyna scena, z którą mamy do czynienia. ZPAV podjął próbę oceny zjawisk i certyfikuje już wykonawców disco polo złotymi, platynowymi i diamentowymi płytami (pisaliśmy o tym TUTAJ) Po pierwszej fali nagrodzonych z tego gatunku, mimo ogłoszonych wyróżnień, nowych nie widać.
Bardziej skłaniam się ku wnioskowi, że mamy do czynienia z rynkiem pięciu-sześciu równoległych scen, z których każda, ma swą widownię. Nie zgodzę się jednak z twierdzeniem, że to co widzimy na festiwalach telewizyjnych to prezentacja tego, co najważniejsze w polskiej muzyce. Wszystkie dane statystyczne pokazują, że to top of the top, ale tego, co pokazują telewizje. Czyli swoisty świat zamknięty, do którego czasem dopuści się Zenka, czasem Natalię Nykiel, czasem kogoś z raperów, a czasem – jak dziś wieczorem w charakterze gościa zespołu Big Cyc, grupę Nocny Kochanek.